Poczułem od razu gniew, który
natychmiast wyparował, przysłonięty potrzebą ochrony podopiecznej. Szybko
zerwałem się z łóżka, wykonując jednocześnie dwie czynności – wzywając broń
oraz wysyłając potężny impuls uzdrawiający w kierunku złamanego skrzydła.
Mocno zabolało, ale w razie walki
nic nie osłabi mojego refleksu.
Nie ruszaj się – rzuciłem w kierunku
Nat.
Stanąłem przy drzwiach z uniesionym
mieczem i otworzyłem je jednym pchnięciem powietrza, dzięki czemu nie groziła
mi natychmiastowa utrata ręki, gdyby nieprzyjaciel ciął mieczem.
Ku mojemu zaskoczeniu, przed
drzwiami stał Bartek, który natychmiast wskoczył do środka i zatrzasnął za sobą
drzwi.
- Ej, co ty…?
- Cicho! – syknął. – Ani słowa.
Co
się dzieje?
Pokręcił głową.
Ktoś
ją zaczarował, prawda? Jakiś przeklęty demon rzucił na nią czar?
To
prawda – odparłem,
zaskoczony jego wiedzą. Spojrzałem na Nat. - On już się skończył.
Ale
echo jej koszmarów było bardzo intensywne - tłumaczył Bartek. - Mroczni szybko ją odszukają przez ciemną moc, która się uwalniała.
Musicie stąd znikać. – Po czym dodał. - A
ja mam wam towarzyszyć, dla ochrony.
Radzę
sobie z jej ochroną
– zaprotestowałem. Nie chciałem, by nam ktokolwiek towarzyszył – nawet Bartek.
A może zwłaszcza Bartek, z tym jego przenikliwym spojrzeniem.
Postawmy
sprawę jasno. Jesteś w niej zakochany, co każdy widzi prócz niej. Nie zawsze
myślisz do końca jasno, jak przed chwilą.
Na moje wściekłe spojrzenie, dodał:
Wizje,
pamiętasz? Nie włączam ich i nie wyłączam na życzenie, one po prostu
przychodzą.
Ale
żeby się tak wtrącać w moje wyjątkowo prywatne sprawy…
Dawid,
weź się w garść i nie jęcz. Ochrona jej to podstawa. Ochrona ciebie również.
Więc ty opiekujesz się nią, a ja was obojgiem. Jakby co, zostawiasz mnie,
ratujesz ją, jasne?
Milczałem, a mój mózg pracował na
wysokich obrotach. Odruchowo odrzucałem jego słowa, ale jednocześnie je
analizowałem.
Ty
coś wiesz. Powiedzieli ci, kim jesteśmy. – Doszedłem do wniosku.
Powiedzieli, przytaknął. Miałem też wizje. - Zmierzył mnie spojrzeniem swoich niebieskich
oczu. - Liczę, że nie będziesz się
bezsensownie spierał.
Nie.
Ale
jeśli będzie szansa to ciebie też nie zostawię, pomyślałem.
Nagle powiało na nas mroźnie
powietrze, nasze oddechy zamieniły się w parę. Rozejrzałem się błyskawicznie,
Bartek wyjrzał przez okno… Szybko jednak zrozumiałem, co się dzieje i
skontraatakowałem ciepłym powietrzem, które cisnąłem w Nat.
- Spokojnie, Bartek. Chyba moja
podopieczna poczuła się zignorowana.
Istotnie, dziewczyna siedziała na
łóżku, z naburmuszoną miną, otoczona ciepłem. Oczywiście byłem silniejszy i nie
zostało nic z jej zimnego powietrza, ale i tak byłem z niej dumny.
- Wpadłeś tutaj, strasząc nas na
śmierć, a potem rozmawiacie w myślach miedzy sobą, zamykając bariery. Nie
słyszałam was – poskarżyła się, lekko zła.
- Moich myśli nie możesz słyszeć i
tak – powiedziałem i zwróciłem się do Bartka.
Dzięki.
Gdyby słyszała, co mówiłeś…
Ona
się domyśla. Dostrzegła to parę minut temu.
