Szłam
szybko, nerwowo rozglądając się na boki. Wprawdzie Amelia powiedziała, że czarny
anioł tak szybko mnie nie znajdzie, ale kto to wie. Idąc przez uśpione miasto
myślałam, co teraz mam zrobić. Ten anioł mówił coś o zdolnościach, które mogę
wykazać. Czy w takim razie mogłabym przebywać w Piekle? Czy przeżyłabym tam?
Chyba tak, skoro chciał mnie tam zabrać. A może jakiś anioł mógłby tam pójść ze
mną? Nie, to niemożliwe. Tylko Dawid i ja możemy się od siebie oddalać, żaden
inny anioł tak by nie mógł. Chociaż wciąż wiem żałośnie mało o tym świecie.
Przez pierwsze dni wciąż miałam wrażenie, że to wszystko nie dzieje się
naprawdę.
Po
drodze nikogo nie spotkałam. Z ulgą otworzyłam drzwi używając zapasowego klucza
spod jednej z donic z kwiatami i wślizgnęłam się do domu. Rodzice na szczęście jeszcze
spali. Zerknęłam na zegarek. Była szósta rano. Po cichu doszłam do łazienki i
umyłam twarz. Przebrałam się też w swoje ciuchy, a te od Amelii upchnęłam w
plecaku. Dodatkowo włożyłam do niego trochę jedzenia i pieniądze. Później
usiadłam na łóżku obracając w dłoniach pióro ze skrzydła Dawida. Co takiego
dało mu moc uzdrawiania? Co stało się ze mną, że zaczęłam widzieć świat
anielski i piekielny? Po policzku spłynęła mi łza. Tak bym chciała go ocalić.
Kropla spadła na pióro, które zabłysnęło delikatnie. Westchnęłam. Schowałam je
do plecaka.
Może pomóc?
Podskoczyłam
na łóżku. Jedyny głos, jaki słyszałam do tej pory, należał do Dawida. Ten był
inny. Czułam w nim siłę i stanowczość.
Jestem Mądrość. I mogę
udzielić ci kilku rad. Czy chcesz je?
Uznałam,
że nie pora na zadawanie pytań. Zamieniłam się w słuch.
Oczywiście.
Rada pierwsza – znajdź
anioła, który był przyjacielem Dawida. On zdoła ci pomóc, ale będziesz musiała
umieć go do tego przekonać.
Ale kogo masz…
Rada druga – przerwał mi Głos - szukaj tam, gdzie ciemność jest
najjaśniejsza. I ostatnia… Uważaj na siebie, nie możesz zginąć. Oboje nie
możecie umrzeć.
Dlaczego? Panie, czy…
Jednak
poczułam, że zniknął… Jest tak jak mówił Dawid, zawsze daje mnóstwo zagadek,
zero odpowiedzi. Mam jednak już wytyczone, co robić…
Zerwałam
się na równe nogi i zaczęłam krążyć po pokoju. Myśl, myśl… Kto jest
przyjacielem Dawida? Amelia. Ale nie o nią chodzi… Olśniło mnie. Bartek! Ale
nie wiem, dokąd Piotrek wyjechał, wiem tylko, że gdzieś daleko… I jak on mógłby
mi pomóc, skoro też ma podopiecznego? Zerknęłam na komputer. Może znajdę go w
Internecie? Nie wiem, czym się zajmuje, ale może ma konto na np. naszej-klasie?
Warte sprawdzenia. Na razie odsunęłam na dalszy plan rozmyślania, jakim cudem
miałabym szukać kogoś na drugim końcu Polski.
Uruchomiłam
przeglądarkę i wpisałam w wyszukiwarce Piotr Myszkowski. Chwilę patrzyłam na
wyniki i kliknęłam w przypadkowy odnośnik, w jakąś stronę z wiadomościami.
Zaczęłam czytać i nie dowierzałam własnym oczom.
„Piotr
M., lat 21, wczoraj rzucił się na swoją dziewczynę, groźnie raniąc ją nożem.
Następnie usiłował popełnić samobójstwo. Sąsiedzi usłyszeli hałas i wezwali
policję. Dziewczyna obecnie przebywa w ciężkim stanie w szpitalu, a niedoszły
samobójca trafił do aresztu. Nieznane są przyczyny postępowania. Policja
wszczęła śledztwo w tej sprawie.”
Zorientowałam
się, że wstrzymywałam oddech. Wypuściłam gwałtownie powietrze. Piotrek niemal
zabił człowieka? Spojrzałam na datę – dwa miesiące temu. Pamiętałam go jako
wesołego, optymistycznie nastawionego do świata chłopaka. Czy na pewno chodzi o
niego? Niestety, intuicja podpowiadała mi, że tak. I to by się zgadzało, czemu
Głos kazał mi się zwrócić do Bartka i mówił, że będzie ciężko go przekonać.
