wtorek, 19 marca 2013

Rozdział siódmy: Niszczycielka



[Natalia]

W jednej chwili Dawid zaskoczył mnie kolejną anielską sztuczką. Byłam ciekawa, ile jeszcze takich rzeczy ukrywa w zanadrzu. A w drugiej chwili cały świat runął. Pojawił się Mroczny anioł, który przybył… po mnie. Był chłodny i wyniosły, cały ubrany na czarno. Czarne były też jego skrzydła. W jego głosie słyszałam lekceważenie, a maska spokoju, jaką przybrał zwiastowała tylko burzę, jaką zaraz rozpęta. Wyraźnie biło od niego chłodem i słabo zawoalowaną groźbą. Wymiana zdań była krótka, a później zaczęli walczyć… Obserwowałam to z rosnącym przerażeniem. Od razu widziałam, że Dawid przegrywa. Obu aniołom nie brakowało umiejętności. Tamten był jednak silniejszy i szybszy. Obawiałam się tego, gdzie ten czarny chce mnie zabrać. Bardziej się jednak bałam o Dawida. A jeśli tamten go pokona? Za…zabije?
Nie, nie mogłam tak myśleć. Dawid do tego nie dopuści. Dlaczego ja nie mogłam nic zrobić? Musiałam siedzieć i patrzeć, a jedyne, co mogłam, to wierzyć w wygraną Dawida. I wtedy dostał cios w łydkę. Widziałam jak się chwieje na rannej nodze. Po chwili usłyszałam jego szept.
Gdy zablokuję miecze między nami, złap za moje skrzydła. Musimy uciekać.
Jak? Dokąd? – Głupie pytania takiej sytuacji, ale z przerażenia nie byłam w stanie myśleć racjonalnie.
Do domu Alicji. Nie gadaj, tylko obserwuj uważnie!
Był bardzo zdenerwowany. Zwykle się tak do mnie nie odzywał. Lekko przesunęłam się na łóżku, by być bliżej niego. Skrzydła miałam w zasięgu ręki. Ponownie został raniony, tym razem dostał cios w ramię. I wtedy rzucił się na przeciwnika, blokując miecze. Jednym szybkim ruchem złapałam za jego skrzydło. Pióra były miękkie i puszyste w dotyku. Nagle poczułam lekkie szarpnięcie i znaleźliśmy się… gdzieś.
Miejsce to przypominało kosmos. Dookoła było niebo, na nim gwiazdy. Widziałam delikatny, mieniący się pył, wokół drobinki światła. Wszystko wolno wirowało wokół nas. Spojrzałam w górę, potem w dół. W obu przypadkach ujrzałam bezkresną pustkę. I wtedy znów poczułam szarpnięcie i wylądowałam na czworakach na podłodze. W lewej dłoni zostało mi jedno z piór Dawida. Ups… Miałam nadzieję, że nie poczuł. Szybko się rozejrzałam. Na szczęście to był strych. Wyjątkowo zagracony, ale nie brudny. Gdzieniegdzie jednak zwisały pajęczyny. Były dwa okna. Pod jednym stała stara, wysłużona kanapa o dziwnym odcieniu fioletu. Reszta pomieszczenia była zawalona kartonami, starymi czasopismami, zauważyłam nawet kilka foteli, stojak na płaszcze i jakieś przedpotopowe radio.
Nasłuchiwałam, choć sądziłam, że nie narobiliśmy hałasu, ale to się wkrótce miało okazać. Wstałam i otrzepałam spodnie. Dawid na pewno wymyśli, co dalej…
Dawid!
Jaka byłam głupia, został przecież ranny! Dostrzegłam, że leży nieruchomo, z jego ran spływała krew, pomieszana z jakąś czarną substancją. Obok, błyszcząc się w promieniach zachodzącego słońca, leżał jego miecz. Nie trzymał go w dłoni. Wypadł z niej… Poczułam strach. Czy anioły mogą umrzeć, nawet, jeśli ich podopieczny żyje? Tego mi Dawid nigdy nie powiedział. Znałam go tak krótko… Przewróciłam chłopaka na plecy, ostrożnie układając skrzydła. Był nieprzytomny.
- Dawid! Dawid, słyszysz mnie? – Delikatnie nim potrząsnęłam. Bez efektu. Dotknęłam jego czoła – wbrew moim oczekiwaniem było chłodne. Zbyt chłodne.
Spojrzałam bezradnie na jego rany. Nie umiałam tego opatrzyć. Zresztą, to anioł, co jest skuteczne w jego przypadku? Potrzebuję Amelii, gdzieś musi tu być. Podeszłam do drzwi, delikatnie je uchyliłam. Znajdowały się u szczytu schodów, prowadziły prosto do pokoju Alicji. Modląc się, by moja przyjaciółka już spała, zeszłam cichutko po schodach. Wszędzie już były pogaszone światła, a pod drzwiami Alicji nie migały żadne cienie. Teoretycznie spała.
Delikatnie zapukałam, tak, aby jedynie dać znak Amelii i odsunęłam się w róg korytarza, tuż za drzwiami, na wszelki wypadek. Oczekiwałam otwieranych drzwi, jednak zobaczyłam jak Amelia przenika przez nie, zupełnie jak dziś mój Opiekun i rozgląda się wokół.
- Amelia, to ja, Natalia – szepnęłam, wychodząc z kąta.
Zobaczyłam jak anielica łapie się za serce i z niepokojem się we mnie wpatruje.
- Natalka, co tu robisz?! – krzyknęła. – Gdzie Dawid?
- Potrzebuje twojej pomocy. Niedawno siedzieliśmy u mnie w pokoju – tłumaczyłam jej szeptem, jednocześnie ciągnąc na górę – gdy pojawił się jakiś czarny anioł. Ranił Dawida, a ten nie odzyskuje przytomności. W ostatniej chwili zabrał mnie tutaj.
- Zabrał? Ale jak? – zapytała Amelia. Przyspieszyła kroku.
- Nie wiem. Tak jakby nas… teleportował. Byliśmy w miejscu, które przypominało kosmos i…
- Tunel – rzekła z podziwem, przerywając mi. - Zdolny jest. Wędrować nim umieją tylko najlepsi aniołowie. A zabrać pasażera nieliczni. - Spojrzała w tym momencie na mnie.
- Możesz się mniej zachwycać zdolnościami Dawida, a bardziej przejąć się jego ratowaniem? – syknęłam.
- A co ja innego robię? Nie widzę jednak jego przyszłości. Jest w niej zbyt wiele niewiadomych – odpowiedziała.
Weszłyśmy już na strych. Podbiegłam do miejsca, gdzie leżał Dawid, Amelia za mną.
Chłopak wciąż nie odzyskał świadomości. Przyklęknęłyśmy obok.
- Widzisz? – Wskazałam jego rany anielicy. – Są jakieś dziwne.
Amelia przyjrzała się dokładnie i zbladła.
- Co jest? – spytałam, podenerwowana jej reakcją.
- Jest… Jest bardzo źle. Spójrz na tą wydzielinę. – Wskazała czarną substancję. – To znak, że miecz Mrocznego był zanurzony w truciźnie. I to w wyjątkowo specjalnej.
- Czy ona go zabije? – wyszeptałam.
Amelia zamknęła oczy, jakby bała się na mnie spojrzeć.
- W ciągu kilku dni.
Zerwałam się na równe nogi.
- Nie! To niemożliwe! – krzyknęłam.
- Cicho! Obudzisz wszystkich.
- Tak nie może się skończyć – załkałam. Czułam się bezsilna, zupełnie jak wtedy, gdy walczył. O mnie. – Dawid nie może umrzeć.
Amelia chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w dół. Dałam się poprowadzić, przytuliła mnie.
- Walczył, aby cię ochronić. Znał ryzyko. Wszyscy je znamy.
- Ale my nie znamy was – chlipałam jej w ramię. - A jednak w moim przypadku jest inaczej i nie umiem siedzieć bezczynnie. Umiera przez to, kim się stałam, bo inaczej Mroczni nigdy by się mną nie zainteresowali. Co ta trucizna z nim robi? – Byłam zdeterminowana zrobić wszystko, by go ocalić.
Amelia spojrzała w zamyśleniu na chłopaka.
- Jest sprzecznością samą w sobie. Najpierw zadaje silny ból, jednak niedługo później odbiera świadomość, wzrok i czucie. Gdy już je wszystkie straci, zaczną niszczyć się narządy. A na samym końcu jad zatrzymuje serce. To potrwa kilka dni. Cztery, może więcej, zależy jak jest silny. Organizm jednak stawia słaby opór.
- Co z samymi ranami? – spytałam.
Westchnęła.
- Od nich nic mu nie będzie.
- Jak to? – Byłam zdziwiona tym stwierdzeniem. Powoli zaczęłam ocierać łzy. Chciałam działać.
- Takie rany to nic wielkiego dla nas. – Machnęła dłonią. - W zakresie naszych mocy jest leczenie samego siebie. Oczywiście ciosu w serce czy czegoś podobnego nie uleczymy. Rany owszem, bolą nas, działają tak samo jak w przypadku ludzi, ale nie na długo. Przyjrzyj się ranie na nodze, jest na wpół zagojona. Do jutra obie zagoją się całkowicie. Dlatego Mroczni zawsze pokrywają swe klingi truciznami. Zwykle jednak są to delikatne trucizny, na które mamy antidotum lub których działanie samo mija po krótkim czasie – powodują omdlenia, chwilowe osłabienia, na parę dni odbierają wzrok… Mroczni chcą jedynie powstrzymać na krótko naszą uwagę, nie zabić. Ta trucizna jest niezwykle rzadko używana, tak rzadko, że nawet nie znamy jej nazwy. Nazywamy ją Niszczycielką. Krąży już w jego żyłach, niszcząc organizm. I nie mamy na nią lekarstwa…
Zacisnęłam ręce w pięści.
- Musi jakieś istnieć! – rzekłam natarczywym szeptem.
- Nawet jeśli, to my go nie posiadamy.
- A Archaniołowie, Mistrzowie, czy jak oni się tam zwą? Wiedzą chyba, że Dawid jest ciężko ranny. Nie mogą mu pomóc?!
 - Nie. – Amelia pokręciła głową na podkreślenie swych słów. Wstała z ponurą gracją. – Zrozum, oni też nie znają lekarstwa. A Mroczni nam go nie dadzą. Bo zastanów się - niby z jakiej racji? Sami go zranili. I dalej będą cię szukać. Wiedzą, że Dawid wkrótce umrze. Przybędą po ciebie. W tej chwili nie wiedzą, gdzie jesteś, wytropienie ciebie zajęło im zapewne kilka tygodni. Każdy podopieczny jest chroniony, takim jakby czarem, dzięki swojemu Opiekunowi. Gdy Dawid umrze, już nic cię nie ochroni i tylko szybciej cię znajdą.
Także wstałam. Wzrostem dorównywałam anielicy, dzięki czemu mogłam patrzeć jej prosto w oczy.
- I naprawdę nic nie możemy zrobić? Dawid uzdrawia. Czy siebie nie mógłby…?
Znowu pokręciła głową jak jakiś zabawkowy piesek do samochodu.
- Ciebie uleczył pod wpływem silnych emocji. Nie panuje jeszcze zbytnio nad tym. Zresztą jest nieprzytomny. I już się nie ocknie. Jeśli antidotum istnieje, to tylko w Piekle.
Moja mina musiała chyba za dużo zdradzić, gdyż Amelia natychmiast dodała:
- Nie waż się o tym myśleć. Dawid umiera, bo chronił cię przed Piekłem, a nie po to, byś się tam pchała dla niego.
Ale ja już podjęłam decyzję. Stałam nad ciałem chłopaka, który prawie stracił życie, by moje ocalić drugi raz. Byłam mu to winna.
- Muszę spróbować. Tak czy siak tam wyląduję, więc chcę mieć przynajmniej tę świadomość, że się starałam. – Byłam zdecydowana wcielić mój pomysł w życie.
- Nie pozwolę ci na to – powiedziała Amelia, krzyżując ręce na piersi. Jej twarz wyrażała upór, a blond loki nie nadawały jej słodkiego wyglądu. Oj nie. -  A nawet jeśli, to i tak nie zdołałabym cię tam zabrać. Poza tym, ty też nie możesz się od niego oddalać. W przypadku, gdy nie może się ruszać, oddalając się za mocno, udusisz go. – Miała triumfalną minę, sądząc, że tego argumentu nie przebiję.
- Nieprawda. – Spojrzałam jej prosto w oczy. - Mogę się od niego oddalać. Przeprowadziliśmy próbę… Niedługo po powrocie moim ze szpitala.
- Może się od ciebie oddalać? - Amelia wytrzeszczyła oczy. Po chwili odeszła kilka kroków i opadła na fotel, chowając twarz w dłoniach. – Jesteś coraz bardziej wyjątkowa. Zastanawiam się, co takiego było w tym wypadku, że cię tak zmieniło. Wielu ludzi, którzy mieli przydzielonych Opiekunów, miało wypadki i nigdy coś takiego się nie zdarzyło.
Wzruszyłam ramionami. Ta kwestia, w tej chwili, najmniej mnie obchodziła.
- Przenieśmy go gdzieś – powiedziałam.
Wspólnymi siłami podniosłyśmy Dawida (był zadziwiająco lekki) i położyłyśmy na zauważonej wcześniej przeze mnie kanapie pod oknem. Księżyc oświetlił jego rany, skrzywiłam się.
- Trzeba by to jakoś oczyścić.
Amelia skinęła głową i zniknęła w drzwiach. Po kilku minutach wróciła i zastała mnie jak przyglądam się jego twarzy. Podeszła do kanapy. Postawiła miskę wypełnioną ciepłą wodą, o jej krawędzie przewiesiła dwa czyste kawałki materiału.
- O czym myślisz? – spytała i delikatnie zaczęła zmywać krew i wydzielinę z nogi wilgotną ściereczką. Rany już nie krwawiły, a trucizna była już we krwi anioła.
Wzięłam drugą i zajęłam się ramieniem, chowając twarz za włosami.
- Zastanawiam się… Co chciałaś powiedzieć wtedy w szpitalu, gdy Dawid ci przerwał? Mówiłaś coś o tym, co mu dało moc uzdrawiania.
Zerknęłam na nią przez kurtynę włosów. Zagryzła wargi.
- Dawid nie chciał, abym ci mówiła. I nie powiem. To należy do niego.
- To ma coś wspólnego ze mną? – pytałam dalej, płucząc ściereczkę.
- Zdecydowanie.
- Więc, co to?
- Natalia, nie naciskaj.
- Dobrze – westchnęłam.
Skończyłyśmy. Amelia ponownie zniknęła na dole i już tam została, czuwając przy Alicji. Tak jak kiedyś Dawid przy mnie.
Teraz role się odwróciły i nie wiadomo, czy to wszystko kiedyś wróci do normy. Znów popłynęły łzy. Znałam go tak krótko, ale on był przy mnie cztery lata. Opiekował się mną, dbał o mnie. Po powrocie ze szpitala, wciąż przy mnie był. I choć sądziłam, że będzie inaczej, nigdy jego obecność mi nie przeszkadzała. Rozmawiając z nim dowiedziałam się wiele o Niebie, o jego dzieciństwie, o tym czasie, który spędził na Ziemi ze mną… Wyznał mi wiele rzeczy, których nigdy nie powiedział Amelii. Kilka razy się zastanawiałam, jakim cudem wytrzymał tyle czasu w samotności. Odpowiedział wtedy, że bardzo mnie polubił i uwielbiał mnie obserwować. Ponadto, gdy się spotykałam z Alicją, on widział się z Amelią. To wystarczało. Opowiedział mi też o Bartku, aniele, z którym się zaprzyjaźnił, a który opiekował się moim sąsiadem, Piotrkiem. Pamiętam, że wyprowadził się kilka lat temu, najpierw do rodziny, później pojechał na studia, gdzieś na drugi koniec Polski.
Dlaczego los jest tak okrutny? Chciałabym go uratować, ale nie ma nikogo, kto by mi pomógł. Nikogo. W mojej głowie rozbrzmiała stara piosenka, prawie przeze mnie zapomniana.

„Dziwny świat, zabrał wszystko, co dał, zepchnął w noc i zostawił nas. Gdzie teraz jesteś, czy jesteś sam? Tak jak ja.”
(…)
„Cały czas, rzucam prośby na wiatr. Niech ten świat odda wszystko, co skradł. Gdziekolwiek jesteś, ja chcę być tam, gdzie Ty.”

Chwyciłam Dawida za rękę.
- Wróć, proszę…

***

Spojrzałam na zegarek. Była piąta rano. Przetarłam zmęczone oczy. Musiałam wyglądać strasznie, odkąd opuściła mnie Amelia, cały czas płakałam. Około pierwszej w nocy zasnęłam, ale co pewien czas budziłam się, przerażona koszmarnymi snami. Objęłam się ramionami, na samo ich wspomnienie, dostawałam dreszczy. Uciekałam przez ciemne miasto, za mną podążał czarny anioł. Twarz miał zakrytą kapturem, skrzydła szeroko rozpostarte. Miecz lśnił złowrogo w jego dłoni. Śmiał się. To było przerażające. Złośliwy śmiech i ciągle powtarzane słowa: „Nie uratujesz go nigdy. Nigdy, nigdy, nigdy…”. Anioł nieubłaganie się do mnie zbliżał, wkrótce upadałam na ulicę. Wznosił nade mną miecz, gotowy do ciosu… Wtedy sceneria zmieniała się. Znikało miasto, bloki po obu stronach, lampy… Znajdowałam się w ciemnościach jakiś jaskiń czy czegoś podobnego. Skradałam się tuż przy ścianie, czując za sobą czyjąś obecność, nie odwracałam się jednak. Szukałam czegoś lub kogoś. Gdy dochodziłam do rozwidlenia drogi, szłam zawsze tą, która skręcała w lewo. Sen kończył się przy końcu drogi. Czułam wtedy nieokreślone niebezpieczeństwo…
Potrząsnęłam gwałtownie głową, chcąc pozbyć się tych wizji. Musiałam teraz wszystko sobie poukładać w głowie. Była sobota. Powinnam teraz szybko wrócić do domu, doprowadzić się do porządku i udać, że wszystko jest dobrze. Powiem rodzicom, że wybieram się na zakupy, potem odwiedzę koleżanki… Wrócę pod wieczór. Tak, to będzie dobry pomysł. Tylko jak się tu dostanę potem? Hmm… Pomyślę, nad tym później.
Ruszyłam do drzwi, ale coś mnie zatrzymało w miejscu. Spojrzałam na siebie. Ciągle byłam w piżamie. O tej porze, na ulicy mogą być już ludzie. Muszę poprosić o pomoc Amelię. Po cichu wymknęłam się ze strychu i na palcach podeszłam do drzwi Alicji. Leciutko zapukałam. Amelia wyszła przez drzwi.
- O co chodzi? – spytała. Otaksowała mnie spojrzeniem, ale nie skomentowała wyglądu.
- Potrzebuję ubrania. Muszę wrócić do domu, inaczej rodzice oszaleją z niepokoju. Wrócę tu nad ranem. Jeszcze nie wiem jak.
Amelia spojrzała na mnie uważnie.
- Jeśli obiecasz, że będziesz absolutnie cicho i zabierzesz ze sobą wszystko czego potrzebujesz, to wpuszczę cię do domu. Zdołasz przemknąć niezauważona – oświadczyła.
Prawie rzuciłam się jej na szyję z radości.
- Dziękuję.
- Co do ubrań… Nie mogę dać ci nic od Alicji, bo zauważy, bardzo dba o ubrania. Ale mogę dać ci coś swojego.
Uniosłam brwi, zdziwiona.
- Skąd?
- A skąd Dawid wziął miecz?
Zamrugałam zdezorientowana.
- W zasadzie pojawił się znikąd. Gdy zerwał się z łóżka, broń pojawiła się w jego dłoni.
Amelia pokiwała głową.
- W niebie mamy swoje prywatne, nazwijmy to szafki. Trzymamy tam różne swoje rzeczy. Gdy trzeba, w myślach możemy przywołać potrzebne nam przedmioty, jak broń czy ubranie.
Anielica uśmiechnęła się, choć jak zauważyłam, z trudem.
- Dawid uwielbiał to. Mówił, że wtedy się czuł jak prawdziwy anioł, gdy to, co pomyślał nagle się pojawiało. - Wyciągnęła rękę. W ułamku sekundy pojawiły się w niej spodnie i koszulka. Po chwili podała mi też buty. Wszystko białe. W koszulce, na plecach były wycięcia na skrzydła, lecz moje włosy skutecznie to zamaskują. Dotknęły mnie jednak jej słowa, musiałam zaprotestować.
- Nie mów jakby już umarł. Wciąż istnieje nadzieja.
- Nadzieja, choćby słaba, jest lepsza od rozpaczy*. Ale ja nie widzę żadnej, Nat – szepnęła Amelia i, odwróciwszy się, wróciła do pokoju.

* „Nadzieja, choćby słaba, jest lepsza od rozpaczy.” Maria Brooks

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała DaFne z Wyimaginowanej Grafiki.