poniedziałek, 14 stycznia 2013

Rozdział trzeci: Ból i miłość



Minęło kilka miesięcy, powoli kończyło się lato. Następnego dnia było rozpoczęcie roku szkolnego. Moja Nat chodziła zdenerwowana, że aż sam nieświadomie trzepotałem nerwowo skrzydłami. Udzielały mi się poprzez Połączenie jej uczucia – bo choć nie miała problemów z nawiązywaniem kontaktów to choć najchętniej trzymała się na dystans. Nie miała zbytniej ochoty poznawać nowych ludzi. Ci dotychczasowi ją zawiedli.
Ja mówiąc szczerze, też odetchnąłem z ulgą, na myśl, że nie będę musiał już widzieć znajomych z jej dawnej klasy. Część z nich lubiła Natalkę i jej towarzystwo, ale niektórzy byli tak obłudna i fałszywa, że aż gotowałem się ze złości, widząc jak udają koleżeństwo. Pół dnia siedziałem na lekcjach czując gniew i słuchając ich złośliwych myśli. Nikt w klasie nie miał Opiekuna. Ba!, na całą szkołę było ich trzech, łącznie ze mną. Pokręciłem głową na samo wspomnienie. Na Anioła trzeba zasłużyć, trzeba go potrzebować, wbrew temu, co mówi Biblia i różne przekazy i podania, z jakimi zdążyłem się zaznajomić już w Niebie. Nie ma dokładnych kryteriów, opisów ludzi i cech charakteru. Aniołowie - Mistrzowie czują, kto potrzebuje Stróża i wówczas ten jest przydzielany... Jedno jest niezmienne – ta osoba jest dobra i ma coś istotnego w życiu do osiągnięcia. Gdyby stała się zła, zeszła ze swojej ścieżki życia – straciłaby Opiekuna.
Ze wspomnień wyrwało mnie ukłucie bólu. Wiedziałem, co to znaczy. Natychmiast poderwałem się i pobiegłem do kuchni. Skrzydła skrzydłami, to była najszybsza metoda. Natalka stała przy blacie kuchennym patrząc na zranioną dłoń. Obok dostrzegłem deskę i nóż, kroiła warzywa do surówki. Powoli mijało jej otępienie i ból wdzierał się do umysłu. Z powrotem przeniosłem wzrok na jej dłoń i spływającą po niej krew. Czułem się źle, nie mogąc jej w żaden sposób pomóc. W bezsilności uderzyłem ręką o blat. Pojawiła się na nim mała rysa. Ups… W złości użyłem zbyt dużo siły.
Rana krwawiła, dziewczyna obmywała ją wodą z kranu. Później przemyła ranę wodą utlenioną i założyła opatrunek. Czuła lekką słabość, nie przepadała za widokiem krwi.
- Mamo, dokończysz surówkę?! – zawołała.
- Tak! Coś się stało?! – Zawołała Aleksandra ze swojej sypialni. Nie była zbyt zaniepokojona.
- Nic takiego. Po prostu muszę wyjść na dwór.
Nat wyszła na zewnątrz, do ogródka, a ja podążyłem za nią. Była tam mała ławeczka na której przysiadła i oddychała świeżym powietrzem. Nie była delikatna, ale nie lubiła ran. Ja nie mogłem jej pomóc. Fakt, że ktoś posiada Opiekuna nie powoduje, że dany człowiek nie choruje, żyje dłużej. Nie uzdrawiamy. Nie wskrzeszamy.
- Co się dzieje, kolego? – Odwróciłem głowę, wiedząc, kogo ujrzę. Uśmiechnąłem się do anioła.
- Cześć, Bartek. Opiekuję się podopieczną jak widać. – Za nim ujrzałem, że jego Piotrek także wyszedł na dwór. Tylko wtedy Bartek mógł ze mną porozmawiać, rzadko opuszczamy podopiecznych na odległość większą niż parę metrów.
- Co się j e j stało? – powtórzył, podkreślając słowo „jej”. Miał bystre oczy.
Westchnąłem.
- Zraniła się w dłoń. Nie najlepiej reaguje na tego typu rzeczy – odpowiedziałem.
- Ach, współczuję. Mocno bolało?
Skrzywiłem się.