Nie, nie przekonać. Pomóc mu się otrząsnąć z tego. Piotrek popełnił dwa
straszne czyny – usiłował odebrać życie innemu człowiekowi i sobie. To dwa
grzechy śmiertelne… Sądzę, że za nie stracił anioła, który pewnie błąka się
przy nim załamany…
Jak
znaleźć Bartka? Jak mu pomóc? Pogrążyłam się w rozmyślaniach. Do głowy
przychodziły mi same nierealne pomysły. Zacisnęłam pieści, zamknęłam oczy.
Gdybym mogła z nim porozmawiać… Wysiliłam umysł. Umiem rozmawiać z Dawidem,
może jak się skoncentruję uda porozmawiać mi się z Bartkiem… Siedziałam tak
kilka minut bezgłośnie wołając: Bartek!,
aż usłyszałam hałasy z korytarza. Rodzice już wstali. Z rezygnacją położyłam
się na łóżku. I wszystko na nic. Może to tylko pogłębiła się więź miedzy mną a
Dawidem i wcale nie mam żadnych mocy? Leżałam tak, patrząc w sufit, słuchając
odgłosów z kuchni. Obserwowałam taniec promieni słonecznych na białym suficie.
I myślałam o Niebie. Nagle zdałam sobie sprawę, że do promieni słońca dołączyły
srebrne iskierki. Spojrzałam się na pokój. Ujrzałam srebrną, migoczącą chmurkę.
W ułamku sekundy znikła i pojawił się anioł. Wysoki blondyn o niebieskich
oczach. Ubranie miał wymięte, włosy rozczochrane. Wyglądał jak uosobienie
nieszczęścia. Wiedziałam, kto to. Jakimś cudem udało mi się go wezwać.
Chłopak
patrzył na mnie w milczeniu, usiadłam na łóżku.
-
Jesteś Bartek, prawda? – spytałam.
-
Tak. Ty mnie wzywałaś? – Mówił powoli, jakby nad każdym kolejnym słowem musiał
się zastanowić.
-
Potrzebuję twojej pomocy.
Przybysz
spojrzał na mnie uważnie. W jego oczach widziałam smutek. Bezdenną rozpacz.
-
Nie jesteś aniołem tylko podopieczną Dawida. Jakim cudem mnie widzisz i
wzywasz? I gdzie jest Dawid?
-
Został zaatakowany przez czarnego anioła. Raniony został klingą zanurzoną w
Niszczycielce. Umiera. Potrzebuję twojej pomocy, by go ocalić.
Bartek
delikatnie zbladł, nie przejął się jednak tak bardzo, jak myślałam. Widziałam,
że to nie dlatego, że nie lubi Dawida – był jego przyjacielem. Tak wpłynęła na
niego strata podopiecznego. Był otępiały, ledwo kontaktował. Nie miałam czasu
na miłe metody perswazji. Trzeba było zaatakować.
-
Bartek, zbudź się! Już nie odzyskasz podopiecznego, nigdy! Nie wracaj do niego
myślami, nie chodź za nim krok w krok! Skup się na tym, co dzieje się tu i
teraz. Jeśli mi nie pomożesz, stracisz przyjaciela! - Nie chciałam tak mówić.
Jednak może złość go otrzeźwi.
Postąpił
gniewnie krok w moją stronę. Jego oczy patrzyły przytomniej, wygląd delikatnie
się poprawił. Zatrzepotał w złości skrzydłami, zacisnął dłonie w pięści. Postęp.
-
Jak śmiesz tak do mnie mówić?! -
krzyknął. - Zdajesz sobie sprawę z tego, jaki to ból? Straciłem podopiecznego,
straciłem i już nigdy nie odzyskam! Stał się zły! To tak jakby wyrwali mi
połowę mojego serca. Jestem całkowicie sam. Potrafisz to sobie wyobrazić?! –
Wraz z ostatnimi słowami niemalże zapłakał.
-
Będę musiała, gdy Dawid umrze! Stracę anioła i wcale nie przez swoje czyny!
Jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc, jedyną! Musisz jednak wziąć się w
garść!
Zapomniałam,
że nie jestem w domu sama. Na korytarzu rozległy się szybkie kroki.
-
Cholera! – zaklęłam cicho i rzuciłam się w stronę komórki. Chwyciłam ją i
przyłożyłam do ucha i krzyknęłam do telefonu w chwili, gdy drzwi się otwierały.
-
Przemyśl to! I zadzwoń jak się opamiętasz! – Dla lepszego efektu rzuciłam
komórką, ale na łóżko, by się nie roztrzaskała.
-
Natalia, co się dzieje? Na kogo krzyczałaś? Czemu w ogóle nie śpisz o tej
porze? – Mama, z wyrazem niepokoju na twarzy, wpadła do pokoju.
Zerknęłam
na nią, ciągle zła na Bartka, co się w tej chwili przydało. Obiekt mojego
gniewu stał na środku pokoju, przez co, zamiast wprost patrząc na mamę dziwnie
na nią zezowałam.
-
Na koleżankę. Wkurzyła mnie, nieważne czym. Już się uspokajam, przepraszam.
-
Trochę dziwnie na nią krzyczałaś, coś o aniele…
-
Mamo, nieważne. Idź, już w porządku.
Mama,
wcale nieprzekonana, wyszła zamykając za sobą drzwi. Zupełnie jak wczoraj.
Muszę się pilnować, bo w końcu wyśle mnie do psychologa. Albo i od razu do
psychiatry.
-
Zadowolony? – wycedziłam w stronę anioła.
-
Ja ci nie kazałem na mnie krzyczeć – odparł na to zirytowany.
-
Pomożesz mi, pytam ostatni raz?
-
Pomogę, dla Dawida. Ale jak to sobie wyobrażasz? – Rozłożył bezradnie ręce.
Miałam
już gotowy plan w głowie.
-
Posłuchaj…
***
-
Nie wiem czy to wypali. Natalia, czy ty zdajesz sobie sprawę, co ty chcesz
zrobić? – Bartek pytał się o to już setny raz.
-
Tak, zdaję. I przestań do mnie gadać, bo ludzie będą się na mnie patrzeć jak na
wariatkę.
Serio? A tak mogę?
W jakiś sposób
pogłębiłam umiejętność rozmowy w myślach. Ciekawe. I tak już do mnie nic nie
mów.
Ok, ok.
Nastrój
miał lepszy, ale chyba wciąż myślami był przy Piotrku. Szliśmy do domu Alicji,
po tym jak nakłamałam mamie, co zamierzam robić w czasie dnia i zapowiedziałam
powrót wieczorem. Dla podkreślenia mojego alibi kupiłam już kilka bluzek w
rekordowo krótkim czasie jakim jest piętnaście minut, więc nie będzie się
czepiać. Choć nawet nie wiem, co wybrałam.
Doszliśmy
już prawie pod dom Alicji. Spojrzałam na Bartka.
-
Zawołaj Amelię, muszę tam jakoś wejść.
-
Mówiłem ci, że też umiem podróżować Tunelem z pasażerem.
-
I co, nagle „znikniesz” mnie z ulicy?
-
Ech…
Wszedł do domu. Po chwili wyszedł i powiedział:
- Droga wolna, wszyscy w swoich pokojach. Bądź
ostrożna.
Kiwnęłam
głową w podzięce i podeszłam do drzwi. Delikatnie je uchyliłam i cichutko weszłam
do domu. Po lewej była kuchnia, następne drzwi to była łazienka, ostatnie –
sypialnia rodziców Alicji. Jej pokój był po lewej, u stóp schodów. Dalej był
salon.
Przemknęłam
niezauważona po schodach i z ulgą weszłam na strych. Starannie zamknęłam za sobą
drzwi i szybkim krokiem podeszłam do Dawida. Plecak rzuciłam w kąt. Bartek już
tu był. Gdy zobaczył, że weszłam, powiedział:
-
Bardzo źle to wygląda.
-
Co ty nie powiesz? – parsknęłam.
Na
strych wleciała Amelia. Dosłownie wleciała – wyłoniła się z dołu. Jej skrzydła
zabiły jeszcze kilkakrotnie, nim opadła na podłogę. Przez miniony miesiąc,
lubiłam obserwować mojego Opiekuna w czasie lotu. Fascynowały mnie anielskie
skrzydła, sama pragnęłabym takie mieć.
-
Macie mało czasu. Czy wiesz, gdzie szukać leku? – zwróciła się do mnie.
-
Tam, gdzie ciemność jest najjaśniejsza.
Uniosła
brwi, a ja rozłożyłam na to ręce.
-
Tak powiedział Mądrość. Dowiemy się na miejscu, o co chodzi.
-
Gdyby Dawid wiedział, co ty wyczyniasz, a w dodatku, że ja ci na to pozwalam,
to by mnie tym swoim mieczem przebił tu i teraz – westchnęła zrezygnowana.
Miecz…
Spojrzałam
na Amelię.
-
Mogę wziąć jego miecz?
-
Umiesz walczyć? – Spojrzała na mnie z powątpieniem.
-
Tak. Umiem też strzelać z łuku, jeśli cię to interesuje.
Nie
skomentowała tego, nie okazała zdziwienia. Jakby to była najnormalniejsza rzecz
pod słońcem, że w XXIw. nastolatka włada bronią białą. Aniołowie jednak byli
czasem mocno zacofani.
-
Więc go weź. Jemu na razie i tak się nie przyda. Sprawdź, czy dobrze będzie ci
się nim posługiwać.
Podeszłam
do lśniącego miecza. Leżał obok kanapy. Zawahałam się. Miecz należący do
Dawida… Odsunęłam uczucia na bok. Podniosłam go. Leżał idealnie, był niczym
przedłużenie ręki. Wydawał się być delikatny i lekki, jednak wiedziałam, że
jest niezwykle ostry.
-
Ten miecz nigdy się nie złamie, ostrze nie stępieje - wyjaśniła Amelia. - Jest zrobiony z
niebiańskiej materii.
Dostrzegłam
napis na ostrzu, wyryty blisko rękojeści – ASTRUM.
-
Co to za napis? – Pokazałam go aniołom.
Odpowiedział
mi Bartek.
-
To imię miecza.
-
Co znaczy?
-
Gwiazda. To z łaciny.
-
Potrzebuję pas i pochwę na miecz – oświadczyłam.
Amelia
wyciągnęła ku mnie dłoń, na której pojawiły się potrzebne mi przedmioty.
-
To wprawdzie nie Dawida – wyjaśniła – ale powinny dobrze pasować.
Miała
rację. U mojego pasa zawisł miecz, niemal nie czułam ciężaru. Oboje z Bartkiem
ubraliśmy się na czarno. Miałam na sobie wygodne spodnie, bluzkę i cienką
skórzaną kurtkę, niekrępującą ruchów. Włosy uplotłam w warkocz. Anioł, ubrany
podobnie, miał dodatkowo narzuconą na ramiona ciemną pelerynę, by ukryć blask
skrzydeł. Jeszcze w domu spytałam się go, czy potrafiłby skrzydła schować
całkowicie. Wytłumaczył mi wtedy, że mógłby, ale tylko w specjalnych
przypadkach – to część jego ciała i tego, kim jest. Każdy anioł unika
„znikania” skrzydeł jak tylko może. Na ramiona narzuciłam przyniesiony ze sobą
plecak, a właściwie plecaczek, do którego się przepakowałam po wizycie Bartka –
był niewielki i zawierał jedynie trochę jedzenia i bandaży. W tajemnicy przed aniołem,
schowałam też do niego pióro ze skrzydła Dawida. Chciałam mieć jego cząstkę w
nadchodzącym piekle. Dosłownie i w przenośni.
-
Proszę. – Amelia podała mi coś jeszcze.
Zerknęłam
na prezent i zobaczyłam sztylet. Wykonany z tego samego materiału co miecz,
lśnił delikatnie. Rękojeść była delikatnie zdobiona różnymi zawijasami i
motywami roślinnymi. Zastanowiłam się przelotnie, czy każda anielska broń jest
taka dekoracyjna.
-
To twój… - spojrzałam na nią.
-
To podarunek. Czasem przyda się coś do rzucania na odległość.
Przełknęłam
ślinę. Miałam nadzieję, że nikogo nie będę zmuszona zranić… Ani… Nie, nie
chciałam nawet myśleć, że mogłabym kogoś zabić. Zresztą, wtedy straciłabym
Dawida, czyż nie? Spytałam o to Amelię, jednocześnie przymocowując sztylet do
pasa.
-
Nie, nie straciłabyś. Prawo dotyczy śmiertelników, nie Mrocznych aniołów. Za
ich zabicie nie ma takich konsekwencji, a raczej… Nie przewidziano nigdy
możliwości ich zabicia przez człowieka. Nie myśl o tym. Unikajcie ich jak tylko
możecie.
-
Jak szybko wyczują naszą obecność?
-
Po kilku godzinach. Będziecie musieli się spieszyć.
Spojrzałam
na Dawida. Był chorobliwe blady, jego pierś ledwo się unosiła. Robię to dla
niego…
-
Gotowy? – Spojrzałam na Bartka.
Kiwnął
głową.
-
Gotowy.
Wyciągnął
ku mnie rękę. Chwyciłam ją. Nie czułam już strachu. Wypłakałam łzy. To, co
robię może być ostatnią rzeczą, jaką zrobię w życiu, ale z niewiadomych powodów
nie bałam się, a czułam jedynie determinację. Poczułam szarpnięcie i
znaleźliśmy się w Tunelu. Świat wirował. A potem kolejne znajome szarpnięcie i
otoczyły nas ciemności.
Witamy w Piekle.
pojawiło się twoje zamówienie na WG.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam, Effey.