-
Dobrze się czujesz? – spytałem z troską, patrząc na dziewczynę. – Nie chciałem,
aby nasz spacer tak wyglądał – dodałem z goryczą.
Znajdowaliśmy
się w pokoju hotelowym. Natalia siedziała z podkulonymi nogami w fotelu.
Potrząsnęła
głową.
-
To była wspaniała wycieczka, nie przejmuj się zakończeniem. A odpowiadając na
twoje pierwsze pytanie – czuję się dobrze, najwyżej trochę zmęczona. – Omiotła
spojrzeniem pokój. – Odeślesz to wszystko? Nie mam chęci się pakować.
Westchnąłem.
-
W porządku.
Nie
uwierzyłem jej, gdyż znałem prawdę. Była tak zmęczona, że z łatwością
odbierałem jej uczucia, a nawet jej myśli, a ona nawet nie odkryła mojej
obecności. Wiedziałem, że nie może przestać myśleć o Lily, którą miała za małą,
niewinną dziewczynkę-ducha, a która okazała się demonem. Zdenerwowała się moją
złością. Trochę się mnie bała. Wciąż tęskniła za domem.
Patrzyłem
jak moja podopieczna wychodzi z pokoju, a po chwili wraca z koszykiem w jednej
dłoni, a wściekłym kotem w drugiej, jednocześnie przyciśniętym do jej boku.
-
Nie słucha się – powiedziała zirytowana. – Nie chce wejść do środka.
-
A jak mu to powiedziałaś? – spytałem, jakbym nie wiedział.
-
Aby właził do środka.
-
To może poproś go o to i podaj powód?
Obrzuciła
mnie pełnym złości spojrzeniem, które po chwili przeniosła na kota.
-
Wyjeżdżamy stąd. Ty musisz podróżować w tej klatce. Czy możesz do niej wejść,
proszę, abyśmy mogli wkrótce ruszyć? – zapytała, ledwo ukrywając poirytowanie.
Na miejscu kota bym nie wszedł. Bursztyn
jednak przechylił łepek, jakby się zastanawiał. Po chwili, wskoczył do środka,
mówiąc:
Ty ją, Aniele, naucz
rozmawiać ze mną. To oszczędzi czasu.
Tymczasem
Nat potarła mocno skronie.
-
Nie wiem, co się ze mną dzieje, ale proszenie kota o cokolwiek to dla mnie
przesada.
-
To tylko ból głowy i stres. Minie – powiedziałem uspakajająco, po czym dodałem.
– A każde żywe stworzenie trzeba traktować z szacunkiem. On umie mówić, czuje
tak samo jak my. Kocha cię.
Wyszedłem
na środek pokoju i po kolei odesłałem nasze rzeczy.
-
Weź kota i chodźmy na dół. Zapłacisz i znikniemy stąd.
Czekałem
aż Nat dopełni wszelkich formalności. Przez ten czas, spędzony na nauce,
opanowała dar języków. Teraz będę musiał nauczyć ją przywoływania i odsyłania
rzeczy, zapoznać z bronią… Znów czeka nas tydzień lub dwa intensywnej nauki. A
potem powrócimy do Nieba… Czekałem na tę chwilę, tam będziemy w końcu
bezpieczni.
Poczułem
mentalne pukanie. Ktoś chciał ze mną porozmawiać, a ja zamknąłem bariery
umysłu. Opuściłem je i usłyszałem zirytowany głos Amelii.
A od kiedy ty
osłaniasz umysł? –
zrzędziła.
Tobie też życzę miłego
wieczoru.
Bardzo zabawne. Jak
się trzymacie?
Poza atakiem
dziecka-demona? Wszystko w porządku – odparłem.
Zaatakował was demon? - Amelia się zaniepokoiła. – Ale nic wam się nie stało?
Może zabiła wiele
dzieci-aniołów, ale dla mnie nie stanowiła zbytniego zagrożenia.
Zabiła? Dziewczynka? I
ty zdołałeś ją…
Amelia, proszę, nie
wspominaj o tym. –
Zacisnąłem mocno powieki, jakby to mogło odgrodzić ode mnie bolesne
wspomnienia. – Chcę o tym zapomnieć.
Lekkie
zawahanie.
Przepraszam. To musi
boleć. Gdzie teraz jesteście?
– Zmieniła temat.
Jeszcze w Egipcie, ale
zaraz będziemy we Francji.
Gdzie?
Przesłałem
jej obraz małego domku.
Z dala od ludzi będzie
bezpieczniej. W okolicy są przyjazne zwierzęta, które ostrzegą nas o
niebezpieczeństwie.
Natalia porozumiała się
ze zwierzętami? –
zainteresowała się niespodziewanie Amelia.
Jeszcze nie. W
zasadzie trochę to dziwne, ale skąd mogę wiedzieć, co u niej jest normalne? – spytałem retorycznie.
Po
drugiej stronie nastała cisza.
Twoja podopieczna nie
będzie słyszeć zwierząt. Porozumie się tylko z jednym – odparła z wahaniem. - Nie wiem, co to będzie za zwierzę ani
kiedy to nastąpi. To będzie więź na miarę waszej.
Na
chwilę zabrakło mi słów.
Widziałaś to? Kiedy?
Dziś rano - odparła cicho. - Dlatego się z Tobą skontaktowałam.
Czy widziałaś coś
jeszcze? - spytałem
po chwili milczenia.
Już nie. Jeśli znów
coś zobaczę, na pewno dam ci znać.
– Powoli się wycofywała.
Zaczekaj chwilę! – zawołałem. – Wiesz, gdzie jest Bartek?
U mnie. – Zmieszała się. – Nie chce wracać do Nieba, więc mieszka ze
mną.
W
jej głosie było coś zaskakującego. Coś chciała ukryć…
Spodobał ci się – uśmiechnąłem się szeroko, gdy
zrozumiałem, co ukrywa.
Niech cię szlag – mruknęła zażenowana. – Pilnuj swojego nosa i podopiecznej.
Zniknęła.
Wciąż
z uśmiechem na twarzy spojrzałem w stronę kontuaru. Natalia stała obok niego i
z uwagą wpatrywała się w swoją komórkę udając, że robi coś pilnego. Czekała na
mnie.
-
Możemy iść.
Dziewczyna
lekko drgnęła, ale nie podniosła wzroku. Kliknęła jeszcze parę razy, zamknęła klapkę
telefonu i chwyciwszy koszyk z kotem ruszyła ku drzwiom, a ja za nią.
-
Wybacz, rozmawiałem z Amelią.
Wybaczam. Gdzie mam
iść? – odparła
zmęczonym głosem.
-
Pod tamto drzewo. Jest skryte w cieniu.
Natalia
skierowała swe kroki we wskazanym kierunku, a ja szedłem za nią, uważnie się
rozglądając. Zauważyłem tylko kilka osób, reszta już była w hotelu. Nikt nie
przyglądał się samotnej dziewczynie.
- Daj mi ten koszyk – powiedziałem, wyciągając rękę, gdy
doszliśmy na miejsce.
Zawahała
się.
-
Nie przejmuj się, nikt nie zobaczy.
Podała
mi koszyk. Otoczyłem ją ramieniem i zabrałem do Tunelu. Gdy mknęliśmy przez
gwiaździstą trasę, przyglądałem się mojej podopiecznej. Była zmęczona. Zbyt
zmęczona.
Na pewno wszystko w
porządku?
Jestem tylko senna.
Muszę się wyspać.
Wylądowaliśmy
przed małym domkiem. Podtrzymałem Nat, przeklinając w duchu na Lily.
-
Chodź. - Poprowadziłem dziewczynę do środka. Koszyk postawiłem na progu drzwi.