- Niemiłe uczucie. Zdarzyło mi się zresztą po raz pierwszy. Nigdy dotąd nawet się nie skaleczyła.
- Pamiętam jak pierwszy raz poczułem ból Piotrka – powiedział Bartek. - Spadł z roweru, trochę go przeszlifowało po drodze. Ból niesamowity, do tego strach, bezradność... Nie życzę ci tego. Niemal zapomniałem, jak się nazywam. Jutro idzie do nowej szkoły, prawda?
Wyczułem w jego głosie powagę.
- Tak – odparłem ostrożnie.
- Musisz jej dobrze pilnować. Jest inna. Wyróżnia się tajemniczością i skrytością. Nie każdy to zaakceptuje. Pamiętaj.
Spojrzałem mu prosto w oczy. Miał błękitne tęczówki, lśniły groźnie.
- Będę.
Obejrzał się przez ramię. Jego podopieczny wracał do domu. Bartek też tam się skierował, rzucając na odchodnym:
- Warto, aby zyskała przyjaciółkę.
Dlaczego? Miałem to pytanie na końcu języka. Patrzyłem uważnie jak znika w domu. To brzmiało jak zagadka. Co miał na myśli? Czy jej odrzucenie sprawi mi ból? A może chodzi mu o coś więcej?
Słyszałem o aniołach obdarzonych specjalnymi zdolnościami. Są to dwie umiejętności: możliwość zawrócenia podopiecznego z drogi wiodącej ku ostatecznej śmierci (lekarze nazywają to śmiercią kliniczną) oraz (serce zabiło mi szybciej) prekognicja, zwana popularnie widzeniem przyszłości. Czyżby Bartek wiedział coś... Natychmiast się poderwałem z miejsca, jednak Nat właśnie wracała do domu, a ja kierowałem się w stronę przeciwną. Uparcie szedłem dalej, a wtedy w coś uderzyłem. Lekko, ale dość by się zatrzymać. Po chwili poczułem jakby coś mnie przyciskało, pchając do tyłu. Zrozumiałem, że oto doświadczyłem, że nie istnieje po prostu taka sobie reguła, aby nie oddalać się od podopiecznego. Istnieje możliwość blokady, która uniemożliwi to aniołowi. Najwyraźniej odległość, już nas dzieląca, była maksymalną. Rzuciłem wściekłe spojrzenie w kierunku domu Piotrka i powlekłem się w kierunku domu, wciąż czując nacisk na ciele.

***

Ranek nastał stanowczo za późno. Taka nerwowa noc nie nastraja radośnie. W ogóle –zamyśliłem się – Nat chodzi ciągle jakaś smutna... Najbardziej szczęśliwa była, gdy spotykała się z koleżanką Martą, lecz ta niedawno się wyprowadziła z miasta i straciły kontakt. Od tego czasu chodzi ciągle smutna. Aż sam staje się taki. Oby znalazła koleżankę w klasie. Muszę tego dopilnować. Przypomniałem sobie ostrzeżenie Bartka. Muszę jej znaleźć przyjaciółkę – postanowiłem.
Nat właśnie wstała z łóżka i kierowała się do łazienki, więc ja poszedłem do kuchni. Usiadłem na moim ulubionym miejscu – na jednym z blatów w rogu kuchni - skąd miałem dobry widok na całe pomieszczenie. Ze znudzeniem obserwowałem jak Aleksandra krząta się po kuchni.
Nic ciekawego – westchnąłem rozczarowany. – Czasami jednak jest strasznie nudno. Jestem chłopakiem, na litość boską, a zajmuję się dziewczyną. Jakby była chłopakiem to może jakieś mecze bym chociaż zobaczył czy coś, a tak... Dlaczego w ogóle zrobili taką parę jak my? Niezwykle rzadko przydzielają aniołów do dziewczyn.
- Jesteś jej przyszłością! – Nagle rozległ się głos. Silny, władczy, czysty.
Zaskoczony, prawie spadłem z blatu. Nie wiedziałem, kto mówi, ale wiedziałem skąd. Głos wibrował mi w głowie. Wiadomości z Nieba, tylko dla mnie.
- Jestem Mądrością. A ty jesteś jej przeznaczony.
- Przeznaczony? Co to znaczy przeznaczony? – Miałem mętlik w głowie. O czym On mówi?
