środa, 27 lutego 2013

Rozdział szósty: Mroczny anioł



Po tygodniu wypuścili Natalkę do domu. W szpitalu starałem się trzymać z dala od niej – w sali przybyły dwie nowe pacjentki, ponadto… potrzebowałem spokoju. Wciąż zdawało się to wszystko być snem, pięknym snem, który musi się kiedyś skończyć – jak wszystko. Lecz sen trwał, a sama Natalka nie dawała za wygraną. Gdy mnie nie było w sali – mówiła do mnie w myślach i musiałem wracać. Nie mogłem się od niej odciąć, nie jako Opiekun. Gdy jednak w odwiedziny przyszła Alicja, a wraz z nią Amelia – wszystko się zmieniło. Przypomniałem sobie tę wizytę.
Nie potrafiłem ciągle wybaczyć jej, że zataiła przede mną wizję. Gdy więc zobaczyłem, że Amelia przyszła, musiałem wyjść.
- Przepraszam cię. Nie potrafię tak szybko wybaczyć – powiedziałem do Nat i wyszedłem nim zdążyła zaprotestować.
W drzwiach przelotnie spojrzałem na Amelię. Była smutna. Usiadłem na jednym z krzeseł w korytarzu, schowałem twarz w dłonie. Czułem się podle. Moje myśli biły się ze sobą. Z jednej strony – przyjaciółka przez cztery lata. Z drugiej strony – ta przyjaciółka przez te cztery lata zatajała przede mną śmierć mojej podopiecznej. Tylko cud sprawił, że ją uratowałem.
- Muszę na chwilę wyjść, zadzwonię do mamy, powiem jej, gdzie jestem, dobrze? – Usłyszałem głos Ali. Po chwili dziewczyna, z komórką w ręce, wyszła na korytarz. Amelia została w środku. Czyżby rozmawiała z Natalką?
Ostrożnie przysunąłem się do drzwi, zerknąłem do środka. Anielica siadła w nogach łóżka, na którym leżała Alicja.
Dawid, potrzebuję cię. Nie mogę z nią rozmawiać jak z tobą, ale ty możesz. Proszę…
Wsunąłem się do sali, ale nie podszedłem bliżej. Założyłem ręce na piersi i, starannie omijając wzrokiem byłą przyjaciółkę, spojrzałem gniewnie na swoją podopieczną.
O wiele prosisz. To twój sprytny plan, aby nas pogodzić?
Nie odpowiedziała. Rzuciła mi tylko spojrzenie, w którym prośba mieszała z groźbą. Sekundę później zerknęła na pozostałe dwie pacjentki, które już przyglądały się jej dziwnemu zachowaniu i dla niepoznaki zamknęła oczy.
- Robię to tylko dla niej – warknąłem do Amelii. – I nie myśl, że ci wybaczę.
Dziewczyna zwiesiła głowę i, splatając ręce, zwróciła się do Natalki:
- O co chciałaś spytać? Alicja zaraz wróci.
Dlaczego nie powiedziałaś Dawidowi o wizji? Ale tak szczerze?
Skrzywiłem się, ale przekazałem pytanie.
Anielica westchnęła.
- Widziałam w wizji wypadek. Widziałam jak Dawid biegnie do ciebie, ale ty umierasz, a Dawid umiera jednocześnie z tobą. Najgorsze było, że w chwili śmierci znikaliście oboje, a nie tylko Dawid. Tak być nie powinno. Przerażała mnie ta wizja, nie wiedziałam, co o niej myśleć. Chciałam mu powiedzieć, gdy będę widziała coś więcej i będzie to bardziej pewne, gdyż były zakłócenia w wizji. Ale wtedy odezwał się do mnie Mądrość – czy Dawid mówił ci o Nim? - Zerknęła na mnie. Kiwnąłem głową. – Powiedział, że jeśli podzielę się z nim tą wizją to ona się spełni. Dawid musiał żyć w niepewności, aby cię ocalić. Dzięki niej odkrył coś, co sprawiło, że twoja śmierć w mojej wizji zmieniła się w twoje uzdrowienie. To niespotykane u aniołów, ale tą umiejętność zyskał dzięki mi…
- Wystarczy! – Przerwałem jej gwałtownie. - Amelio, chyba powinniśmy pogadać. – Rzuciłem jej wściekłe spojrzenie i wskazałem wymownie ręką na drzwi.
Ale ona jeszcze nie dokończyła… - Zaczęła protestować w mojej głowie Natalka.
Skończyła! Też siedź cicho.
Dawid! – Dziewczyna aż otworzyła oczy, by na mnie spojrzeć. Była zdziwiona moim gniewem, zwłaszcza na nią.
- Chodź – rzuciłem do anielicy i wyszedłem na korytarz. Podążyła za mną. Odeszliśmy kilka metrów od sali. Odwróciłem się do niej.
- Oszalałaś?! – Naskoczyłem na nią z gniewem. - Prawie jej wygadałaś to, czego w życiu nie powinna się dowiedzieć.
Anielica wyglądała na zdziwioną. Zdziwioną, dobre sobie!
- Nie powiedziałeś jej? Chyba ma prawo…
- Nie, Amelia – przerwałem jej – nie ma prawa. Myślisz, że taki związek byłby możliwy? – Rozjuszony przejechałem ręką po włosach. - Nie jestem mitycznym Nefilim. Jestem Aniołem Stróżem i nie mam prawa być z Natalką. Ja już cierpię. Ona wcale nie musi czuć się wobec mnie w jakikolwiek sposób zobowiązana. Ona zasługuje na normalne życie, na rodzinę, dzieci, przyszłość. Nie anioła.
Załamała ręce, patrząc na mnie żałośnie.
- Nie mogę patrzeć, jak się tak męczysz.
Spojrzałem na nią z irytacją. Była jak oporne kocię, nic do niej nie docierała z moich argumentów. A podobno była starsza. Jednak gorzkie słowa nie przeszły mi przez gardło. W tamtej chwili zobaczyłem jak Amelia wygląda – miała potargane włosy, na twarzy widziałem ślady łez. Żaden anioł tak nie wygląda… Chyba, że nie ma sił naprawić swojego wyglądu, co jest absolutnym osiągnięciem. W jej postawie widziałem teraz cały żal, jaki odczuwała i zrozumiałem jak ciężko musiało się jej żyć z tą wiedzą, którą musiał przede mną kryć. Czy miałem prawo ją oceniać i tak krzywdzić? Zrobiła to dla naszego dobra, mojego i Natalii. Przez cztery lata widziała naszą zagadkową śmierć. Cały ten ciężar musiała codziennie znosić i nie miała nikogo by się tym podzielić. Była sama…
- Amelia, ja przepraszam.
- Słucham? – Podniosła zdziwiona głowę.
- Przepraszam. Zachowałem się jak głupiec. Ale… tak się bałem o Natalkę…
Nie dane było mi dokończyć. Amelia przypadła do mnie i uściskała tak, że zabrakło mi powietrza.
- Amelia, zmiażdżysz mi żebra. – Wyrzuciłem z siebie te słowa wraz z ostatnim tchem.
- Wybacz. Po prostu strasznie się cieszę. Tak się bałam, że nigdy nie wybaczysz mi tego. Będzie jak dawniej? – Uśmiechnęła się z ulgą, a wraz z tym widziałem jak z jej twarzy znikają łzy, a włosy odzyskują blask.
- Myślę, że tak.

Otrząsnąłem się ze wspomnień. Byłem w pokoju Natalii, sam, gdyż ta była w łazience. Był wieczór. Gdy w końcu wyszła, po półgodzinie, zaśmiała się na widok mojej miny.
- Zabawnie wyglądasz taki nadąsany. Jak ty przez te cztery lata mogłeś wytrzymać samotność? – Mówiąc to, szybko wskoczyła pod kołdrę. Mogła się przyzwyczaić do ciągłej obecności chłopaka w ciągu dnia, ale takiego, który jest obecny w pokoju, gdy śpi… Minął już miesiąc od wypadku, a dzięki mojej drobnej pomocy Natalka miała już sprawną rękę. Nie panowałem jeszcze nad moją mocą, ale tyle udało mi się zrobić. Lekarze byli lekko zaskoczeni jej szybkim powrotem do zdrowia.