Istotnie, dziewczyna przypatrywała
mi się uważnie.
No
to mam teraz problem.
- Sam go rozwiąż, stary. – Anioł
klepnął mnie w ramię. – A teraz znikamy. Wszystko wyjaśnię ci po drodze. –
Ostatnie zdanie było skierowane do Nat.
W tym momencie do Bartka podszedł
Bursztyn, ocierając się o nogę chłopaka i mrucząc przyjaźnie.
- Cześć, Bursztyn. - Anioł
uśmiechnął się i wziął kota na ręce.
- Skąd go znasz? – zdziwiła się Nat.
- Eee, tak szczerze – zmieszał się
chłopak – to był kot Piotrka. Zaprzyjaźniłem się z nim i gdy mnie wezwałaś…
Sprowadziłem go ze sobą. Zostawiłem go w ogródku i dopiero pojawiłem się w
pokoju.
- Aha… - mruknęła dziewczyna. –
Nagle zerwała się z łóżka, zaciskając dłoń na moim ramieniu. – Na pewno nic im
nie grozi? To nie były kolejne prorocze sny?
Zorientowałem się, że mówi o
rodzicach. Delikatnie zdjąłem jej rękę z ramienia, przytrzymując ją jednak we
własnych dłoniach.
- Spójrz mi w oczy - powiedziałem.
Spełniła moją prośbę. Spojrzenie miała błagalne i zaniepokojone. Zbytnio
wierzyła w przeżyte właśnie koszmary. – Wszystkie te sny były jednym wielkim
oszustwem. Twoim rodzicom nie grozi nic złego i nie spotkała ich żadna krzywda,
rozumiesz? Nic im nie jest.
Skinęła głową. Coś w jej oczach
zmieniło się, lecz nim zidentyfikowałem nowe uczucie, które się w nich
pojawiło, ktoś odchrząknął.
- Nie chcę nic mówić, ale
nieprzyjaciel blisko – oznajmił Bartek. – Jeśli musicie porozmawiać, zrobicie
to później.
- Skąd wiesz, że blisko? – zapytała
Nat.
Chłopak w odpowiedzi wskazał okno.
Wyjrzałem przez nie i dostrzegłem w oddali jakąś postać. Niewątpliwe czarną i
bezsprzecznie skrzydlatą.
- Czemu jest tak daleko? – zdziwiłem
się. - Jesteśmy wyraźnie widoczni.
- Bursztyn jest prawdziwym
Bursztynem – zaśmiał się chłopak. – Ale mówiąc poważnie, kot ma obrożę z tego
minerału, którego imię nosi.
Pierwszy raz zwróciłem na imponującą
obrożę kota. Rzeczywiście, podejrzanie błyszczała, ale nigdy nie zaprzątałem
nią sobie głowy. Tymczasem Bartek kontynuował swoją wypowiedź.
- Dostałem też od swojego Mistrza – mówił - ten
kamień w postaci proszku, którego część rozsypałem wokół tej chatki. Mam też
to. – Pokazał nam lśniący, owalny kamień, który teraz intensywnie błyszczał. –
Opal.
- I co w nim niezwykłego? – spytała
Nat.
- Niezwykłego? – powtórzyłem z
niedowierzaniem. - Wiedz, że prawdziwy, anielski, zaczarowany opal jest tak
rzadki, że dostają go tylko najważniejsi aniołowie mający misje niezwykle
ważne. Jeśli Bartek go dostał…
- ... to znak, że mamy niezwykle
ważną misję do wykonania – dokończył sam zainteresowany. - On nie świeci tylko
wtedy, gdy zło jest w pobliżu. On świeci już wtedy, gdy ktoś podejmie decyzję,
która doprowadzi go do nas w złych zamiarach. Gdyby nie wiedział ten ktoś,
gdzie jesteśmy, opal nie zaświeciłby się.
- Dobra, znikamy stąd. – Podjąłem
decyzję. - Nie chcę narażać Nat dłużej niż to konieczne.
Odesłałem kołdrę i koszyk. Kota
wzięła na ręce Natalia, chwyciłem więc ją za ramię, a Bartek mnie za rękę.
