sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział ósmy: Skutki grzechu śmiertelnego




Szłam szybko, nerwowo rozglądając się na boki. Wprawdzie Amelia powiedziała, że czarny anioł tak szybko mnie nie znajdzie, ale kto to wie. Idąc przez uśpione miasto myślałam, co teraz mam zrobić. Ten anioł mówił coś o zdolnościach, które mogę wykazać. Czy w takim razie mogłabym przebywać w Piekle? Czy przeżyłabym tam? Chyba tak, skoro chciał mnie tam zabrać. A może jakiś anioł mógłby tam pójść ze mną? Nie, to niemożliwe. Tylko Dawid i ja możemy się od siebie oddalać, żaden inny anioł tak by nie mógł. Chociaż wciąż wiem żałośnie mało o tym świecie. Przez pierwsze dni wciąż miałam wrażenie, że to wszystko nie dzieje się naprawdę.
Po drodze nikogo nie spotkałam. Z ulgą otworzyłam drzwi używając zapasowego klucza spod jednej z donic z kwiatami i wślizgnęłam się do domu. Rodzice na szczęście jeszcze spali. Zerknęłam na zegarek. Była szósta rano. Po cichu doszłam do łazienki i umyłam twarz. Przebrałam się też w swoje ciuchy, a te od Amelii upchnęłam w plecaku. Dodatkowo włożyłam do niego trochę jedzenia i pieniądze. Później usiadłam na łóżku obracając w dłoniach pióro ze skrzydła Dawida. Co takiego dało mu moc uzdrawiania? Co stało się ze mną, że zaczęłam widzieć świat anielski i piekielny? Po policzku spłynęła mi łza. Tak bym chciała go ocalić. Kropla spadła na pióro, które zabłysnęło delikatnie. Westchnęłam. Schowałam je do plecaka.
Może pomóc?
Podskoczyłam na łóżku. Jedyny głos, jaki słyszałam do tej pory, należał do Dawida. Ten był inny. Czułam w nim siłę i stanowczość.
Jestem Mądrość. I mogę udzielić ci kilku rad. Czy chcesz je?
Uznałam, że nie pora na zadawanie pytań. Zamieniłam się w słuch.
Oczywiście.
Rada pierwsza – znajdź anioła, który był przyjacielem Dawida. On zdoła ci pomóc, ale będziesz musiała umieć go do tego przekonać.
Ale kogo masz…
Rada druga – przerwał mi Głos - szukaj tam, gdzie ciemność jest najjaśniejsza. I ostatnia… Uważaj na siebie, nie możesz zginąć. Oboje nie możecie umrzeć.
Dlaczego? Panie, czy…
Jednak poczułam, że zniknął… Jest tak jak mówił Dawid, zawsze daje mnóstwo zagadek, zero odpowiedzi. Mam jednak już wytyczone, co robić…
Zerwałam się na równe nogi i zaczęłam krążyć po pokoju. Myśl, myśl… Kto jest przyjacielem Dawida? Amelia. Ale nie o nią chodzi… Olśniło mnie. Bartek! Ale nie wiem, dokąd Piotrek wyjechał, wiem tylko, że gdzieś daleko… I jak on mógłby mi pomóc, skoro też ma podopiecznego? Zerknęłam na komputer. Może znajdę go w Internecie? Nie wiem, czym się zajmuje, ale może ma konto na np. naszej-klasie? Warte sprawdzenia. Na razie odsunęłam na dalszy plan rozmyślania, jakim cudem miałabym szukać kogoś na drugim końcu Polski.
Uruchomiłam przeglądarkę i wpisałam w wyszukiwarce Piotr Myszkowski. Chwilę patrzyłam na wyniki i kliknęłam w przypadkowy odnośnik, w jakąś stronę z wiadomościami. Zaczęłam czytać i nie dowierzałam własnym oczom.

„Piotr M., lat 21, wczoraj rzucił się na swoją dziewczynę, groźnie raniąc ją nożem. Następnie usiłował popełnić samobójstwo. Sąsiedzi usłyszeli hałas i wezwali policję. Dziewczyna obecnie przebywa w ciężkim stanie w szpitalu, a niedoszły samobójca trafił do aresztu. Nieznane są przyczyny postępowania. Policja wszczęła śledztwo w tej sprawie.”

Zorientowałam się, że wstrzymywałam oddech. Wypuściłam gwałtownie powietrze. Piotrek niemal zabił człowieka? Spojrzałam na datę – dwa miesiące temu. Pamiętałam go jako wesołego, optymistycznie nastawionego do świata chłopaka. Czy na pewno chodzi o niego? Niestety, intuicja podpowiadała mi, że tak. I to by się zgadzało, czemu Głos kazał mi się zwrócić do Bartka i mówił, że będzie ciężko go przekonać. Nie, nie przekonać. Pomóc mu się otrząsnąć z tego. Piotrek popełnił dwa straszne czyny – usiłował odebrać życie innemu człowiekowi i sobie. To dwa grzechy śmiertelne… Sądzę, że za nie stracił anioła, który pewnie błąka się przy nim załamany…
Jak znaleźć Bartka? Jak mu pomóc? Pogrążyłam się w rozmyślaniach. Do głowy przychodziły mi same nierealne pomysły. Zacisnęłam pieści, zamknęłam oczy. Gdybym mogła z nim porozmawiać… Wysiliłam umysł. Umiem rozmawiać z Dawidem, może jak się skoncentruję uda porozmawiać mi się z Bartkiem… Siedziałam tak kilka minut bezgłośnie wołając: Bartek!, aż usłyszałam hałasy z korytarza. Rodzice już wstali. Z rezygnacją położyłam się na łóżku. I wszystko na nic. Może to tylko pogłębiła się więź miedzy mną a Dawidem i wcale nie mam żadnych mocy? Leżałam tak, patrząc w sufit, słuchając odgłosów z kuchni. Obserwowałam taniec promieni słonecznych na białym suficie. I myślałam o Niebie. Nagle zdałam sobie sprawę, że do promieni słońca dołączyły srebrne iskierki. Spojrzałam się na pokój. Ujrzałam srebrną, migoczącą chmurkę. W ułamku sekundy znikła i pojawił się anioł. Wysoki blondyn o niebieskich oczach. Ubranie miał wymięte, włosy rozczochrane. Wyglądał jak uosobienie nieszczęścia. Wiedziałam, kto to. Jakimś cudem udało mi się go wezwać.
Chłopak patrzył na mnie w milczeniu, usiadłam na łóżku.
- Jesteś Bartek, prawda? – spytałam.
- Tak. Ty mnie wzywałaś? – Mówił powoli, jakby nad każdym kolejnym słowem musiał się zastanowić.
- Potrzebuję twojej pomocy.
Przybysz spojrzał na mnie uważnie. W jego oczach widziałam smutek. Bezdenną rozpacz.
- Nie jesteś aniołem tylko podopieczną Dawida. Jakim cudem mnie widzisz i wzywasz? I gdzie jest Dawid?
- Został zaatakowany przez czarnego anioła. Raniony został klingą zanurzoną w Niszczycielce. Umiera. Potrzebuję twojej pomocy, by go ocalić.
Bartek delikatnie zbladł, nie przejął się jednak tak bardzo, jak myślałam. Widziałam, że to nie dlatego, że nie lubi Dawida – był jego przyjacielem. Tak wpłynęła na niego strata podopiecznego. Był otępiały, ledwo kontaktował. Nie miałam czasu na miłe metody perswazji. Trzeba było zaatakować.
- Bartek, zbudź się! Już nie odzyskasz podopiecznego, nigdy! Nie wracaj do niego myślami, nie chodź za nim krok w krok! Skup się na tym, co dzieje się tu i teraz. Jeśli mi nie pomożesz, stracisz przyjaciela! - Nie chciałam tak mówić. Jednak może złość go otrzeźwi.
Postąpił gniewnie krok w moją stronę. Jego oczy patrzyły przytomniej, wygląd delikatnie się poprawił. Zatrzepotał w złości skrzydłami, zacisnął dłonie w pięści. Postęp.
- Jak śmiesz tak do mnie mówić?!  - krzyknął. - Zdajesz sobie sprawę z tego, jaki to ból? Straciłem podopiecznego, straciłem i już nigdy nie odzyskam! Stał się zły! To tak jakby wyrwali mi połowę mojego serca. Jestem całkowicie sam. Potrafisz to sobie wyobrazić?! – Wraz z ostatnimi słowami niemalże zapłakał.
- Będę musiała, gdy Dawid umrze! Stracę anioła i wcale nie przez swoje czyny! Jesteś jedyną osobą, która może mi pomóc, jedyną! Musisz jednak wziąć się w garść!
Zapomniałam, że nie jestem w domu sama. Na korytarzu rozległy się szybkie kroki.
- Cholera! – zaklęłam cicho i rzuciłam się w stronę komórki. Chwyciłam ją i przyłożyłam do ucha i krzyknęłam do telefonu w chwili, gdy drzwi się otwierały.
- Przemyśl to! I zadzwoń jak się opamiętasz! – Dla lepszego efektu rzuciłam komórką, ale na łóżko, by się nie roztrzaskała.
- Natalia, co się dzieje? Na kogo krzyczałaś? Czemu w ogóle nie śpisz o tej porze? – Mama, z wyrazem niepokoju na twarzy, wpadła do pokoju.
Zerknęłam na nią, ciągle zła na Bartka, co się w tej chwili przydało. Obiekt mojego gniewu stał na środku pokoju, przez co, zamiast wprost patrząc na mamę dziwnie na nią zezowałam.
- Na koleżankę. Wkurzyła mnie, nieważne czym. Już się uspokajam, przepraszam.
- Trochę dziwnie na nią krzyczałaś, coś o aniele…
- Mamo, nieważne. Idź, już w porządku.
Mama, wcale nieprzekonana, wyszła zamykając za sobą drzwi. Zupełnie jak wczoraj. Muszę się pilnować, bo w końcu wyśle mnie do psychologa. Albo i od razu do psychiatry.
- Zadowolony? – wycedziłam w stronę anioła.
- Ja ci nie kazałem na mnie krzyczeć – odparł na to zirytowany.
- Pomożesz mi, pytam ostatni raz?
- Pomogę, dla Dawida. Ale jak to sobie wyobrażasz? – Rozłożył bezradnie ręce.
Miałam już gotowy plan w głowie.
- Posłuchaj…

***

- Nie wiem czy to wypali. Natalia, czy ty zdajesz sobie sprawę, co ty chcesz zrobić? – Bartek pytał się o to już setny raz.
- Tak, zdaję. I przestań do mnie gadać, bo ludzie będą się na mnie patrzeć jak na wariatkę.
Serio? A tak mogę?
W jakiś sposób pogłębiłam umiejętność rozmowy w myślach. Ciekawe. I tak już do mnie nic nie mów.
Ok, ok.
Nastrój miał lepszy, ale chyba wciąż myślami był przy Piotrku. Szliśmy do domu Alicji, po tym jak nakłamałam mamie, co zamierzam robić w czasie dnia i zapowiedziałam powrót wieczorem. Dla podkreślenia mojego alibi kupiłam już kilka bluzek w rekordowo krótkim czasie jakim jest piętnaście minut, więc nie będzie się czepiać. Choć nawet nie wiem, co wybrałam.
Doszliśmy już prawie pod dom Alicji. Spojrzałam na Bartka.
- Zawołaj Amelię, muszę tam jakoś wejść.
- Mówiłem ci, że też umiem podróżować Tunelem z pasażerem.
- I co, nagle „znikniesz” mnie z ulicy?
- Ech…
 Wszedł do domu. Po chwili wyszedł i powiedział:
 - Droga wolna, wszyscy w swoich pokojach. Bądź ostrożna.
Kiwnęłam głową w podzięce i podeszłam do drzwi. Delikatnie je uchyliłam i cichutko weszłam do domu. Po lewej była kuchnia, następne drzwi to była łazienka, ostatnie – sypialnia rodziców Alicji. Jej pokój był po lewej, u stóp schodów. Dalej był salon.
Przemknęłam niezauważona po schodach i z ulgą weszłam na strych. Starannie zamknęłam za sobą drzwi i szybkim krokiem podeszłam do Dawida. Plecak rzuciłam w kąt. Bartek już tu był. Gdy zobaczył, że weszłam, powiedział:
- Bardzo źle to wygląda.
- Co ty nie powiesz? – parsknęłam.
Na strych wleciała Amelia. Dosłownie wleciała – wyłoniła się z dołu. Jej skrzydła zabiły jeszcze kilkakrotnie, nim opadła na podłogę. Przez miniony miesiąc, lubiłam obserwować mojego Opiekuna w czasie lotu. Fascynowały mnie anielskie skrzydła, sama pragnęłabym takie mieć.
- Macie mało czasu. Czy wiesz, gdzie szukać leku? – zwróciła się do mnie.
- Tam, gdzie ciemność jest najjaśniejsza.
Uniosła brwi, a ja rozłożyłam na to ręce.
- Tak powiedział Mądrość. Dowiemy się na miejscu, o co chodzi.
- Gdyby Dawid wiedział, co ty wyczyniasz, a w dodatku, że ja ci na to pozwalam, to by mnie tym swoim mieczem przebił tu i teraz – westchnęła zrezygnowana.
Miecz…
Spojrzałam na Amelię.
- Mogę wziąć jego miecz?
- Umiesz walczyć? – Spojrzała na mnie z powątpieniem.
- Tak. Umiem też strzelać z łuku, jeśli cię to interesuje.
Nie skomentowała tego, nie okazała zdziwienia. Jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem, że w XXIw. nastolatka włada bronią białą. Aniołowie jednak byli czasem mocno zacofani.
- Więc go weź. Jemu na razie i tak się nie przyda. Sprawdź, czy dobrze będzie ci się nim posługiwać.
Podeszłam do lśniącego miecza. Leżał obok kanapy. Zawahałam się. Miecz należący do Dawida… Odsunęłam uczucia na bok. Podniosłam go. Leżał idealnie, był niczym przedłużenie ręki. Wydawał się być delikatny i lekki, jednak wiedziałam, że jest niezwykle ostry.
- Ten miecz nigdy się nie złamie, ostrze nie stępieje -  wyjaśniła Amelia. - Jest zrobiony z niebiańskiej materii.
Dostrzegłam napis na ostrzu, wyryty blisko rękojeści – ASTRUM.
- Co to za napis? – Pokazałam go aniołom.
Odpowiedział mi Bartek.
- To imię miecza.
- Co znaczy?
- Gwiazda. To z łaciny.
- Potrzebuję pas i pochwę na miecz – oświadczyłam.
Amelia wyciągnęła ku mnie dłoń, na której pojawiły się potrzebne mi przedmioty.
- To wprawdzie nie Dawida – wyjaśniła – ale powinny dobrze pasować.
Miała rację. U mojego pasa zawisł miecz, niemal nie czułam ciężaru. Oboje z Bartkiem ubraliśmy się na czarno. Miałam na sobie wygodne spodnie, bluzkę i cienką skórzaną kurtkę, niekrępującą ruchów. Włosy uplotłam w warkocz. Anioł, ubrany podobnie, miał dodatkowo narzuconą na ramiona ciemną pelerynę, by ukryć blask skrzydeł. Jeszcze w domu spytałam się go, czy potrafiłby skrzydła schować całkowicie. Wytłumaczył mi wtedy, że mógłby, ale tylko w specjalnych przypadkach – to część jego ciała i tego, kim jest. Każdy anioł unika „znikania” skrzydeł jak tylko może. Na ramiona narzuciłam przyniesiony ze sobą plecak, a właściwie plecaczek, do którego się przepakowałam po wizycie Bartka – był niewielki i zawierał jedynie trochę jedzenia i bandaży. W tajemnicy przed aniołem, schowałam też do niego pióro ze skrzydła Dawida. Chciałam mieć jego cząstkę w nadchodzącym piekle. Dosłownie i w przenośni.
- Proszę. – Amelia podała mi coś jeszcze.
Zerknęłam na prezent i zobaczyłam sztylet. Wykonany z tego samego materiału co miecz, lśnił delikatnie. Rękojeść była delikatnie zdobiona różnymi zawijasami i motywami roślinnymi. Zastanowiłam się przelotnie, czy każda anielska broń jest taka dekoracyjna.
- To twój… - spojrzałam na nią.
- To podarunek. Czasem przyda się coś do rzucania na odległość.
Przełknęłam ślinę. Miałam nadzieję, że nikogo nie będę zmuszona zranić… Ani… Nie, nie chciałam nawet myśleć, że mogłabym kogoś zabić. Zresztą, wtedy straciłabym Dawida, czyż nie? Spytałam o to Amelię, jednocześnie przymocowując sztylet do pasa.
- Nie, nie straciłabyś. Prawo dotyczy śmiertelników, nie Mrocznych aniołów. Za ich zabicie nie ma takich konsekwencji, a raczej… Nie przewidziano nigdy możliwości ich zabicia przez człowieka. Nie myśl o tym. Unikajcie ich jak tylko możecie.
- Jak szybko wyczują naszą obecność?
- Po kilku godzinach. Będziecie musieli się spieszyć.
Spojrzałam na Dawida. Był chorobliwe blady, jego pierś ledwo się unosiła. Robię to dla niego…
- Gotowy? – Spojrzałam na Bartka.
Kiwnął głową.
- Gotowy.
Wyciągnął ku mnie rękę. Chwyciłam ją. Nie czułam już strachu. Wypłakałam łzy. To, co robię może być ostatnią rzeczą, jaką zrobię w życiu, ale z niewiadomych powodów nie bałam się, a czułam jedynie determinację. Poczułam szarpnięcie i znaleźliśmy się w Tunelu. Świat wirował. A potem kolejne znajome szarpnięcie i otoczyły nas ciemności.
Witamy w Piekle.

1 komentarz:

Szablon wykonała DaFne z Wyimaginowanej Grafiki.