- Przeznaczenie to potężna siła. Za kilka lat pojmiesz, o czym mówię. Twój los i los Natalii znany jest niewielu... I nikt nie wie, jaki jest jego koniec... – Głos stawał się coraz cichszy, oddalał się.
- Nie, zaczekaj! Powiedz więcej, co się stanie za kilka lat?
- Przyszłość jest niezbadana... – Głos umilkł zupełnie.
Zdenerwowałem się. Kto to w ogóle był? Nigdy nie słyszałem o kimś takim. Mądrzy zawsze mówią zagadkami czy ludzie czy aniołowie. A te słowa w ogóle były pozbawione sensu. Jak może mieć misję ktoś, kto nie wie o istnieniu partnera? Jedyna moja misja to pilnowanie Natalii.

***

Moje rozważania zostawiłem na porę nocną. Teraz stało przede mną zadanie pójścia do szkoły, czyli to, co lubiłem najmniej. Szkoła jest okropna, naprawdę. Nawet moja anielska uczelnia była ciekawsza. Wlokłem się za moją podopieczną. Ona pogrążona w rozmyślaniach zaczynających się jedynie od słów „Co będzie, gdy...”, a ja „O co może chodzić...”. Naprawdę, dobrana z nas para, nie ma co. Doszliśmy do szkoły. Natalka znalazła swoją klasę i stanęła wśród uczniów. Przyglądała im się, próbując ocenić, jacy są. Ja dzięki swoim zdolnościom dowiedziałem się tego szybciej i skuteczniej – mina czy poza człowieka nie mogą mnie zmylić, widzę głębiej.
Dziewczyna po jej lewej stronie – blondynka, myślała właśnie o swojej urodzie i ile będzie „ciach” w klasie i dzieliła się z tymi przemyśleniami z drugą dziewczyną, obie chichotały.
Okropność, takie puste myśli.
Grupka innych dziewczyn wydawała się na pierwszy rzut oka w porządku, ale ich wyniosła postawa, nieudawana, sprawiała odpychające wrażenie. Odczucie to potęgowały jeszcze ich ironiczne komentarze w stosunku do innych, w tym mojej Nat.
Spojrzałem na chłopaków. O, chłopacy byli w porządku. Ich myśli dotyczyły z początku dziewczyn w klasie, a potem przerzuciły się na piłkę nożną (jakiś mecz leciał dzisiaj w telewizji). Ot, zwykli nastolatkowie. Miałem wrażenie, że gdybym był człowiekiem to spokojnie bym się z nimi zakolegował. Niemal żałowałem, że tak nie jest.
Krążyłem wzrokiem po innych. Klasa miała liczyć dwadzieścia pięć osób. Piętnastu chłopaków, ale dwóch nie widzę, może nieobecni. Do tego dziesięć dziewczyn. Naliczyłem ich dziewięć, więc jednej brakuje. W międzyczasie zarejestrowałem lekkie uspokojenie się Nat – podeszli do niej chłopacy, przywitali się, chwilę z nią pożartowali. Nat mimo wszystko umiała się odnaleźć. Bała się pierwszego spotkania, zaakceptowana jest spokojniejsza. Odwróciłem się z powrotem ku tłumowi poszukując zaginionej dziewczyny. Byłem zdenerwowany – żadna z tych dziewczyn nie nadawała się na przyjaciółkę mojej podopiecznej, a muszę wykonać to, co zlecił mi Bartek. Czuję, że wie coś, z czego ja nie zdaję sobie sprawy.
Nagle usłyszałem jak ktoś gwałtownie nabiera powietrza. Spojrzałem w kierunku, z którego dochodził dźwięk, instynktownie czując, że nie został wydany przez żadnego ucznia czy dorosłego. I miałem rację. Ujrzałem anioła – dziewczynę. Widziałem jej złoty połysk skrzydeł, dostrzegłem piękne jasne włosy oraz błękitne oczy. Ubrana była cała na biało, podobnie jak ja. Zauważyłem, że przy pasie miała przypięty sztylet. Opiekuńczo, niemal zaborczo, trzymała się tuż obok dziewczyny, której mi brakowało w klasie. Anielica dostrzegła moje zdziwione spojrzenie i powiedziała:
- Jest nieśmiała. Nie zdołałam tego naprawić, do tego trzeba ludzkiej ręki. Witaj. – Głos miała melodyjny.
