czwartek, 25 kwietnia 2013

Rozdział dziesiąty: Najjaśniejsza ciemność




Zerwałam się z pryczy, Bartek natychmiast wstał i zadziwiającą szybkością znalazł się u mego boku, częściowo mnie zasłaniając. Mimo beznadziejnej sytuacji był gotów mnie bronić. W drzwiach celu ukazał się Mroczny anioł, ten sam, który śmiertelnie ranił Dawida. Ten, który miał mnie zaprowadzić do Piekła. Czy mam ukryć twarz? – zastanawiałam się. - Czy już mnie poznał? Mroczny rozwiał moje obawy.
- No proszę – powiedział. – Słyszałem, że nasza cela wzbogaciła się o dwoje aniołów.
Podszedł bliżej, zatrzymując się o krok przed Bartkiem.
- Po co tu jesteście? – zapytał.
Chłopak milczał patrząc chłodno na przeciwnika.
- Jeszcze raz spytam miło. Po co?
Anioł nie odezwał się ani słowem.
- Nie dajecie mi wyboru – wycedził Mroczny. Z zadziwiającą szybkością, nie dając nawet Bartkowi czasu na jakikolwiek ruch, odepchnął go pod przeciwległą ścianę. Jednocześnie chwycił mnie za rękę boleśnie wyginając mi ją do tyłu. Jęknęłam.
- Jeśli nie powiesz mi tego, co chcę słyszeć, złamię jej rękę – zagroził.
Nie mów mu prawdy! Skłam, proszę… - błagałam Bartka w myślach. Nie odpowiedział, ale wiem, że usłyszał. Podnosił się właśnie, krzywiąc z bólu.
- Nie! Nie rób jej krzywdy! – krzyknął z przerażeniem. – Puść ją!
- Więc mów.
- Zwabiliście w swój świat mojego podopiecznego – wyjaśniał mój przyjaciel. – Chcieliśmy się zemścić.
- Wy się nigdy nie mścicie. – Nie wierzył Mroczny. Pogłębił swój uścisk. Zdusiłam w sobie kolejny jęk.
- Jestem więc wyjątkiem! – wrzasnął Bartek, widząc jak krzywię się z bólu. Stał już wyprostowany całkowicie. Jego peleryna opadła, gdy skrzydła wściekle drżały, wypełniając celę miękkim blaskiem. – Straciłem pół swego życia. Straciłem jego sens! Nic mnie nie obchodzi jak według ciebie powinienem się zachować a jak nie. Wy nic nie czujecie. A ja chcę tylko zemsty!
Furia brzmiąca w jego głosie sprawiła, że sama niemal mu uwierzyłam. Mając jednak dostęp do jego umysłu (to dla mnie była kolejna nowość, czytanie w myślach aniołów, choć tylko tych dobrych) wiedziałam iż blefuje jeśli chodzi o zemstę. Nie wiedziałam tylko, co myśli mój oprawca. Nie wiedziałam, co sprawiło, że mnie nie poznał. Uścisk jednak zelżał, ale po chwili usłyszałam tylko ciche chrupnięcie i ból w dłoni. Mroczny złamał mi nadgarstek.
Osunęłam się na ziemię. Mroczny wyszedł, zamykając za sobą celę na klucz.
- Co ci jest? – Bartek natychmiast do mnie doskoczył.
Chciałam być odważna, ale ledwo otworzyłam usta, zajęczałam. Łzy popłynęły mi po twarzy.
- Złamał mi nadgarstek – chlipnęłam. – Wiem, że to nic poważnego w porównaniu z naszymi kłopotami i tym co nam groziło. Ale to tak cholernie boli… Ale gratuluję. Byłeś przekonywujący. Nie wiem tylko, czemu mnie nie poznał. – Ostatnie zdania wypowiedziałam już w myślach, pamiętając o podsłuchu w postaci dwóch aniołów pod celą. Nie wspominając o tym koszmarnym psie. W głowie coś mi szumiało, obraz się zamazywał. Bartek chyba coś mówił , ale miałam robolem ze skupieniem się.
Inna fryzura, czarny strój, twarz brudna od ziemi. Miałaś broń, teraz tylko pusty już pas. I sądził, że jesteś aniołem – wyliczył chłopak. – Podaj rękę, usztywnię ją czymś.
W milczeniu założył prowizoryczny opatrunek. Sam też zarobił kilka siniaków po uderzeniu w ścianę, jednak one nikły w oczach. Po kilkunastu minutach zostało po nich tylko wspomnienie. Zazdrościłam mu tej regeneracji. Mnie dłoń teraz strasznie bolała, choć Bartek robił, co mógł, by mi ulżyć.
Prześpij się – poradził Bartek. – Bądźmy przynajmniej gotowi na jutrzejszy ranek.
- Która godzina? – spytałam otępiale.
- Około dwudziestej pierwszej. Anioły instynktownie wiedzą, która godzina.
Przyjęłam tę informację bez większego zainteresowania. Położyłam się na pryczy, układając głowę na twardym drewnie i rękę w bezpiecznej odległości, by czasem jej nie przygnieść. Mimo bólu szybko zasnęłam. I znów miałam podobny sen jak wczoraj. Ale coś się w nim zmieniło.
Szłam korytarzem za jakimś Mrocznym aniołem. Za mną ktoś podążał – zdaje się, że Bartek. Nasze ciche kroki nie zwracały uwagi aniołów w mijanych pomieszczeniach. Ledwo co odwracali głowy w naszą stronę. Tylko psy zapamiętale węszyły. Nie wiedziałam jednak gdzie idę, choć wiedziałam jak się czułam. Byłam szczęśliwa. Dziwnie uczucie. Byłam w Piekle i byłam szczęśliwa. Czy ja wariuję? Nagle ktoś potrząsnął mnie za ramię. Ujrzałam tylko duże, ciemne oczy, poważne i zaniepokojone. Czyjś natarczywy głos wyszeptał: Natalia. Natalia!
- Natalia, obudź się! – Bartek pochylony nade mną, gorączkowo usiłował mnie obudzić. Lekko nieprzytomna rozejrzałam się i natychmiast odzyskałam jasność umysłu. Oprócz nas w celi był jeszcze ktoś. Na samym środku, mając w swoich dłoniach naszą broń, stał anioł ze straży. Anioł z mojego snu.
- Czego on tu chce? – warknęłam i szybko wstałam, krzywiąc się z powodu ręki, teraz opuchniętej i czerwonej.
- Chcę wam pomóc stąd uciec – odpowiedział spokojnie sam zainteresowany.
- I mamy ci zaufać? Chyba żartujesz – Bartek, podobnie jak ja, był pełny sceptyzmu.
- A macie jakiś inny wybór? Czeka was tu śmierć. Zwłaszcza ciebie. – Anioł wskazał na mnie. – Wiem, że jesteś człowiekiem. To na ciebie i twojego Opiekuna zapadł wyrok śmierci. Jesteście nadzieją Nieba, a ja no cóż… Nie jestem wcale przychylny Piekłu.
- Ty?! – wykrzyknęliśmy razem z Bartkiem.
- Sam jesteś z Piekła – dodałam zdumiona.
- Domu się nie wybiera. – Wzruszył ramionami. – Chcę wam zwrócić wolność i dać antidotum dla twojego Opiekuna – powiedział do mnie. – A to w ramach zaufania.
Z niedowierzaniem patrzyłam jak rzuca broń Bartkowi. Gdy zauważył, że moja ręka jest złamana, podszedł bliżej i powoli podał moje rzeczy, wyciągając broń rękojeścią do mnie.
Ostrożnie chwyciłam miecz, sztylet od Amelii i plecaczek. Mroczny odsunął się i pokazał puste dłonie.
- Czy teraz mi wierzycie?
- A co z drugim strażnikiem przed celą? I płonącym psem? – spytał Bartek.
- Smacznie śpi. Trochę mu w tym pomogłem. A wilk należy do mnie i słucha się mnie bez względu na to jakie mu wydam rozkazy. Dopiero świta. Wszyscy Mroczni udali się na powierzchnię. Teraz albo nigdy. – Spojrzał na nas wyczekująco.
Wierzyć mu czy nie? - Skontaktowałam się z przyjacielem.
Oddał nam broń. Co mamy do stracenia?
Życie – pomyślałam.
- Idziemy. Prowadź. Mówiłeś, że dasz nam antidotum – przypomniałam.
- To za chwilę. – Mówiąc to podszedł do drzwi i otworzył je. Upewnił się, że na korytarzu jest pusto i machnął na nas ręką. - Chodźcie za mną. Tak w ogóle jestem Batarel.
Przewróciłam tylko oczami na to dziwaczne imię.
Podążaliśmy za nimi krętymi korytarzami. Gdy weszliśmy do jednego z nich, zdałam sobie sprawę, że skądś znam ten widok. Przypomniałam sobie sen z poprzedniej nocy. Szłam korytarzem, który skręcał w lewo. Tam czułam zagrożenie. Nas Mroczny poprowadził w prawo.
- Co jest na końcu tego korytarza po lewej? – spytałam przewodnika z ciekawością.
Ten zatrzymał się i uważnie na mnie spojrzał.
- Schody – rzekł cicho. – Schody prowadzące na górny poziom. Kto tam idzie już nigdy nie wraca. Tylko jedna zaufana osoba ma tam dostęp i to przez nią są wydawane specjalne rozkazy, jak choćby sprowadzenie tu ciebie.
Zadrżałam. To dlatego w tym śnie się bałam. Szłam ku Diabłu. Czy to była przepowiednia wydarzeń bez przewodnika? Czy gdybyśmy mu nie zaufali, to błądząc na tym poziomie trafilibyśmy na najwyższy do samej kwintesencji zła?
Batarel ruszył dalej, a my za nim. W pewnym momencie, poczułam instynktownie, że coś za nami idzie. Słyszałam ciche stąpanie miękkich łap i szelest ognia. Odwróciłam się gwałtownie, w tym samym momencie, w którym zrobił to Mroczny.
- Uwaga! – krzyknął i natychmiast dobył swojego miecza tnąc nim przed sobą. Zraniony śmiertelnie tygrys padł na niego bezwładnie. Ogień na jego sierści nikł. Mroczny odepchnął go ze wstrętem.
Na mnie rzucił się w tym czasie jeden z wilków. Uskoczyłam w prawo i spanikowana myślałam, co robić. Przypomniałam sobie słowa Amelii: „Czasem przyda się coś do rzucania na odległość.” Wyszarpnęłam sztylet i na oślep rzuciłam przed siebie. W ostatniej chwili. Ranny wilczur opadł niezgrabnie pół metra przede mną. Nim zdążył wstać, Mroczny doskoczył i dobił zwierzę. Obejrzałam się na Bartka. Właśnie kopnął na bok truchło ostatniego zwierzęcia – drugiego tygrysa.
- Nic wam nie jest? – spytał Batarel.
Pokręciliśmy głowami.
- To dobrze. Nie byłoby czasu szykować kolejnych antidotów na truciznę zawartą w ich jadzie. Ruszajmy dalej.
- Co z ciałami? – spytałam.
- Sama spójrz – odrzekł.
Zwróciłam głowę ku martwym zwierzętom. Ku mojemu zdziwieniu, gdy tylko znikły z nich ostatnie płomyki, ciała zamieniały się w proch. Po chwili także i on zniknął. Nie było nawet śladu po walce. Schyliłam się i podniosłam swój sztylet. Był czysty, bez krwi czy popiołu.

***

Batarel zaprowadził nas do komnaty, gdzie z zaskoczeniem ujrzałam różne rośliny i zioła.
- Tu tworzymy trucizny – wyjaśnił pospiesznie Mroczny. – Zaraz sporządzę antidotum dla waszego anioła.
- I naprawdę nas nie oszukujesz?
- Naprawdę – powiedział, nie przerywając wykonywanej czynności. – Musicie mi uwierzyć.
Nie wiedziałam, co powiedzieć, Bartek też nie, więc w milczeniu patrzyliśmy jak anioł z wprawą przyrządza miksturę. W zasadzie użył najprostszych ziół – krwawniku, lawendy, melisy i mięty. Gdy jednak zobaczyłam jak bierze mały ostry nożyk i nakłuwa nim palec, przeraziłam się.
- Co ty robisz? – krzyknęłam, robiąc krok w jego stronę.
- Krew Mrocznego anioła spaja razem te wszystkie składniki i wytwarza nowe lecznicze substancje. Same zioła są bezwartościowe.
- Nic mi o tym nie wiadomo. – Bartek był podejrzliwy.
- My nie wiemy, gdzie znikacie, gdyż nie teleportujecie się normalnie – oparł anioł niezrażony. – Więc równowaga zachowana.
Umilkłam, ale Bartek poczerwieniał lekko na twarzy. Z niepokojem patrzył jak Mroczny dokładnie odmierzył pięć kropli krwi do mieszanki aromatycznych ziół, po czym zagniótł wszystko razem. Otrzymaną miksturę przelał do fiolki i wetknął korek, by zapobiec wylaniu. W chwili, gdy nam ją podawał, usłyszałam huk otwieranych drzwi. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam Mrocznych aniołów celujących w nas kuszami i kolejne dwa psy rzucające się w naszym kierunku. Wtedy dwie rzeczy wydarzyły się jednocześnie. Nasz wybawiciel wcisnął mi w dłoń fiolkę mrucząc „Trzy krople” i zniknął, a Bartek złapał mnie za ramiona i poczułam szarpnięcie. Zdążyłam tylko jeszcze zobaczyć strzały pędzące w naszą stronę, wyszczerzone kły psa tuż przed moją twarzą, a potem już zobaczyłam tylko Tunel.

***

Gdy wyskoczyliśmy z Tunelu ugięły się pode mną nogi. Upadłam na kolana przyciskając cenną fiolkę do piersi, kręciło mi się w głowie.
- Wszystko w porządku? – Bartek nachylił się ze mną ze stroskaną miną.
- Trochę mi słabo – odparłam niepewnie, stając na nogi. – Gdzie jesteśmy?
- Na strychu, przy Dawidzie.
Rozejrzałam się starając nie przewrócić ponownie. Kręciło mi się w głowie, pokój wirował, a przed oczami tańczyły czarne plamy. Prawie nic nie widziałam. Czułam, że obejmują mnie czyjeś ramiona i pomagają zachować pion. Zaczęłam głęboko oddychać, aż w końcu poczułam się lepiej. Na tyle, by znów zacząć myśleć. To Bartek mnie obejmował. Spojrzałam najpierw na swoje ręce, a potem w jego twarz.
- Mamy lek – stwierdziłam. – Byliśmy w Piekle, prawda? Ale nie pamiętam wizyty.
- Nie pamiętasz? – zdziwił się Bartek. – Jak to nie pamiętasz?
- Moje wspomnienia… - Gorączkowo przeszukiwałam pamięć. - Wiem, że pomógł nam jeden z Mrocznych aniołów. Wiem, że jestem ranna. – Spojrzałam na swoją lewą dłoń z raną od miecza i złamanym nadgarstkiem. - Ale nic więcej.
Nie zrozumiałam błysku ulgi w oczach anioła.
- To zapewne efekt działania Piekła na człowieka. Twój mózg nie do końca ogarniał ten nierealny świat. Zajmijmy się Dawidem. Wiesz ile podać mu leku? Mroczny nie zdążył powiedzieć.
- Zdążył – mruknęłam. - Trzy krople – dodałam z pewnością w głosie.
Bartek nie podważał mojej decyzji. Podeszłam do Dawida, lecz w tym momencie z podłogi wyleciała, jak strzała, Amelia i rzuciła się w ramiona Bartka, a następnie na mnie ściskając nas radośnie. Jeszcze nigdy nie widziałam jej tak szczęśliwej.
- Mój Boże, żyjecie, żyjecie! Jak się martwiłam, nie wróciliście do wieczora, nie było was całą noc, myślałam, że was złapali, zabili! Macie lekarstwo?
Wyplątałam się z jej objęć i krzywiąc się z bólu wskazałam na flakonik.
- To ono. Muszę mu je natychmiast podać.
Skinęła głową i odsunęła się ode mnie. Przykucnęła obok kanapy patrząc na chorobliwe bladą twarz Dawida. Ja uklękłam przy jego głowie. Odkorkowałam fiolkę i ostrożnie wlałam do jego ust trzy krople gęstego płynu. Czekaliśmy z napięciem aż przełknie. Gdy tak się stało, wstrzymałam oddech czekając na efekty. Dawid, wróć do nas, do mnie… - szeptałam w myślach do niego. Nic się jednak nie działo. Ktoś położył mi dłoń na ramieniu, aż podskoczyłam. Spojrzałam za siebie i zobaczyłam, że to Bartek.
- Dostałem informację, że odpowiednio zmieniono twoim rodzicom pamięć i wierzyli, że nocowałaś u Alicji. Jednak musisz już wracać do domu. Za dzień lub dwa, gdy Dawid odzyska siły zostaniecie wezwani do Nieba na rozmowę. Nie będziesz tu bezpieczna, a jesteś dla nich bardzo cenna.
- Ja chcę tu zostać, gdy się obudzi – powiedziałam błagalnie.
Potrząsnął głową.
- Musisz wracać do domu – powtórzył. – Dawid na pewno od razu po odzyskaniu przytomności przybędzie do ciebie. Poczujesz to – dokończył z uśmiechem.
Przygryzłam wargi, zastanawiając się nad czymś.
- O czym rozmawialiśmy w Piekle? Coś mi wyjaśniałeś. Nie pamiętam dokładnie.
- I całe szczęście. Dowiesz się w swoim czasie.
Westchnęłam zrezygnowana. Rzuciłam jeszcze długie spojrzenie na leżącego na kanapie chłopaka, mojego Anioła Stróża i, zabierając plecak, podałam dłoń Bartkowi. Zabrał mnie Tunelem do domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała DaFne z Wyimaginowanej Grafiki.