Nim
doszliśmy do łóżka, Nat straciła przytomność. Szybko chwyciłem ją na ręce i
położyłem na tapczanie. Ściągnąłem jej buty i kurtkę, po czym przykryłem
przywołaną kołdrą.
Przypomniały
mi się złowieszcze słowa Lily: Noc przynosi ciemność, a ciemność sny.
Chciałem
wierzyć, że nic nie znaczą, lecz jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że każdy
duch i demon ma pewną unikalną zdolność. Duchy-opiekunowie mają dobre moce, ale
demony…
Na
szczęście dzieci-demony nie mają dość siły, aby zabić swoimi umiejętnościami.
Ponieważ jednak te czary najwyraźniej będą związane ze snami, przeżyjemy ciężką
noc, nim klątwa przestanie działać. Nie będę mógł jej obudzić, zmienić jej
snów, ani rozmawiać z nią. Będę biernym obserwatorem. Schowałem twarz w
dłoniach. Nic nie będę mógł zrobić. To będzie jak spełnienie najgorszych
koszmarów. Kogo Lily chciała bardziej ukarać? Natalię czy mnie?
***
Wypuściłem
Bursztyna z koszyka, ale kazałem zostać w domu.
Starannie zamknąłem drzwi i obszedłem wszystkie pomieszczenia,
sprawdzając, czy nie ma żadnych niechcianych gości i przykrych niespodzianek.
Domek był wiekowy, ale wciąż solidny. W zasadzie miał dwa pomieszczenia.
Pierwsze z łóżkiem, w którym leżała Nat, a drugie wyglądało na maleńką kuchnię.
Stał w niej kulawy stół, dwa obdrapane krzesła i stara kuchenka. Całości
dopełniała niedziałająca lodówka, na szczęście pusta. Domek ze wszystkich stron
otaczał las, co mogło wskazywać, że to jakaś stara leśniczówka, ale po grubej
warstwie wszechobecnego kurzu domyślałem się, że jest od dawna nieodwiedzana.
Wróciłem
z powrotem do Nat. Bursztyn stał na kołdrze i przypatrywał się nieprzytomnej
dziewczynie.
W jej umyśle są złe
duchy. Ona się boi. Dlaczego ty jej nie pomożesz? – zapytał.
Bo nie mogę. To minie
o świcie. -
Podszedłem bliżej i wziąłem kota na ręce. -
Lepiej tam nie leż. Będzie dręczona koszmarami. Może się rzucać po łóżku i
niechcący ciebie skrzywdzić. Chcę cię o coś prosić. Podejrzewam, że nasza więź
nie pozwoli mi się odciąć od jej bólu i snów, a wręcz mnie wciągnie. Oboje więc
będziemy bezbronni. Gdyby zbliżało się coś złego, natychmiast wezwij Bartka,
dobrze? - Myślami przekazałem mu całą instrukcję. – Rozumiesz, jak to zrobić?
Tak, Aniele, rozumiem.
Dziękuję ci – szepnąłem cicho. Kot zeskoczył z
moich rąk i ułożył się pod drzwiami.
Poczułem
jak coś uderza w mój umysł, próbując przebić moją barierę.
-
Zaczyna się.
Poczułem
kolejne uderzenie. To bolało. Natalia rzuciła się niespokojnie po łóżku.
Kolejne uderzenie rzuciło mnie na kolana. Nie sądziłem, że to będzie tak silne.