Ile mogła mieć lat? Zmarszczyłem brwi w skupieniu. Piętnaście – uznałem. Wyglądała na starszą od towarzyszki. Uśmiechnąłem się.
- Witaj. Jestem Dawid – przedstawiłem się. – A ty?
- Amelia – odpowiedziała.
- Dlaczego nosisz broń przy sobie? – spytałem, wskazując na jej pas.
Wzruszyła ramionami i rozejrzała się.
- Tylko sztylet, miecz jest bezpieczny w Niebie. To twoja podopieczna? – Wskazała na Natalię, która dalej rozmawiała z kolegami.
Kiwnąłem głową i powiedziałem:
- Myślę, że powinniśmy spróbować zaprzyjaźnić dziewczyny. Może Natalia i... – zawahałem się. Nie znałem imienia dziewczyny, jako że była chroniona przez anioła. Jej imię, emocje, umysł były zamknięte przed obcymi.
Amelia szybko zrozumiała.
- Alicja.
- Może Natalia i Alicja mając podobne charaktery dogadają się ze sobą. I Ala nabierze więcej śmiałości, a Natalia zyska przyjaciółkę. Taką mam nadzieję, nie mam daru prekognicji – zaśmiałem się.
Amelia przygryzła wargę i uciekła spojrzeniem w bok. Zdziwiła mnie jej reakcja.
- Coś nie tak?
- Nie, nic – mruknęła szybko i przygryzła lekko wargę. Po chwili zmieniła temat. – Ile masz lat?
- Trzynaście, jak podopieczna.
Uśmiechnęła się, choć jak zauważyłem, jej uśmiech nie objął wzroku. Oczy pozostały pełne troski i strachu. Dziwne.
- Ja mam niemal piętnaście. Przydzielono mnie już prawie pięć lat temu. Jestem jedną z najmłodszych Opiekunek w historii.
Tym razem w jej uśmiechu był cień dumy. Pogratulowałem jej i skupiliśmy uwagę na dziewczynach. Zauważyłem, że Amelia pozornie bez przerwy patrzy na swoją podopieczną, ale kilka razy widziałem jak przygląda się Nat. Miała wtedy bardzo zaniepokojone spojrzenie.
Poczułem się tak, jakbym uczestniczył w jakimś spisku. Co to ma być? Jakieś tajemne zadanie, taka straszna tajemnica, której nikt nie chce mi zdradzić. Na litość boską, to moja podopieczna, czyż nie ja powinienem wiedzieć o niej wszystkiego? Tymczasem słucham rad obcych lub pośrednio jestem raczony wystraszonym spojrzeniem. Co to za gra?
- To gra o życie!
Na dodatek mi odbija – pomyślałem niewzruszony. – Znów wrócił niezidentyfikowany głos.
- To wygodne tak myśleć. Zapewniam cię jednak, że istnieję. A gra toczy się o życie. I to niejedno.
Znowu ty? Czemu mówisz do mnie zagadkami? Czemu wszyscy do mnie tak mówią? Nie jestem dzieckiem! – pomyślałem ze złością.
- Dla mnie jesteś. – W Jego głosie usłyszałem echo śmiechu. Dziwne. Poprzednio nie był taki wesoły. – W oczach wielu aniołów jesteś dzieckiem. Jednak twoja przyszłość jest dla nas bardzo istotna.
Ale dlaczego, czy możesz mi to wyjaśnić?
- Cierpliwości aniele Dawidzie. Wiedza może niszczyć...
- Niewiedza też - mruknąłem wściekły.
Głos zniknął. Otrząsnąłem się z zamyślenia i odkryłem, że Amelia przygląda mi się z troską. Dziwne, stała dosyć daleko, ale wyglądała jakby miała do mnie podejść, lecz coś jej nie pozwalało. Nagle odkryłem powód jej niepokoju i niezdolności ruchu.
- Ach! – Nagłe uderzenie w moje ciało było naprawdę brutalnym przywróceniem do rzeczywistości. Czym prędzej odblokowałem skrzydła i podleciałem do podopiecznej.
Spojrzałem na teraz już szczerze rozbawioną Amelię.
- Dzięki, że mnie ostrzegłaś – rzekłem kwaśno, zwijając skrzydła.
- Próbowałam, lecz nie reagowałeś. To, że postanowiłeś uciąć sobie drzemkę na służbie, nie znaczy, że ja także mam oberwać za oddalanie się od Alicji. – Nie wytrzymała i roześmiała się. Nie zawtórowałem jej.
- Spoważniej. Co się teraz dzieje? - spytałem jej. Mrugnęła do mnie. Przy jej urodzie, sprawiło to trochę piorunujące wrażenie.
- Zaraz porozchodzą się do klas. Wychowawczyni da im plany lekcji, trochę opowie o szkole i rozejdą się do domów. Lekcje zaczną się jutro.
- Okej. To chyba musimy się postarać, aby razem siadły w klasie, co?
- No chyba tak – westchnęła i gestem skierowała mnie ku Natalii. – No to dalej. Ale będzie roboty...
Z tymi słowami podeszła do Alicji i zaczęła jej coś szeptać. Chwilę się jej przyglądałem. Była naprawdę zaangażowana w pracę Anioła Stróża. Mimo młodego wieku na jej twarzy widać było miłość do podopiecznej. Coś w jej postawie mówiło mi, że gdyby ktoś próbował zagrozić Alicji, spotkałaby go niemiła niespodzianka. Amelia posłała mi karcące spojrzenie. Matko, czuję się jak zbity pies. Powlekłem się do Natalii, która siedziała ma murku i przyglądała się, ku mojej uldze, Alicji. To mi tylko ułatwi zadanie – pomyślałem, bowiem czułem, że Nat intensywnie myśli, czy by do tej dziewczyny nie podejść i nie zagadać.
Przysiadłem obok niej.
- To dobry pomysł. Podejdź, porozmawiaj. Usiądź koło niej w klasie. Jest podobna do ciebie, dogadasz się z nią. Musisz tylko pierwsza wyciągnąć rękę i nie poddać się, jeśli będzie trzymać się na dystans.
Poczułem jak myśli Natalki przybierają bardziej stanowczy obrót. Podjęła decyzję, że w drodze do klasy zagada do nieznajomej. W tym samym momencie uczniowie ruszyli do szkoły, musiałem przegapić jakiś sygnał. Natalka zeskoczyła z murku i podążyła za resztą, szukając w tłumie Alicji. Byłem wyższy i szybko dostrzegłem wśród uczniów Amelię z podopieczną. Anielica jakby wyczuła mój wzrok i podniosła głowę. Lekko ją przechyliła i poczułem dotknięcie jej umysłu. Lekkie – dla nas aniołów, jak zwykła rozmowa.
- Bez problemu spróbuje pogadać z Natalką. Czuje, że są podobne, mimo że Natalia ma więcej śmiałości od niej. Ale ma pewne obawy...
- Spokojnie. Moja podopieczna z chęcią z nią pogada. Zaprzyjaźnią się – rzekłem pewnie.
- Tak... Mam nadzieję – rzekła cicho, jakby ze smutkiem.
- Amelio...
- Tak? – Uniosła głowę, aby spojrzeć mi w oczy, była już metr ode mnie.
- Czy ty coś ukrywasz przede mną? – zapytałem prosto z mostu.
Spojrzała na mnie przestraszona.
- Miałam pewną wizję… Ale to nic pewnego - wyjąkała.
- Dotyczącą mnie? Natalki?
Zwiesiła głowę, a cała jej postawa wyrażała ogromny żal.
- Nie mogę powiedzieć – szepnęła.
Poczułem lekką złość.
- Dlaczego?
Cisza.
- Amelia!
- Nie mogę! – Dziewczyna prawie płakała. – Nie mogę, rozumiesz? To by zmieniło przyszłość! To by zmieniło wszystko! To co się wydarzy... Nie można aż tak zmieniać przyszłości. Nie mogę dzielić się wizjami, nie takimi. To zabronione.
Byłem wstrząśnięty. Nie tyle tym, co powiedziała, a jej płaczem.
- Przepraszam. – Nieśmiało podszedłem bliżej objąłem ją. – Rozumiem, przepraszam. Zapomnijmy o tym. Udajmy, że nie było tej rozmowy, dobrze?
Zapłakana skinęła głową. Odsunąłem się.
