Zerwałam
się z pryczy, Bartek natychmiast wstał i zadziwiającą szybkością znalazł się u
mego boku, częściowo mnie zasłaniając. Mimo beznadziejnej sytuacji był gotów
mnie bronić. W drzwiach celu ukazał się Mroczny anioł, ten sam, który
śmiertelnie ranił Dawida. Ten, który miał mnie zaprowadzić do Piekła. Czy mam
ukryć twarz? – zastanawiałam się. - Czy już mnie poznał? Mroczny rozwiał moje
obawy.
-
No proszę – powiedział. – Słyszałem, że nasza cela wzbogaciła się o dwoje
aniołów.
Podszedł
bliżej, zatrzymując się o krok przed Bartkiem.
-
Po co tu jesteście? – zapytał.
Chłopak
milczał patrząc chłodno na przeciwnika.
-
Jeszcze raz spytam miło. Po co?
Anioł
nie odezwał się ani słowem.
-
Nie dajecie mi wyboru – wycedził Mroczny. Z zadziwiającą szybkością, nie dając
nawet Bartkowi czasu na jakikolwiek ruch, odepchnął go pod przeciwległą ścianę.
Jednocześnie chwycił mnie za rękę boleśnie wyginając mi ją do tyłu. Jęknęłam.
-
Jeśli nie powiesz mi tego, co chcę słyszeć, złamię jej rękę – zagroził.
Nie mów mu prawdy!
Skłam, proszę… -
błagałam Bartka w myślach. Nie odpowiedział, ale wiem, że usłyszał. Podnosił
się właśnie, krzywiąc z bólu.
-
Nie! Nie rób jej krzywdy! – krzyknął z przerażeniem. – Puść ją!
-
Więc mów.
-
Zwabiliście w swój świat mojego podopiecznego – wyjaśniał mój przyjaciel. –
Chcieliśmy się zemścić.
-
Wy się nigdy nie mścicie. – Nie wierzył Mroczny. Pogłębił swój uścisk. Zdusiłam
w sobie kolejny jęk.
-
Jestem więc wyjątkiem! – wrzasnął Bartek, widząc jak krzywię się z bólu. Stał
już wyprostowany całkowicie. Jego peleryna opadła, gdy skrzydła wściekle
drżały, wypełniając celę miękkim blaskiem. – Straciłem pół swego życia.
Straciłem jego sens! Nic mnie nie obchodzi jak według ciebie powinienem się
zachować a jak nie. Wy nic nie czujecie. A ja chcę tylko zemsty!
Furia
brzmiąca w jego głosie sprawiła, że sama niemal mu uwierzyłam. Mając jednak
dostęp do jego umysłu (to dla mnie była kolejna nowość, czytanie w myślach
aniołów, choć tylko tych dobrych) wiedziałam iż blefuje jeśli chodzi o zemstę.
Nie wiedziałam tylko, co myśli mój oprawca. Nie wiedziałam, co sprawiło, że
mnie nie poznał. Uścisk jednak zelżał, ale po chwili usłyszałam tylko ciche
chrupnięcie i ból w dłoni. Mroczny złamał mi nadgarstek.
Osunęłam
się na ziemię. Mroczny wyszedł, zamykając za sobą celę na klucz.
-
Co ci jest? – Bartek natychmiast do mnie doskoczył.
Chciałam
być odważna, ale ledwo otworzyłam usta, zajęczałam. Łzy popłynęły mi po twarzy.
-
Złamał mi nadgarstek – chlipnęłam. – Wiem, że to nic poważnego w porównaniu z
naszymi kłopotami i tym co nam groziło. Ale to tak cholernie boli… Ale gratuluję.
Byłeś przekonywujący. Nie wiem tylko, czemu mnie nie poznał. – Ostatnie zdania
wypowiedziałam już w myślach, pamiętając o podsłuchu w postaci dwóch aniołów
pod celą. Nie wspominając o tym koszmarnym psie. W głowie coś mi szumiało,
obraz się zamazywał. Bartek chyba coś mówił , ale miałam robolem ze skupieniem
się.
Inna fryzura, czarny
strój, twarz brudna od ziemi. Miałaś broń, teraz tylko pusty już pas. I sądził,
że jesteś aniołem –
wyliczył chłopak. – Podaj rękę, usztywnię
ją czymś.
W
milczeniu założył prowizoryczny opatrunek. Sam też zarobił kilka siniaków po
uderzeniu w ścianę, jednak one nikły w oczach. Po kilkunastu minutach zostało
po nich tylko wspomnienie. Zazdrościłam mu tej regeneracji. Mnie dłoń teraz
strasznie bolała, choć Bartek robił, co mógł, by mi ulżyć.
Prześpij się – poradził Bartek. – Bądźmy przynajmniej gotowi na jutrzejszy
ranek.
-
Która godzina? – spytałam otępiale.
-
Około dwudziestej pierwszej. Anioły instynktownie wiedzą, która godzina.
Przyjęłam
tę informację bez większego zainteresowania. Położyłam się na pryczy, układając
głowę na twardym drewnie i rękę w bezpiecznej odległości, by czasem jej nie
przygnieść. Mimo bólu szybko zasnęłam. I znów miałam podobny sen jak wczoraj.
Ale coś się w nim zmieniło.
Szłam
korytarzem za jakimś Mrocznym aniołem. Za mną ktoś podążał – zdaje się, że
Bartek. Nasze ciche kroki nie zwracały uwagi aniołów w mijanych pomieszczeniach.
Ledwo co odwracali głowy w naszą stronę. Tylko psy zapamiętale węszyły. Nie
wiedziałam jednak gdzie idę, choć wiedziałam jak się czułam. Byłam szczęśliwa.
Dziwnie uczucie. Byłam w Piekle i byłam szczęśliwa. Czy ja wariuję? Nagle ktoś
potrząsnął mnie za ramię. Ujrzałam tylko duże, ciemne oczy, poważne i
zaniepokojone. Czyjś natarczywy głos wyszeptał: Natalia. Natalia!
-
Natalia, obudź się! – Bartek pochylony nade mną, gorączkowo usiłował mnie
obudzić. Lekko nieprzytomna rozejrzałam się i natychmiast odzyskałam jasność
umysłu. Oprócz nas w celi był jeszcze ktoś. Na samym środku, mając w swoich
dłoniach naszą broń, stał anioł ze straży. Anioł z mojego snu.
-
Czego on tu chce? – warknęłam i szybko wstałam, krzywiąc się z powodu ręki,
teraz opuchniętej i czerwonej.
-
Chcę wam pomóc stąd uciec – odpowiedział spokojnie sam zainteresowany.
-
I mamy ci zaufać? Chyba żartujesz – Bartek, podobnie jak ja, był pełny
sceptyzmu.
-
A macie jakiś inny wybór? Czeka was tu śmierć. Zwłaszcza ciebie. – Anioł
wskazał na mnie. – Wiem, że jesteś człowiekiem. To na ciebie i twojego Opiekuna
zapadł wyrok śmierci. Jesteście nadzieją Nieba, a ja no cóż… Nie jestem wcale
przychylny Piekłu.
-
Ty?! – wykrzyknęliśmy razem z Bartkiem.
-
Sam jesteś z Piekła – dodałam zdumiona.
-
Domu się nie wybiera. – Wzruszył ramionami. – Chcę wam zwrócić wolność i dać
antidotum dla twojego Opiekuna – powiedział do mnie. – A to w ramach zaufania.
Z
niedowierzaniem patrzyłam jak rzuca broń Bartkowi. Gdy zauważył, że moja ręka
jest złamana, podszedł bliżej i powoli podał moje rzeczy, wyciągając broń
rękojeścią do mnie.
Ostrożnie
chwyciłam miecz, sztylet od Amelii i plecaczek. Mroczny odsunął się i pokazał
puste dłonie.
-
Czy teraz mi wierzycie?
-
A co z drugim strażnikiem przed celą? I płonącym psem? – spytał Bartek.
-
Smacznie śpi. Trochę mu w tym pomogłem. A wilk należy do mnie i słucha się mnie
bez względu na to jakie mu wydam rozkazy. Dopiero świta. Wszyscy Mroczni udali
się na powierzchnię. Teraz albo nigdy. – Spojrzał na nas wyczekująco.
Wierzyć mu czy nie? - Skontaktowałam się z
przyjacielem.
Oddał nam broń. Co
mamy do stracenia?
Życie – pomyślałam.
-
Idziemy. Prowadź. Mówiłeś, że dasz nam antidotum – przypomniałam.
-
To za chwilę. – Mówiąc to podszedł do drzwi i otworzył je. Upewnił się, że na
korytarzu jest pusto i machnął na nas ręką. - Chodźcie za mną. Tak w ogóle
jestem Batarel.
Przewróciłam
tylko oczami na to dziwaczne imię.
Podążaliśmy
za nimi krętymi korytarzami. Gdy weszliśmy do jednego z nich, zdałam sobie
sprawę, że skądś znam ten widok. Przypomniałam sobie sen z poprzedniej nocy.
Szłam korytarzem, który skręcał w lewo. Tam czułam zagrożenie. Nas Mroczny
poprowadził w prawo.
-
Co jest na końcu tego korytarza po lewej? – spytałam przewodnika z ciekawością.
Ten
zatrzymał się i uważnie na mnie spojrzał.
-
Schody – rzekł cicho. – Schody prowadzące na górny poziom. Kto tam idzie już
nigdy nie wraca. Tylko jedna zaufana osoba ma tam dostęp i to przez nią są
wydawane specjalne rozkazy, jak choćby sprowadzenie tu ciebie.
Zadrżałam.
To dlatego w tym śnie się bałam. Szłam ku Diabłu. Czy to była przepowiednia
wydarzeń bez przewodnika? Czy gdybyśmy mu nie zaufali, to błądząc na tym
poziomie trafilibyśmy na najwyższy do samej kwintesencji zła?
Batarel
ruszył dalej, a my za nim. W pewnym momencie, poczułam instynktownie, że coś za
nami idzie. Słyszałam ciche stąpanie miękkich łap i szelest ognia. Odwróciłam
się gwałtownie, w tym samym momencie, w którym zrobił to Mroczny.
-
Uwaga! – krzyknął i natychmiast dobył swojego miecza tnąc nim przed sobą.
Zraniony śmiertelnie tygrys padł na niego bezwładnie. Ogień na jego sierści
nikł. Mroczny odepchnął go ze wstrętem.
Na
mnie rzucił się w tym czasie jeden z wilków. Uskoczyłam w prawo i spanikowana
myślałam, co robić. Przypomniałam sobie słowa Amelii: „Czasem przyda się coś do
rzucania na odległość.” Wyszarpnęłam sztylet i na oślep rzuciłam przed siebie.
W ostatniej chwili. Ranny wilczur opadł niezgrabnie pół metra przede mną. Nim
zdążył wstać, Mroczny doskoczył i dobił zwierzę. Obejrzałam się na Bartka.
Właśnie kopnął na bok truchło ostatniego zwierzęcia – drugiego tygrysa.
-
Nic wam nie jest? – spytał Batarel.
Pokręciliśmy
głowami.
-
To dobrze. Nie byłoby czasu szykować kolejnych antidotów na truciznę zawartą w
ich jadzie. Ruszajmy dalej.
-
Co z ciałami? – spytałam.
-
Sama spójrz – odrzekł.
Zwróciłam
głowę ku martwym zwierzętom. Ku mojemu zdziwieniu, gdy tylko znikły z nich
ostatnie płomyki, ciała zamieniały się w proch. Po chwili także i on zniknął.
Nie było nawet śladu po walce. Schyliłam się i podniosłam swój sztylet. Był
czysty, bez krwi czy popiołu.
***
Batarel
zaprowadził nas do komnaty, gdzie z zaskoczeniem ujrzałam różne rośliny i
zioła.
-
Tu tworzymy trucizny – wyjaśnił pospiesznie Mroczny. – Zaraz sporządzę
antidotum dla waszego anioła.
- I naprawdę nas nie oszukujesz?
-
Naprawdę – powiedział, nie przerywając wykonywanej czynności. – Musicie mi
uwierzyć.
Nie
wiedziałam, co powiedzieć, Bartek też nie, więc w milczeniu patrzyliśmy jak
anioł z wprawą przyrządza miksturę. W zasadzie użył najprostszych ziół – krwawniku,
lawendy, melisy i mięty. Gdy jednak zobaczyłam jak bierze mały ostry nożyk i
nakłuwa nim palec, przeraziłam się.
-
Co ty robisz? – krzyknęłam, robiąc krok w jego stronę.
-
Krew Mrocznego anioła spaja razem te wszystkie składniki i wytwarza nowe lecznicze
substancje. Same zioła są bezwartościowe.
-
Nic mi o tym nie wiadomo. – Bartek był podejrzliwy.
-
My nie wiemy, gdzie znikacie, gdyż nie teleportujecie się normalnie – oparł
anioł niezrażony. – Więc równowaga zachowana.
Umilkłam,
ale Bartek poczerwieniał lekko na twarzy. Z niepokojem patrzył jak Mroczny
dokładnie odmierzył pięć kropli krwi do mieszanki aromatycznych ziół, po czym
zagniótł wszystko razem. Otrzymaną miksturę przelał do fiolki i wetknął korek,
by zapobiec wylaniu. W chwili, gdy
nam ją podawał, usłyszałam huk otwieranych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i
zobaczyłam Mrocznych aniołów celujących w nas kuszami i kolejne dwa psy
rzucające się w naszym kierunku. Wtedy dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie.
Nasz wybawiciel wcisnął mi w dłoń fiolkę mrucząc „Trzy krople” i zniknął, a
Bartek złapał mnie za ramiona i poczułam szarpnięcie. Zdążyłam tylko jeszcze
zobaczyć strzały pędzące w naszą stronę, wyszczerzone kły psa tuż przed moją
twarzą, a potem już zobaczyłam tylko Tunel.
***
Gdy
wyskoczyliśmy z Tunelu ugięły się pode mną nogi. Upadłam na kolana przyciskając
cenną fiolkę do piersi, kręciło mi się w głowie.
-
Wszystko w porządku? – Bartek nachylił się ze mną ze stroskaną miną.
-
Trochę mi słabo – odparłam niepewnie, stając na nogi. – Gdzie jesteśmy?
-
Na strychu, przy Dawidzie.
Rozejrzałam
się starając nie przewrócić ponownie. Kręciło mi się w głowie, pokój wirował, a
przed oczami tańczyły czarne plamy. Prawie nic nie widziałam. Czułam, że
obejmują mnie czyjeś ramiona i pomagają zachować pion. Zaczęłam głęboko
oddychać, aż w końcu poczułam się lepiej. Na tyle, by znów zacząć myśleć. To
Bartek mnie obejmował. Spojrzałam najpierw na swoje ręce, a potem w jego twarz.
-
Mamy lek – stwierdziłam. – Byliśmy w Piekle, prawda? Ale nie pamiętam wizyty.
-
Nie pamiętasz? – zdziwił się Bartek. – Jak to nie pamiętasz?
-
Moje wspomnienia… - Gorączkowo przeszukiwałam pamięć. - Wiem, że pomógł nam
jeden z Mrocznych aniołów. Wiem, że jestem ranna. – Spojrzałam na swoją lewą
dłoń z raną od miecza i złamanym nadgarstkiem. - Ale nic więcej.
Nie
zrozumiałam błysku ulgi w oczach anioła.
-
To zapewne efekt działania Piekła na człowieka. Twój mózg nie do końca ogarniał
ten nierealny świat. Zajmijmy się Dawidem. Wiesz ile podać mu leku? Mroczny nie
zdążył powiedzieć.
-
Zdążył – mruknęłam. - Trzy krople – dodałam z pewnością w głosie.
Bartek
nie podważał mojej decyzji. Podeszłam do Dawida, lecz w tym momencie z podłogi
wyleciała, jak strzała, Amelia i rzuciła się w ramiona Bartka, a następnie na
mnie ściskając nas radośnie. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej.
-
Mój Boże, żyjecie, żyjecie! Jak się martwiłam, nie wróciliście do wieczora, nie
było was całą noc, myślałam, że was złapali, zabili! Macie lekarstwo?
Wyplątałam
się z jej objęć i krzywiąc się z bólu wskazałam na flakonik.
-
To ono. Muszę mu je natychmiast podać.
Skinęła
głową i odsunęła się ode mnie. Przykucnęła obok kanapy patrząc na chorobliwe
bladą twarz Dawida. Ja uklękłam przy jego głowie. Odkorkowałam fiolkę i
ostrożnie wlałam do jego ust trzy krople gęstego płynu. Czekaliśmy z napięciem
aż przełknie. Gdy tak się stało, wstrzymałam oddech czekając na efekty. Dawid, wróć do nas, do mnie… -
szeptałam w myślach do niego. Nic się jednak nie działo. Ktoś położył mi dłoń
na ramieniu, aż podskoczyłam. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam, że to Bartek.
-
Dostałem informację, że odpowiednio zmieniono twoim rodzicom pamięć i wierzyli,
że nocowałaś u Alicji. Jednak musisz już wracać do domu. Za dzień lub dwa, gdy
Dawid odzyska siły zostaniecie wezwani do Nieba na rozmowę. Nie będziesz tu
bezpieczna, a jesteś dla nich bardzo cenna.
-
Ja chcę tu zostać, gdy się obudzi – powiedziałam błagalnie.
Potrząsnął
głową.
-
Musisz wracać do domu – powtórzył. – Dawid na pewno od razu po odzyskaniu
przytomności przybędzie do ciebie. Poczujesz to – dokończył z uśmiechem.
Przygryzłam
wargi, zastanawiając się nad czymś.
-
O czym rozmawialiśmy w Piekle? Coś mi wyjaśniałeś. Nie pamiętam dokładnie.
-
I całe szczęście. Dowiesz się w swoim czasie.
Westchnęłam
zrezygnowana. Rzuciłam jeszcze długie spojrzenie na leżącego na kanapie
chłopaka, mojego Anioła Stróża i, zabierając plecak, podałam dłoń Bartkowi.
Zabrał mnie Tunelem do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz