środa, 29 maja 2013

Rozdział piętnasty: Lekcja dobra i zła




Poczułem od razu gniew, który natychmiast wyparował, przysłonięty potrzebą ochrony podopiecznej. Szybko zerwałem się z łóżka, wykonując jednocześnie dwie czynności – wzywając broń oraz wysyłając potężny impuls uzdrawiający w kierunku złamanego skrzydła.
Mocno zabolało, ale w razie walki nic nie osłabi mojego refleksu.
Nie ruszaj się – rzuciłem w kierunku Nat.
Stanąłem przy drzwiach z uniesionym mieczem i otworzyłem je jednym pchnięciem powietrza, dzięki czemu nie groziła mi natychmiastowa utrata ręki, gdyby nieprzyjaciel ciął mieczem.
Ku mojemu zaskoczeniu, przed drzwiami stał Bartek, który natychmiast wskoczył do środka i zatrzasnął za sobą drzwi.
- Ej, co ty…?
- Cicho! – syknął. – Ani słowa.
Co się dzieje?
Pokręcił głową.
Ktoś ją zaczarował, prawda? Jakiś przeklęty demon rzucił na nią czar?
To prawda – odparłem, zaskoczony jego wiedzą. Spojrzałem na Nat. - On już się skończył.
Ale echo jej koszmarów było bardzo intensywne - tłumaczył Bartek. - Mroczni szybko ją odszukają przez ciemną moc, która się uwalniała. Musicie stąd znikać. – Po czym dodał. - A ja mam wam towarzyszyć, dla ochrony.
Radzę sobie z jej ochroną – zaprotestowałem. Nie chciałem, by nam ktokolwiek towarzyszył – nawet Bartek. A może zwłaszcza Bartek, z tym jego przenikliwym spojrzeniem.
Postawmy sprawę jasno. Jesteś w niej zakochany, co każdy widzi prócz niej. Nie zawsze myślisz do końca jasno, jak przed chwilą.
Na moje wściekłe spojrzenie, dodał:
Wizje, pamiętasz? Nie włączam ich i nie wyłączam na życzenie, one po prostu przychodzą.
Ale żeby się tak wtrącać w moje wyjątkowo prywatne sprawy…
Dawid, weź się w garść i nie jęcz. Ochrona jej to podstawa. Ochrona ciebie również. Więc ty opiekujesz się nią, a ja was obojgiem. Jakby co, zostawiasz mnie, ratujesz ją, jasne?
Milczałem, a mój mózg pracował na wysokich obrotach. Odruchowo odrzucałem jego słowa, ale jednocześnie je analizowałem.
Ty coś wiesz. Powiedzieli ci, kim jesteśmy. – Doszedłem do wniosku.
Powiedzieli, przytaknął. Miałem też wizje. - Zmierzył mnie spojrzeniem swoich niebieskich oczu. - Liczę, że nie będziesz się bezsensownie spierał.
Nie.
Ale jeśli będzie szansa to ciebie też nie zostawię, pomyślałem.
Nagle powiało na nas mroźnie powietrze, nasze oddechy zamieniły się w parę. Rozejrzałem się błyskawicznie, Bartek wyjrzał przez okno… Szybko jednak zrozumiałem, co się dzieje i skontraatakowałem ciepłym powietrzem, które cisnąłem w Nat.
- Spokojnie, Bartek. Chyba moja podopieczna poczuła się zignorowana.
Istotnie, dziewczyna siedziała na łóżku, z naburmuszoną miną, otoczona ciepłem. Oczywiście byłem silniejszy i nie zostało nic z jej zimnego powietrza, ale i tak byłem z niej dumny.
- Wpadłeś tutaj, strasząc nas na śmierć, a potem rozmawiacie w myślach miedzy sobą, zamykając bariery. Nie słyszałam was – poskarżyła się, lekko zła.
- Moich myśli nie możesz słyszeć i tak – powiedziałem i zwróciłem się do Bartka.
Dzięki. Gdyby słyszała, co mówiłeś…
Ona się domyśla. Dostrzegła to parę minut temu.
Istotnie, dziewczyna przypatrywała mi się uważnie.
No to mam teraz problem.
- Sam go rozwiąż, stary. – Anioł klepnął mnie w ramię. – A teraz znikamy. Wszystko wyjaśnię ci po drodze. – Ostatnie zdanie było skierowane do Nat.
W tym momencie do Bartka podszedł Bursztyn, ocierając się o nogę chłopaka i mrucząc przyjaźnie.
- Cześć, Bursztyn. - Anioł uśmiechnął się i wziął kota na ręce.
- Skąd go znasz? – zdziwiła się Nat.
- Eee, tak szczerze – zmieszał się chłopak – to był kot Piotrka. Zaprzyjaźniłem się z nim i gdy mnie wezwałaś… Sprowadziłem go ze sobą. Zostawiłem go w ogródku i dopiero pojawiłem się w pokoju.
- Aha… - mruknęła dziewczyna. – Nagle zerwała się z łóżka, zaciskając dłoń na moim ramieniu. – Na pewno nic im nie grozi? To nie były kolejne prorocze sny?
Zorientowałem się, że mówi o rodzicach. Delikatnie zdjąłem jej rękę z ramienia, przytrzymując ją jednak we własnych dłoniach.
- Spójrz mi w oczy - powiedziałem. Spełniła moją prośbę. Spojrzenie miała błagalne i zaniepokojone. Zbytnio wierzyła w przeżyte właśnie koszmary. – Wszystkie te sny były jednym wielkim oszustwem. Twoim rodzicom nie grozi nic złego i nie spotkała ich żadna krzywda, rozumiesz? Nic im nie jest.
Skinęła głową. Coś w jej oczach zmieniło się, lecz nim zidentyfikowałem nowe uczucie, które się w nich pojawiło, ktoś odchrząknął.
- Nie chcę nic mówić, ale nieprzyjaciel blisko – oznajmił Bartek. – Jeśli musicie porozmawiać, zrobicie to później.
- Skąd wiesz, że blisko? – zapytała Nat.
Chłopak w odpowiedzi wskazał okno. Wyjrzałem przez nie i dostrzegłem w oddali jakąś postać. Niewątpliwe czarną i bezsprzecznie skrzydlatą.
- Czemu jest tak daleko? – zdziwiłem się. - Jesteśmy wyraźnie widoczni.
- Bursztyn jest prawdziwym Bursztynem – zaśmiał się chłopak. – Ale mówiąc poważnie, kot ma obrożę z tego minerału, którego imię nosi.
Pierwszy raz zwróciłem na imponującą obrożę kota. Rzeczywiście, podejrzanie błyszczała, ale nigdy nie zaprzątałem nią sobie głowy. Tymczasem Bartek kontynuował swoją wypowiedź.
 - Dostałem też od swojego Mistrza – mówił - ten kamień w postaci proszku, którego część rozsypałem wokół tej chatki. Mam też to. – Pokazał nam lśniący, owalny kamień, który teraz intensywnie błyszczał. – Opal.
- I co w nim niezwykłego? – spytała Nat.
- Niezwykłego? – powtórzyłem z niedowierzaniem. - Wiedz, że prawdziwy, anielski, zaczarowany opal jest tak rzadki, że dostają go tylko najważniejsi aniołowie mający misje niezwykle ważne. Jeśli Bartek go dostał…
- ... to znak, że mamy niezwykle ważną misję do wykonania – dokończył sam zainteresowany. - On nie świeci tylko wtedy, gdy zło jest w pobliżu. On świeci już wtedy, gdy ktoś podejmie decyzję, która doprowadzi go do nas w złych zamiarach. Gdyby nie wiedział ten ktoś, gdzie jesteśmy, opal nie zaświeciłby się.
- Dobra, znikamy stąd. – Podjąłem decyzję. - Nie chcę narażać Nat dłużej niż to konieczne.
Odesłałem kołdrę i koszyk. Kota wzięła na ręce Natalia, chwyciłem więc ją za ramię, a Bartek mnie za rękę.
- Prowadź.
I Bartek skoczył w Tunel.

***

- Gdzie jesteśmy? – spytałem.
- Hiszpania – odparł Bartek.
Pokiwałem głową. Równie dobrze mogliśmy znajdować się w Chile, Indiach, Kongo czy innym dowolnym miejscu świata. Staliśmy przed równie małą chatką jak ta, którą właśnie opuściliśmy. I ta też stała w lesie. Bartek krążył już dookoła niej, rozsypując bursztyn.
Skinąłem na Nat.
- Chodź za mną.
Wszedłem do domku. Tu była tylko jedna izba z połamaną kanapą. Skrzywiłem się i przywołałem koc. Nakryłem nim mebel i usiadłem. Gestem zaprosiłem Nat.
- Nauczyłem cię jak kontrolować powietrze i rano udowodniłaś, że masz to dobrze opanowane.
- Ale przecież natychmiast znikło – wtrąciła.
- Bo jestem znacznie silniejszy niż ty - uśmiechnąłem się, po czym kontynuowałem: - Zostało mi kilka rzeczy, których muszę cię nauczyć, a są to – przywoływanie przedmiotów i broń, a na końcu teleportacja. Zaczniemy od broni.
W tym momencie wszedł Bartek.
- Gotowe. Lekcja? – spytał. – Popatrzę, dobrze?
- Jasne – odpowiedziałem. – Zawsze możesz wtrącić swoje trzy grosze.
- Tylko jak będziesz przynudzał, Dawidzie.
- Chciałbyś – odparłem, mrużąc oczy, po czym zwróciłem się do dziewczyny. - A więc każda nasza broń – w tym momencie przywołałem swój miecz i położyłem na kolanach – jest zrobiona z niebiańskiej materii. Przypomina ona trochę ziemski stop używany do kucia mieczy, jednak jest znacznie trwalsza. Nigdy się nie szczerbi i nie tępi, można ją jednak złamać.
- Jednak, gdy  zaatakowała nas Lily, użyłeś bicza.
Skinąłem głową. Przywołałem wspomnianą broń i podałem jej.
- Bicz jest dobry na demony. Jest na wpół zrobiony z niebiańskiego złota, które je parzy i osłabia.
Wezwałem kolejną broń. Elegancki, misternie rzeźbiony łuk i kołczan ze strzałami.
- Jaki piękny – wyszeptała Natalia, biorąc łuk do ręki. Spojrzała na mnie i Bartka. – Nasza biała broń jest zwykle prosta i brzydka. Wasze bronie są wyjątkowo piękne, ze zdobieniami, a mimo to trwałe i groźnie. Jak to możliwe?
- Używamy innych materiałów – odezwał się Bartek. – Są podobne do ziemskich, ale wzmocnione magią. Magia przenika wszystko. Bez niej nawet byśmy nie latali.
W tym momencie Nat spojrzała na moje skrzydła, a potem przeniosła wzrok na strzałę.
- Te pióra na końcach strzał… Wyglądają jakby pochodziły…
- Z moich skrzydeł. Zgadza się – uśmiechnąłem się do niej. – Moja broń, moje pióra.
- To dziwne. Nie boli cię to?
Pokręciłem głową.
- Nie. Używam tych piór, które same wypadną. – Przywołałem jeszcze sztylet i włócznię. – To ostatnie bronie. Sztyletem już walczyłaś. Włóczni używamy rzadko, zwykle tylko, gdy jest wojna.
- Bierzecie udział w wojnach?
Tu niespodziewanie zaśmiał się Bartek.
- Tak. Z chęcią pogadam o tym na powierzchni – powiedział. W odpowiedzi na nasze zaskoczone miny, dodał: - To samo pytanie zadała mi tuż po przybyciu do Piekła. Najwyraźniej dokończymy tę rozmowę.
- W jakich wojnach? – Ponowiła pytanie Natalia.
Spojrzałem na Bartka, a on na mnie.
Ile możemy jej powiedzieć?
Wszystko. Zrozumie to.
Musi zrozumieć.
- Kojarzysz Sodomę i Gomorę? – spytałem ostrożnie.
- Było na lekcji religii.
- Zniszczyliśmy ją właśnie my. Anioły Nieba.
Nat była zaskoczona.
-  Myślałam… Myślałam, że zniszczył je Bóg, za karę.
- To była wojna. Wojna aniołów Nieba i Piekła. Wyjątkowo brutalna. Miasta były w całości opanowane przez Mrocznych. Przegrywaliśmy – opowiadałem cicho. – Nie mogliśmy jednak dopuścić by tak zostało. Świat rządził się wtedy innymi prawami. Jedynym wyjściem było całkowite zniszczenie, więc… spaliliśmy oba miasta.
- Mówisz jakbyś tam był – wyjąkała wstrząśnięta Nat.
- Bo w pewnym sensie byłem. Obecny był tam Dawid. Nie ma dwóch aniołów o tym samym imieniu – wyjaśniłem. – Gdy chcę, mogę sięgnąć do wspomnień mojego przeszłego ja.
- Bartek też tam był – dodał drugi anioł. – Zrozum, Natalio, to było konieczne. Nigdy byśmy tego nie zrobili, gdybyśmy nie musieli.
Dziewczyna siedziała w milczeniu. Spuściła wzrok, nie wiedziałem, o czym myśli.
- A inne wojny – odezwała się. – Jakie były?
- Zalanie świata – mruknąłem. – Potop. Było to wcześniej niż Sodoma i Gomora. Ale ja nie brałem w nim udziału. Wtedy Dawid był dzieckiem.
- Bartek chronił człowieka, który stał się zły. – Zasępił się. – Historia się powtarza – mruknął, jakby do siebie.
Natalia wreszcie podniosłą wzrok.
- Wy spowodowaliście potop?! – spytała z niedowierzaniem.   
- Nie my. To była wojna z Mrocznymi. I znów oni przejęli kontrolę. Stwórca się wściekł i… Już nigdy więcej nie powtórzyło się to w historii. Kolejne wojny były łagodniejsze, na małą skalę. – Wytłumaczył Bartek, a ja dodałem: - Teraz zwykle walczymy, gdy spotka się dobry człowiek ze swym aniołem i zły ze swoim. Indywidualne pojedynki. Wygrywa ten człowiek, którego anioł wygra.
Natalia kiwnęła głową. Nic nie powiedziała, ale czułem, że ciężko jej to zrozumieć.
- Zostawimy cię teraz samą.
Ponownie skinęła głową. Bursztyn wskoczył jej na kolana. Zupełnie o nim zapomniałem.
Dziewczyna mechanicznie pogłaskała kota.
Chodźmy - powiedziałem do Bartka. - Nic tu po nas.
Chłopak przytaknął. Wyszliśmy przed domek. Usiadłem na jednym z dużych kamieni, Bartek przysiadł bezpośrednio na trawie.
- Nie wiem, czy do był dobry pomysł, mówić jej o tym wszystkim – odezwałem się. – Ciężko to przyjęła. Może nas postrzec… w nieodpowiedni sposób.
Anioł milczał.
- Nie możemy jej okłamywać. To też część jej szkolenia – odezwał się w końcu. - Musi zrozumieć, kim jesteśmy. Zrobiliśmy to w przeszłości, może będziemy do tego zmuszeni i w przyszłości.
Ponownie zamilkł, by po chwili dodać:
- Nadchodzi kolejna wojna, Dawidzie. Kolejna wojna, choć niekoniecznie tutaj. I musimy być gotowi na wszystko.
- Jaka wojna? O czym ty mówisz?
Oczy Bartka znów były przerażająco chłodne i przeszywające.
- Świat się znów zmienia. Gdy skończysz uczyć Nat, Mistrz wszystko ci wyjaśni. Nadeszli kolejni posłańcy. Zaczyna się nowy czas.
Szablon wykonała DaFne z Wyimaginowanej Grafiki.