- Widzenie przyszłości to nie zawsze dar – rzekła cicho. - Moja wizja... Lękam się chwili jej spełnienia – dodała i w tym samym momencie jej błękitne oczy zrobiły się puste i lekko zamglone. Trwało to kilka sekund.
Gdy na powrót wróciła do rzeczywistości, westchnęła lekko rozbawiona i poderwała głowę.
- Do przodu!
Na podkreślenie tych słów pociągnęła mnie za rękę i pociągnęła w stronę szkoły. Zobaczyłem dlaczego. W drzwiach mignęły mi postacie Natalii i Alicji. Gdy my rozmawialiśmy, te zdążyły się już poznać i wchodziły do budynku.
- Bystrzejsze od wiatru - skomentowałem.
- Chodźmy za nimi. Nie lubię tego uczucia jakby przygniatało mi całe ciało.
- A kto lubi? – spytałem retorycznie.
Poszliśmy za dziewczynami. Z tego co słyszałem, Nat zaprosiła po szkole Alę do siebie, aby pogadać i lepiej się poznać. Wszystko było jak trzeba. Do końca dnia zapomniałem o Głosie, o nieodgadnionej wizji Amelii...

***

rok wcześniej

- Amelia! Nie żartuj sobie ze mnie! – Mimo to śmiałem się razem z nią. Była noc, Alicja nocowała u Nat, więc my graliśmy z Amelią w karty. Pilnowaliśmy tylko, czy się nie budzą. Karty, które same fruwają w powietrzu nie należałyby do normalnych widoków w życiu dziewczyn. – Zabieraj te karty, to nie fair!
- Wszystko jest fair. Co niezabronione to dozwolone, czyż nie? – Mrugnęła do mnie łobuzersko.
- Małpa – mruknąłem cicho, ona jednak usłyszała.
- I kto to mówi. Pamiętaj – jestem twoją jedyną nadzieją na rozmowę.
I tu miała rację, niestety. Piotrek, nasz sąsiad, wyprowadził się, a co za tym idzie – Bartek też.
- A ja twoją – zripostowałem. Zmrużyła niebezpiecznie oczy i odgarnęła włosy do tyłu. Opadły jej na plecy złotą kaskadą. - No dobra, dobra. Hmm, to jak brzmią twoje nowe zasady?
- Że nie ma żadnych zasad? – Uśmiechnęła się złośliwie.
Podniosłem ręce w geście kapitulacji.
- Poddaję się. Wygrałaś. Jesteś niemożliwa, Boże, jak ja z tobą wytrzymuję? – spytałem retorycznie i wymownie wzniosłem oczy ku niebu.
Nie odpowiedziała. Zaskoczony spojrzałem na nią i dostrzegłem, że patrzy na Alicję. A Alicja... na karty.
- Szybko, schowaj je gdzieś – syknąłem. – Czekasz aż zacznie wrzeszczeć?
- Tak, tak... Już, zaraz. Ale gdzie?! – W jej głosie brzmiała panika. Z wrażenia zapomniała, że mogła te karty po prostu odesłać.
- Dawaj. – Zabrałem jej karty. – Idź i gadaj jej, żeby zasnęła. Szybko.
Popchnąłem ją lekko i doskoczyła do łóżka. Sam szybko schowałem karty za biurko, słysząc za sobą szepty Amelii. Na szczęście Alicja była jeszcze zaspana i szybko zasnęła z powrotem. Obyło się bez histerycznych krzyków. Razem z przyjaciółką odetchnąłem z ulgą. Jednak tej nocy już tylko rozmawialiśmy.

***

Rankiem Alicja miała dziwny nastrój. W końcu Nat spytała się, czy przyjaciółka dobrze się czuje.
- Tak – powiedziała Ala. – Tylko... Tak się zastanawiam... Natalka, wierzysz w czary, duchy?
Wyczułem, że Nat jest mocno zdziwiona tym pytaniem. Usiadła na łóżku.
- Czasami tak, czasami nie. Nie sądzę, aby istniała taka magia jak w „Harrym Potterze” – zaśmiała się. – Ale wiesz... Wierzę w anioły, dobre duchy. Odkąd zmarła babcia, mam uczucie jakby ktoś stale ze mną był i się mną opiekował. Myślę, że to ona.
No to super – pomyślałem i skrzywiłem się. Mimo iż zdaje sobie sprawę z mojej obecności, to uznaje mnie za swoją własną babcię. No ekstra, nie ma co. Amelia zauważyła, że mój dobry nastrój prysł. Szybko zorientowała się w sytuacji.
- Przykro ci, że nie wie, że ty to ty? – Uśmiechnęła się lekko. – Zdajesz sobie chyba sprawę...
- ... że nigdy mnie nie pozna? Tak wiem. Ale być uznanym za jej babcię...
Amelia przyglądała mi się w milczeniu. Miała już niemal osiemnaście lat. Coraz częściej zdarzało jej się milczeć, coraz częściej miała też wizje. Miałem wrażenie, że ciągle widzi to samo, że coś się zbliża coraz bardziej. Po każdej z nich była smutna. Raz ją spytałem, dlaczego.
- Nie widzę, co jest dalej. Widzę zdarzenie, ale nic więcej. Zupełnie jakby dalszy los nie był jeszcze ustalony. To dziwne.
Nic więcej nie powiedziała. Nigdy nie powiedziała, czego dotyczy ta wizja. Głos też się nie odzywał...
- Dawid... – Amelia wyglądała tak jakby zbierała się na odwagę. Zupełnie jakby miała tajemnicę i w końcu musiała się nią podzielić. Cóż. W zasadzie taką miała. Ale nie o wizję jej chodziło.
- Wybacz, że pytam, ale czy ty przypadkiem...  Nie kochasz Natalii? – wykrztusiła te słowa z trudem.
Byłem zaskoczony.
- Oczywiście, że ją kocham. To moja podopieczna.
- Nie o to chodzi. W twojej trosce o nią, w tym jak na nią patrzysz... To wszystko sięga głębiej, prawda?
Zacisnąłem usta. Usiadłem na biurku i spojrzałem na Amelię.
- Nie rozumiem, o co ci chodzi. Aniołowie nie znają pojęcia miłości takiej jaką obdarzają się ludzie. Dobrze o tym zresztą wiesz.
- A ty dobrze wiesz, że zwykle nie łączy się par takich jak wy - podopieczna i Opiekun lub odwrotnie – podopieczny i Opiekunka. Takie połączenia są nieszczęśliwe, gdyż czasami anioł zakochuje się w człowieku, poznaje ludzką miłość. Brak wzajemności, co logiczne, sprawia, że anioł się załamuje i... znika.
Byłem wstrząśnięty.
- Dlaczego mi to mówisz? Nie kocham jej tak. Czułbym to.
- Ostrzegam cię. Miłość jest niebezpieczna, podstępna. Czyha na ciebie tam, gdzie najmniej się tego spodziewasz. – Złapała mnie za dłoń i przycisnęła mi ją do serca. – Masz serce. Masz duszę. Potrafisz kochać i kochasz. Kochasz tę dziewczynę, czy to zauważasz czy nie.
Puściła moją dłoń, która bezwładnie opadła na moje kolana.
- Uważaj – powiedziała tylko i wyszła. Alicja już prawie wyszła z domu, więc wkrótce i tak by ją „wypchnęło”.
Ja siedziałem dalej, niezdolny do ruchu. Jej słowa odbijały się echem w mojej głowie. Nie, nie echem. Tłukły się po niej jak stado nosorożców. „Kochasz tę dziewczynę... kochasz”.
Miłość.
Dla mnie to słowo istniało zawsze, jeśli chodzi o Natalię. To była moja podopieczna, u której boku miałem być całe jej życie. To życie było wyznacznikiem mojego. Po śmierci naszych podopiecznych „rozpływamy się” nadając nowe życia – kwiatom, roślinom, zwierzętom. Później nasza dusza odradza się, a my z czasem możemy uzyskać swoje wcześniejsze wspomnienia. Natomiast gdyby ludzie byli nieśmiertelni żylibyśmy wiecznie. Żyłbym też wiecznie, gdybym nigdy nie został przydzielony podopiecznej jak np. Mistrzowie, na Ziemi nazywani archaniołami. Dożyłbym starości (czego dotąd nigdy nie osiągnąłem). Jednakże… jej życie to moje życie. Oczywiste, że ją kocham. Ale w taki sposób... Czy to możliwe?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała DaFne z Wyimaginowanej Grafiki.