Krzyknąłem, a mój krzyk zmieszał się z jęknięciem Nat. Bariera pękła. Zalała
mnie fala koszmarów dziewczyny, wciągnąła w siebie i uwięził. Znalazłem się w
ciemnej, gęstej mgle. Wyłoniły się z niej ogromne pająki, czyli coś, czego Nat
bała się najbardziej. Ich czarne odwłoki lepiły się od krwi, a oczy upiornie
błyszczały. Zbliżały się wraz z klekotaniem szczypiec, których końcówki lśniły
na czerwono. Widziałem wyraźnie torebeczkę jadu. Zbliżały się do mnie, a wtedy
zdałem sobie sprawę, że widzę wszystko oczami Natalii. Dziewczyna stała jak
sparaliżowana, krzyczała w myślach. Chciała uciekać, ale nie mogła. Chciała
zamknąć oczy, ale sen na to nie pozwalał. Szeroko otwartymi oczami patrzyła biernie
na zbliżające się potwory. Serce trzepotało w jej piersi jak oszalałe. Jednak
gdy pierwszy pająk znalazł się tuż przed nią, serce jej zamarło. Wydała z
siebie potworny krzyk, gdy stwór nachylił się przed nią. Zbliżył się powoli,
zalśniły szczypce celując w gardło…
Ostatkiem
woli wyrwałem się z tego koszmaru, by po chwili znaleźć się w nowym. Tamten z
pająkami minął, w chwili, gdy wydostałem się z niego. Teraz znalazłem się w
jaskini węży. Syczenie i szelest gładkich ciał wypełniał cały umysł, mój, Nat. Dziewczyna
biegła w stronę wyjścia, gdy drogę zagrodziła ogromna kobra. Szybko się
odwróciliśmy, ale stanęliśmy oko w oko z pytonem. Rozejrzeliśmy się wokół, lecz
z każdej strony nadciągały same ogromne i jadowite węże. Poczuliśmy jak coś
oplata nam kostki. Powoli traciłem kontakt z jej snem, znów myślałem jako ja.
Dostrzegłem, że jej nogi oplatał boa dusiciel. Powoli wspinał się po całym
ciele, a Nat gdyby mogła, zemdlałaby. Czułem jej ogromny strach, ogromny lęk
przed śmiercią. Krzyczała, wzywała… mnie. Ten głos ranił mi umysł. To było
torturą i dla niej i dla mnie. Ona to przeżywała… Ale to ja nie mogłem jej
pomóc. Boa zaciskał teraz swój śmiertelny ucisk, zaczęły się łamać kości… Sen
minął.
Na
chwilę znalazłam się znów w rzeczywistości. Moja podopieczna rzucała się na
łóżku z krzykiem. Po kilku sekundach znów zostałem wciągnięty w kolejny
koszmar.
Ten
koszmar uznałem za łagodniejszy. Spadaliśmy w dół. Po chwili jednak otoczyły
nas różne stwory. Smoki. Wiwerny. Chimery ze skrzydłami. Duże nietoperze. Inne
paskudztwa, których nawet nie umiałem nazwać. Zbliżały się z ogromnym wyciem,
wrzaskiem, trzepotem skrzydeł. Wypełniły sobą całe powietrze. Jednak upadek
trwał. Nat ogarniało przerażenie, co spotka ją u końca lotu. Chciała mieć
skrzydła, chciała odlecieć stąd, uciec otaczającym ją stworom. Sen nie miał
takich planów. Zobaczyłem z góry płonące miasta, zniszczone i upadłe. Kłębiące
się tam figurki ostatnich ludzi. Krzyki umierających. Lecieliśmy prosto w
środek tego piekła. Jeden ze stworów uderzył skrzydłem we mnie, w Nat.
Spadliśmy z ogromną prędkością w szalejący ogień. W chwili, gdy płomienie
ogarnęły nasze ciało, krzyknęliśmy. I znów wszystko minęło.
Nat
znalazła się w ciemnościach. Kuliła się na ziemi. Płakała i krzyczała, wołała
mnie. Chciała się obudzić, chciała uciec z tego piekła. Do szału doprowadzało
mnie to, że nie mogę jej pomóc. Wtedy sceneria ponownie się zmieniła. Miałem
nadzieję, że to już ostatni raz. Znaleźliśmy się na pięknej polanie. Na skraju
zobaczyłem mrowisko, obok różne krzaczki wyraźnie oplątane pajęczynami. Na
jednym z listków, wolnych od pajęczyn, przysiadł motyl. Na jednym z okolicznych
drzew zobaczyłem nawet wiewiórkę. Cała to miejsce zalane było słonecznym
światłem. To była piękna wizja…
-
Natalko! Kochanie!