- Prowadź.
I Bartek skoczył w Tunel.
***
- Gdzie jesteśmy? – spytałem.
- Hiszpania – odparł Bartek.
Pokiwałem głową. Równie dobrze
mogliśmy znajdować się w Chile, Indiach, Kongo czy innym dowolnym miejscu
świata. Staliśmy przed równie małą chatką jak ta, którą właśnie opuściliśmy. I
ta też stała w lesie. Bartek krążył już dookoła niej, rozsypując bursztyn.
Skinąłem na Nat.
- Chodź za mną.
Wszedłem do domku. Tu była tylko
jedna izba z połamaną kanapą. Skrzywiłem się i przywołałem koc. Nakryłem nim
mebel i usiadłem. Gestem zaprosiłem Nat.
- Nauczyłem cię jak kontrolować
powietrze i rano udowodniłaś, że masz to dobrze opanowane.
- Ale przecież natychmiast znikło –
wtrąciła.
- Bo jestem znacznie silniejszy niż
ty - uśmiechnąłem się, po czym kontynuowałem: - Zostało mi kilka rzeczy,
których muszę cię nauczyć, a są to – przywoływanie przedmiotów i broń, a na końcu
teleportacja. Zaczniemy od broni.
W tym momencie wszedł Bartek.
- Gotowe. Lekcja? – spytał. –
Popatrzę, dobrze?
- Jasne – odpowiedziałem. – Zawsze
możesz wtrącić swoje trzy grosze.
- Tylko jak będziesz przynudzał,
Dawidzie.
- Chciałbyś – odparłem, mrużąc oczy,
po czym zwróciłem się do dziewczyny. - A więc każda nasza broń – w tym momencie
przywołałem swój miecz i położyłem na kolanach – jest zrobiona z niebiańskiej
materii. Przypomina ona trochę ziemski stop używany do kucia mieczy, jednak
jest znacznie trwalsza. Nigdy się nie szczerbi i nie tępi, można ją jednak
złamać.
- Jednak, gdy zaatakowała nas Lily, użyłeś bicza.
Skinąłem głową. Przywołałem
wspomnianą broń i podałem jej.
- Bicz jest dobry na demony. Jest na
wpół zrobiony z niebiańskiego złota, które je parzy i osłabia.
Wezwałem kolejną broń. Elegancki,
misternie rzeźbiony łuk i kołczan ze strzałami.
- Jaki piękny – wyszeptała Natalia,
biorąc łuk do ręki. Spojrzała na mnie i Bartka. – Nasza biała broń jest zwykle
prosta i brzydka. Wasze bronie są wyjątkowo piękne, ze zdobieniami, a mimo to
trwałe i groźnie. Jak to możliwe?
- Używamy innych materiałów – odezwał
się Bartek. – Są podobne do ziemskich, ale wzmocnione magią. Magia przenika
wszystko. Bez niej nawet byśmy nie latali.
W tym momencie Nat spojrzała na moje
skrzydła, a potem przeniosła wzrok na strzałę.
- Te pióra na końcach strzał…
Wyglądają jakby pochodziły…
- Z moich skrzydeł. Zgadza się –
uśmiechnąłem się do niej. – Moja broń, moje pióra.
- To dziwne. Nie boli cię to?
Pokręciłem głową.
- Nie. Używam tych piór, które same
wypadną. – Przywołałem jeszcze sztylet i włócznię. – To ostatnie bronie.
Sztyletem już walczyłaś. Włóczni używamy rzadko, zwykle tylko, gdy jest wojna.
- Bierzecie udział w wojnach?
Tu niespodziewanie zaśmiał się Bartek.
- Tak. Z chęcią pogadam o tym na
powierzchni – powiedział. W odpowiedzi na nasze zaskoczone miny, dodał: - To
samo pytanie zadała mi tuż po przybyciu do Piekła. Najwyraźniej dokończymy tę
rozmowę.
- W jakich wojnach? – Ponowiła
pytanie Natalia.
Spojrzałem na Bartka, a on na mnie.
Ile
możemy jej powiedzieć?
Wszystko.
Zrozumie to.
Musi
zrozumieć.
- Kojarzysz Sodomę i Gomorę? –
spytałem ostrożnie.
- Było na lekcji religii.
- Zniszczyliśmy ją właśnie my.
Anioły Nieba.
Nat była zaskoczona.
- Myślałam… Myślałam, że zniszczył je Bóg, za
karę.
- To była wojna. Wojna aniołów Nieba
i Piekła. Wyjątkowo brutalna. Miasta były w całości opanowane przez Mrocznych.
Przegrywaliśmy – opowiadałem cicho. – Nie mogliśmy jednak dopuścić by tak
zostało. Świat rządził się wtedy innymi prawami. Jedynym wyjściem było
całkowite zniszczenie, więc… spaliliśmy oba miasta.
- Mówisz jakbyś tam był – wyjąkała
wstrząśnięta Nat.
- Bo w pewnym sensie byłem. Obecny
był tam Dawid. Nie ma dwóch aniołów o tym samym imieniu – wyjaśniłem. – Gdy
chcę, mogę sięgnąć do wspomnień mojego przeszłego ja.
- Bartek też tam był – dodał drugi
anioł. – Zrozum, Natalio, to było konieczne. Nigdy byśmy tego nie zrobili,
gdybyśmy nie musieli.
Dziewczyna siedziała w milczeniu.
Spuściła wzrok, nie wiedziałem, o czym myśli.
- A inne wojny – odezwała się. –
Jakie były?
- Zalanie świata – mruknąłem. –
Potop. Było to wcześniej niż Sodoma i Gomora. Ale ja nie brałem w nim udziału.
Wtedy Dawid był dzieckiem.
- Bartek chronił człowieka, który
stał się zły. – Zasępił się. – Historia się powtarza – mruknął, jakby do
siebie.
Natalia wreszcie podniosłą wzrok.
- Wy spowodowaliście potop?! –
spytała z niedowierzaniem.
- Nie my. To była wojna z Mrocznymi.
I znów oni przejęli kontrolę. Stwórca się wściekł i… Już nigdy więcej nie
powtórzyło się to w historii. Kolejne wojny były łagodniejsze, na małą skalę. –
Wytłumaczył Bartek, a ja dodałem: - Teraz zwykle walczymy, gdy spotka się dobry
człowiek ze swym aniołem i zły ze swoim. Indywidualne pojedynki. Wygrywa ten
człowiek, którego anioł wygra.
Natalia kiwnęła głową. Nic nie
powiedziała, ale czułem, że ciężko jej to zrozumieć.
- Zostawimy cię teraz samą.
Ponownie skinęła głową. Bursztyn
wskoczył jej na kolana. Zupełnie o nim zapomniałem.
Dziewczyna mechanicznie pogłaskała
kota.
Chodźmy
- powiedziałem do
Bartka. - Nic tu po nas.
Chłopak przytaknął. Wyszliśmy przed
domek. Usiadłem na jednym z dużych kamieni, Bartek przysiadł bezpośrednio na
trawie.
- Nie wiem, czy do był dobry pomysł,
mówić jej o tym wszystkim – odezwałem się. – Ciężko to przyjęła. Może nas
postrzec… w nieodpowiedni sposób.
Anioł milczał.
- Nie możemy jej okłamywać. To też
część jej szkolenia – odezwał się w końcu. - Musi zrozumieć, kim jesteśmy.
Zrobiliśmy to w przeszłości, może będziemy do tego zmuszeni i w przyszłości.
Ponownie zamilkł, by po chwili
dodać:
- Nadchodzi kolejna wojna, Dawidzie.
Kolejna wojna, choć niekoniecznie tutaj. I musimy być gotowi na wszystko.
- Jaka wojna? O czym ty mówisz?
Oczy Bartka znów były przerażająco
chłodne i przeszywające.
- Świat się znów zmienia. Gdy
skończysz uczyć Nat, Mistrz wszystko ci wyjaśni. Nadeszli kolejni posłańcy.
Zaczyna się nowy czas.