- Wytrzymało tylu przede mną, mogłem wytrzymać i ja. – Postanowiłem zachować dla siebie, że jeszcze kilka lat, a może i miesięcy, a zniknąłbym – z rozpaczy.
- Podziwiam. – Dziewczyna ułożyła się wygodnie, opierając o poduszki. Mokre włosy odrzuciła na bok. -  Mogę się spytać, co robiłeś przez cały ten czas?
- Czytałem twoje książki, zwłaszcza te o aniołach. – Uśmiechnąłem się i ona też. – Obserwowałem niebo, słuchałem muzyki, a nawet czasem poprawiałem twoje zadania domowe.
- Nie żartuj!
- Naprawdę. Bardzo ciekawe zajęcie. – Mrugnąłem do niej. Wkręcałem ją, ale zabawnie było obserwować jej udawane oburzenie.
Nagle usłyszałem ruch za drzwiami, a po chwili głos jej mamy.
- Mówiłaś coś Natalko?
Nat spojrzała na mnie z dziwną miną. Wzruszyłem ramionami, samym ruchem wyrażając stwierdzenie „radź sobie”. Mina zmieniła się w oburzoną.
- Nie, mamo, nuciłam sobie piosenkę.
- W porządku. – W głosie Aleksandry było słychać zwątpienie.
Obróciłem się w stronę Nat i przyłożyłem palec do ust.
Cicho…
Podszedłem do drzwi. Jeden głęboki wdech… i stałem się niematerialny. Zaryzykowałem przeniknięcie mojej głowy przez drzwi i poczułem ulgę – Ola już poszła. Wróciłem z powrotem i stałem się „rzeczywisty”. Byłem już w połowie drogi do Nat, gdy dostrzegłem, że lekko zbladła i szeroko otwartymi oczami wpatruje się we mnie.
- Co to… - wyjąkała.
Uniosłem brwi, zastanawiając się o co chodzi. Po chwili zrozumiałem.
- Wybacz, zapomniałem. To nic takiego, jako anioł muszę czasem przenikać przez różne rzeczy i po prostu… – Wzruszyłem ramionami, niezdolny wyrazić swoje myśli słowami. Doszedłem do łóżka i z powrotem przysiadłem na brzegu.
- Tak po prostu sobie wsadzasz głowę przez drzwi – powiedziała Nat z niedowierzaniem - i myślisz, że to normalne?
- Bo to jest normalne. Nienormalne jest to, że mnie widzisz. I sądziłem raczej, że dziwny będzie dla ciebie widok chłopaka ze skrzydłami. – Dobitnie zamachałem swoimi.
W tym momencie oczy Natalki rozszerzyły się ze strachu. Instynktownie cofnęła się, opierając się o ścianę za łóżkiem. Chyba nie wystraszyły jej tak moje skrzydła? Widziała je przecież codziennie.
- Co jest? Sądziłem, że się przyzwyczaiłaś…
- Do ciebie się przyzwyczaiłam. Ale nie do niego! – wykrztusiła z przerażeniem, patrząc na coś za moimi plecami.
Wtedy sam poczułem strach. Tylko jedno mogło ją tak przerazić. Odwróciłem się gwałtownie. Zerwałem się na równe nogi i postąpiłem krok do przodu, tak, aby stanąć między Natalką a przybyszem. Czarnym aniołem. Jednocześnie dotknąłem pasa, z którym nigdy się nie rozstawałem i w myślach zawołałem „Astrum!”* i w ułamku sekundy w moich dłoniach pojawił się mój miecz. Trzymałem go opuszczonego wzdłuż ciała, gotów jednak w każdej chwili do walki.
- Czego tu chcesz? Ta dziewczyna ma swego anioła i nie jesteś nim ty.
Obcy anioł zaśmiał się cicho. Był trochę wyższy i lepiej zbudowany niż ja. Ubrany był podobnie, z tą różnicą, że wszystko miał w kolorze czarnym. Broń miał zawieszoną u pasa.
- Po co te nerwy? – Zapytał niskim głosem. - Porozmawiać chciałem. - Zrobił krok do przodu.
Lekko uniosłem miecz, powstrzymując go przed kolejnym krokiem.
- Więc słucham.
Zatrzymał się i spojrzał na Natalię, która wciąż wtulała się w ścianę. Wiedziałem to tylko dzięki naszemu połączeniu – była tak wystraszona, że jej mury upadły jak kartka na wietrze.
- Jest wyjątkowa. Nigdy nie zdarzyło się, aby śmiertelnik nas widział. Może wykazać ciekawe zdolności. I mój pan chętnie by uciął sobie z nią pogawędkę. To taka zadziwiająca istotka, nie sądzisz? – Ostatnie zdanie niemal wymruczał, co mnie rozwścieczyło, a Nat napełniło obrzydzeniem.
- Sądzę, że Natalka nie wyraża podobnych chęci. Nigdzie z tobą nie pójdzie, dopóki ja istnieję.
- Mówisz? – Anioł podrapał się po brodzie, patrząc na mnie w zamyśleniu. Idealnie grał. – Da się załatwić.
Jednym, niezwykle szybkim ruchem sięgnął po broń i skoczył ku mnie. Uniosłem Astruma i odparowałem cios. Jednak siła, jakiej użył, odrzuciła mnie lekko do tyłu. Szybko odzyskałem równowagę i wzmocniłem swoją siłę, tyle na ile mogłem. Tym razem ja zaatakowałem celując w lewe ramię. Szybciej niż to możliwie zablokował cios i ciął ostrzem w moją łydkę. Noga się pode mną ugięła. Usłyszałem krzyk Natalii, nie dopuszczałem do siebie bólu. Nie mogę pozwolić by ją zabrał… Nie bacząc na ranę, zaatakowałem ponownie. Miecz ze świstem przeciął powietrze, by ponownie napotkać opór. Wymieniliśmy jeszcze kilka ciosów. Mój przeciwnik poruszał się niezwykle szybko. Poczułem lęk. Zrozumiałem, że nie pokonam go, jestem zbyt słaby. Czarny anioł nie wykazywał oznak zmęczenia. Wysłali doskonale wyszkolonego anioła-zabójcę. W jego oczach dostrzegłem złośliwość i pogardę. Dla niego byłem tylko drobną przeszkodą. Ale jeśli zginę zabierze Nat. Przejrzałem szybko w myślach, jakie mam opcje do wyboru. Dostrzegłem tylko dwie… Albo dam się zabić (nienajlepsza opcja, moim zdaniem), albo muszę zabrać ze sobą Nat i przenieść w bezpieczne miejsce (mroczny anioła nie spodziewa się tej opcji, bo jej raczej nie zna…). Bezpieczne miejsce… Dom Amelii. Udałem, że celuję w głowę, jednocześnie mówiąc do Natalii.
Gdy zablokuję miecze między nami, złap za moje skrzydła. Musimy uciekać.
Jak? Dokąd?
Do domu Alicji. Nie gadaj, tylko obserwuj uważnie!
Dostałem cios w lewe ramię. Na szczęście miecz miałem w prawej. Oczy przesłaniała mi gęsta mgła, coraz gorzej widziałem, ból obezwładniał. Ostatkiem sił rzuciłem się na niego, blokując między naszymi ciałami oba miecze. Nim zdążył mnie odepchnąć, poczułem jak Nat chwyta mnie za skrzydło i siłą woli przeniosłem nas do domu Alicji. Nie dbałem, co ona może pomyśleć. Tam przez kilka dni będziemy bezpieczni, nim Mroczny znajdzie nas znowu. Chwilę lecieliśmy w wirujących przestworzach. Słyszałem jak z podziwu Nat zaparło dech – dookoła nas zapewne widziała niebo i gwiazdy. Ja jednak przestałem widzieć cokolwiek, nic nie czułem. Gdy opuściliśmy Tunel, upadłem na podłogę, miecz wypadł z mojej ręki. Straciłem przytomność. W ostatnich chwilach świadomości, pomyślałem, że najważniejszym jest, aby Mroczny nie dopadł mojej podopiecznej.

*Astrum – z łac. „gwiazda”. Imię miecza Dawida.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała DaFne z Wyimaginowanej Grafiki.