Nat
odwróciła się, a ja wraz z nią. Czułem jej radość.
-
Mama! Tata!
I
to w istocie byli oni.
-
Zabierzcie mnie stąd, proszę – błagała Nat. - Tu jest strasznie.
Jej
rodzice rozejrzeli się wokół.
-
To piękne miejsce kochanie – powiedziała jej mama łagodnie.
-
Czemu nas opuściłaś? – spytał tata.
-
Ja nie chciałam – tłumaczyła Nat. – Kazali mi. Ale to dla waszego
bezpieczeństwa.
-
Jesteśmy bezpieczni. Ty jesteś bezpieczna u nas. Nie chcesz wrócić?
Głos
jej rodziców zmieniły się. Brzmiały… Jak echo.
-
Nie chcesz wrócić? – Słowa te brzmiały w ich ustach tak… nienaturalnie.
Nat
wystraszyła się. Cofnęła się o krok. Polana pociemniała. Dziewczyna rozejrzała
się. Krzaki i drzewa wokół zmatowiały i zszarzały. Pajęczyny objęły całe
krzaki, wraz z lokatorami – ogromnymi tarantulami. Z mrowiska wypełzły ogromne
mrówki i robaki. Nat cofnęła się jeszcze i spojrzała na rodziców. Potknęła się
i upadła. Na jej oczach ostatnie warstwy człowieczeństwa opadły. Matka z
poderzniętą szyją, ojciec w pomiętym, zakrwawionym płaszczu, szczególnie w okolicy
serca. Pustymi oczami wpatrywali się w córkę, zakrzywione palce unieśli w
szyderczym geście.
-
Nie chcesz wrócić?
Okropny
wrzask i rumor. Nat rzucała się jak szalona w pościeli, krzycząc i płacząc. Ona
jeszcze tkwiła w tym śnie. Bursztyn miauczał jak syrena alarmowa, tak był
zmartwiony. Podniosłem się szybko z podłogi i zachwiałem się. Spojrzałem przez
ramię i zakląłem. Upadając, złamałem skrzydło. To bolało i niszczyło moją
równowagę. Jak pijany doszedłem do łóżka. Powoli się uspokajała. Przytuliłem ją,
łagodnie kołysałem w ramionach. Ustały dreszcze, czułem, że się budzi.
Otworzyła gwałtownie oczy. Przepełnione były strachem. Przylgnęła do mnie
jeszcze bardziej.
-
Spokojnie. Jesteś bezpieczna. Nikt cię nie krzywdzi – powiedziałem cicho.
-
Te koszmary – wyszeptała drżącym głosem. – Skąd się wzięły?
-
To czar Lily. Już się nie powtórzy.
-
Były takie realne. – Znów się trzęsła. Zaczęła płakać. – To było straszne.
-
Wiem, widziałem je. Nie myśl o nich. Zapomnij. Nie były prawdziwe.
-
Nie umiem. Moi rodzice…
-
Żyją i nic im nie jest. Nie ufaj żadnemu z tych snów. To same kłamstwa.
Rozumiesz? – Spojrzałem jej w oczy. – Same kłamstwa.
Skinęła
głową, ale łzy wciąż leciały.
-
Nie zostawiaj mnie nigdy, proszę – wychlipała, błagalnym tonem. – Potrzebuję
cię.
Patrzyłem
w jej oczy, tuląc ją w ramionach, i poczułem, że dłużej tak nie mogę.
Spojrzenie miała pełne smutku, który chciałem rozproszyć.
-
Zawsze będę przy tobie - zapewniłem.
Moje
usta tak blisko jej ust. Nie chciałem już dłużej czekać. Zmniejszyłem lekko dzielącą
je odległość…
I
wtedy ktoś załomotał do drzwi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz