Po
tygodniu wypuścili Natalkę do domu. W szpitalu starałem się trzymać z dala od
niej – w sali przybyły dwie nowe pacjentki, ponadto… potrzebowałem spokoju.
Wciąż zdawało się to wszystko być snem, pięknym snem, który musi się kiedyś
skończyć – jak wszystko. Lecz sen trwał, a sama Natalka nie dawała za wygraną.
Gdy mnie nie było w sali – mówiła do mnie w myślach i musiałem wracać. Nie
mogłem się od niej odciąć, nie jako Opiekun. Gdy jednak w odwiedziny przyszła
Alicja, a wraz z nią Amelia – wszystko się zmieniło. Przypomniałem sobie tę
wizytę.
Nie
potrafiłem ciągle wybaczyć jej, że zataiła przede mną wizję. Gdy więc
zobaczyłem, że Amelia przyszła, musiałem wyjść.
-
Przepraszam cię. Nie potrafię tak szybko wybaczyć – powiedziałem do Nat i
wyszedłem nim zdążyła zaprotestować.
W
drzwiach przelotnie spojrzałem na Amelię. Była smutna. Usiadłem na jednym z
krzeseł w korytarzu, schowałem twarz w dłonie. Czułem się podle. Moje myśli
biły się ze sobą. Z jednej strony – przyjaciółka przez cztery lata. Z drugiej
strony – ta przyjaciółka przez te cztery lata zatajała przede mną śmierć mojej
podopiecznej. Tylko cud sprawił, że ją uratowałem.
-
Muszę na chwilę wyjść, zadzwonię do mamy, powiem jej, gdzie jestem, dobrze? –
Usłyszałem głos Ali. Po chwili dziewczyna, z komórką w ręce, wyszła na
korytarz. Amelia została w środku. Czyżby rozmawiała z Natalką?
Ostrożnie
przysunąłem się do drzwi, zerknąłem do środka. Anielica siadła w nogach łóżka,
na którym leżała Alicja.
Dawid, potrzebuję cię.
Nie mogę z nią rozmawiać jak z tobą, ale ty możesz. Proszę…
Wsunąłem
się do sali, ale nie podszedłem bliżej. Założyłem ręce na piersi i, starannie
omijając wzrokiem byłą przyjaciółkę, spojrzałem gniewnie na swoją podopieczną.
O wiele prosisz. To
twój sprytny plan, aby nas pogodzić?
Nie
odpowiedziała. Rzuciła mi tylko spojrzenie, w którym prośba mieszała z groźbą.
Sekundę później zerknęła na pozostałe dwie pacjentki, które już przyglądały się
jej dziwnemu zachowaniu i dla niepoznaki zamknęła oczy.
-
Robię to tylko dla niej – warknąłem do Amelii. – I nie myśl, że ci wybaczę.
Dziewczyna
zwiesiła głowę i, splatając ręce, zwróciła się do Natalki:
-
O co chciałaś spytać? Alicja zaraz wróci.
Dlaczego nie
powiedziałaś Dawidowi o wizji? Ale tak szczerze?
Skrzywiłem
się, ale przekazałem pytanie.
Anielica
westchnęła.
-
Widziałam w wizji wypadek. Widziałam jak Dawid biegnie do ciebie, ale ty
umierasz, a Dawid umiera jednocześnie z tobą. Najgorsze było, że w chwili
śmierci znikaliście oboje, a nie tylko Dawid. Tak być nie powinno. Przerażała
mnie ta wizja, nie wiedziałam, co o niej myśleć. Chciałam mu powiedzieć, gdy
będę widziała coś więcej i będzie to bardziej pewne, gdyż były zakłócenia w
wizji. Ale wtedy odezwał się do mnie Mądrość – czy Dawid mówił ci o Nim? -
Zerknęła na mnie. Kiwnąłem głową. – Powiedział, że jeśli podzielę się z nim tą
wizją to ona się spełni. Dawid musiał żyć w niepewności, aby cię ocalić. Dzięki
niej odkrył coś, co sprawiło, że twoja śmierć w mojej wizji zmieniła się w
twoje uzdrowienie. To niespotykane u aniołów, ale tą umiejętność zyskał dzięki
mi…
-
Wystarczy! – Przerwałem jej gwałtownie. - Amelio, chyba powinniśmy pogadać. –
Rzuciłem jej wściekłe spojrzenie i wskazałem wymownie ręką na drzwi.
Ale ona jeszcze nie
dokończyła… - Zaczęła
protestować w mojej głowie Natalka.
Skończyła! Też siedź
cicho.
Dawid! – Dziewczyna aż otworzyła oczy, by
na mnie spojrzeć. Była zdziwiona moim gniewem, zwłaszcza na nią.
-
Chodź – rzuciłem do anielicy i wyszedłem na korytarz. Podążyła za mną.
Odeszliśmy kilka metrów od sali. Odwróciłem się do niej.
-
Oszalałaś?! – Naskoczyłem na nią z gniewem. - Prawie jej wygadałaś to, czego w
życiu nie powinna się dowiedzieć.
Anielica
wyglądała na zdziwioną. Zdziwioną, dobre sobie!
-
Nie powiedziałeś jej? Chyba ma prawo…
-
Nie, Amelia – przerwałem jej – nie ma prawa. Myślisz, że taki związek byłby
możliwy? – Rozjuszony przejechałem ręką po włosach. - Nie jestem mitycznym
Nefilim. Jestem Aniołem Stróżem i nie mam prawa być z Natalką. Ja już cierpię.
Ona wcale nie musi czuć się wobec mnie w jakikolwiek sposób zobowiązana. Ona
zasługuje na normalne życie, na rodzinę, dzieci, przyszłość. Nie anioła.
Załamała
ręce, patrząc na mnie żałośnie.
-
Nie mogę patrzeć, jak się tak męczysz.
Spojrzałem
na nią z irytacją. Była jak oporne kocię, nic do niej nie docierała z moich
argumentów. A podobno była starsza. Jednak gorzkie słowa nie przeszły mi przez
gardło. W tamtej chwili zobaczyłem jak Amelia wygląda – miała potargane włosy,
na twarzy widziałem ślady łez. Żaden anioł tak nie wygląda… Chyba, że nie ma
sił naprawić swojego wyglądu, co jest absolutnym osiągnięciem. W jej postawie
widziałem teraz cały żal, jaki odczuwała i zrozumiałem jak ciężko musiało się
jej żyć z tą wiedzą, którą musiał przede mną kryć. Czy miałem prawo ją oceniać
i tak krzywdzić? Zrobiła to dla naszego dobra, mojego i Natalii. Przez cztery
lata widziała naszą zagadkową śmierć. Cały ten ciężar musiała codziennie znosić
i nie miała nikogo by się tym podzielić. Była sama…
-
Amelia, ja przepraszam.
-
Słucham? – Podniosła zdziwiona głowę.
-
Przepraszam. Zachowałem się jak głupiec. Ale… tak się bałem o Natalkę…
Nie
dane było mi dokończyć. Amelia przypadła do mnie i uściskała tak, że zabrakło
mi powietrza.
-
Amelia, zmiażdżysz mi żebra. – Wyrzuciłem z siebie te słowa wraz z ostatnim
tchem.
-
Wybacz. Po prostu strasznie się cieszę. Tak się bałam, że nigdy nie wybaczysz
mi tego. Będzie jak dawniej? – Uśmiechnęła się z ulgą, a wraz z tym widziałem
jak z jej twarzy znikają łzy, a włosy odzyskują blask.
-
Myślę, że tak.
Otrząsnąłem
się ze wspomnień. Byłem w pokoju Natalii, sam, gdyż ta była w łazience. Był
wieczór. Gdy w końcu wyszła, po półgodzinie, zaśmiała się na widok mojej miny.
-
Zabawnie wyglądasz taki nadąsany. Jak ty przez te cztery lata mogłeś wytrzymać
samotność? – Mówiąc to, szybko wskoczyła pod kołdrę. Mogła się przyzwyczaić do
ciągłej obecności chłopaka w ciągu dnia, ale takiego, który jest obecny w
pokoju, gdy śpi… Minął już miesiąc od wypadku, a dzięki mojej drobnej pomocy
Natalka miała już sprawną rękę. Nie panowałem jeszcze nad moją mocą, ale tyle
udało mi się zrobić. Lekarze byli lekko zaskoczeni jej szybkim powrotem do
zdrowia.
-
Wytrzymało tylu przede mną, mogłem wytrzymać i ja. – Postanowiłem zachować dla
siebie, że jeszcze kilka lat, a może i miesięcy, a zniknąłbym – z rozpaczy.
-
Podziwiam. – Dziewczyna ułożyła się wygodnie, opierając o poduszki. Mokre włosy
odrzuciła na bok. - Mogę się spytać, co
robiłeś przez cały ten czas?
-
Czytałem twoje książki, zwłaszcza te o aniołach. – Uśmiechnąłem się i ona też.
– Obserwowałem niebo, słuchałem muzyki, a nawet czasem poprawiałem twoje
zadania domowe.
-
Nie żartuj!
-
Naprawdę. Bardzo ciekawe zajęcie. – Mrugnąłem do niej. Wkręcałem ją, ale
zabawnie było obserwować jej udawane oburzenie.
Nagle
usłyszałem ruch za drzwiami, a po chwili głos jej mamy.
-
Mówiłaś coś Natalko?
Nat
spojrzała na mnie z dziwną miną. Wzruszyłem ramionami, samym ruchem wyrażając
stwierdzenie „radź sobie”. Mina zmieniła się w oburzoną.
-
Nie, mamo, nuciłam sobie piosenkę.
-
W porządku. – W głosie Aleksandry było słychać zwątpienie.
Obróciłem
się w stronę Nat i przyłożyłem palec do ust.
Cicho…
Podszedłem
do drzwi. Jeden głęboki wdech… i stałem się niematerialny. Zaryzykowałem
przeniknięcie mojej głowy przez drzwi i poczułem ulgę – Ola już poszła.
Wróciłem z powrotem i stałem się „rzeczywisty”. Byłem już w połowie drogi do
Nat, gdy dostrzegłem, że lekko zbladła i szeroko otwartymi oczami wpatruje się
we mnie.
-
Co to… - wyjąkała.
Uniosłem
brwi, zastanawiając się o co chodzi. Po chwili zrozumiałem.
-
Wybacz, zapomniałem. To nic takiego, jako anioł muszę czasem przenikać przez
różne rzeczy i po prostu… – Wzruszyłem ramionami, niezdolny wyrazić swoje myśli
słowami. Doszedłem do łóżka i z powrotem przysiadłem na brzegu.
-
Tak po prostu sobie wsadzasz głowę przez drzwi – powiedziała Nat z
niedowierzaniem - i myślisz, że to normalne?
-
Bo to jest normalne. Nienormalne jest to, że mnie widzisz. I sądziłem raczej,
że dziwny będzie dla ciebie widok chłopaka ze skrzydłami. – Dobitnie zamachałem
swoimi.
W
tym momencie oczy Natalki rozszerzyły się ze strachu. Instynktownie cofnęła
się, opierając się o ścianę za łóżkiem. Chyba nie wystraszyły jej tak moje
skrzydła? Widziała je przecież codziennie.
-
Co jest? Sądziłem, że się przyzwyczaiłaś…
-
Do ciebie się przyzwyczaiłam. Ale nie do niego! – wykrztusiła z przerażeniem,
patrząc na coś za moimi plecami.
Wtedy
sam poczułem strach. Tylko jedno mogło ją tak przerazić. Odwróciłem się
gwałtownie. Zerwałem się na równe nogi i postąpiłem krok do przodu, tak, aby
stanąć między Natalką a przybyszem. Czarnym aniołem. Jednocześnie dotknąłem
pasa, z którym nigdy się nie rozstawałem i w myślach zawołałem „Astrum!”* i w
ułamku sekundy w moich dłoniach pojawił się mój miecz. Trzymałem go
opuszczonego wzdłuż ciała, gotów jednak w każdej chwili do walki.
-
Czego tu chcesz? Ta dziewczyna ma swego anioła i nie jesteś nim ty.
Obcy
anioł zaśmiał się cicho. Był trochę wyższy i lepiej zbudowany niż ja. Ubrany
był podobnie, z tą różnicą, że wszystko miał w kolorze czarnym. Broń miał
zawieszoną u pasa.
-
Po co te nerwy? – Zapytał niskim głosem. - Porozmawiać chciałem. - Zrobił krok
do przodu.
Lekko
uniosłem miecz, powstrzymując go przed kolejnym krokiem.
-
Więc słucham.
Zatrzymał
się i spojrzał na Natalię, która wciąż wtulała się w ścianę. Wiedziałem to
tylko dzięki naszemu połączeniu – była tak wystraszona, że jej mury upadły jak
kartka na wietrze.
-
Jest wyjątkowa. Nigdy nie zdarzyło się, aby śmiertelnik nas widział. Może
wykazać ciekawe zdolności. I mój pan chętnie by uciął sobie z nią pogawędkę. To
taka zadziwiająca istotka, nie sądzisz? – Ostatnie zdanie niemal wymruczał, co
mnie rozwścieczyło, a Nat napełniło obrzydzeniem.
-
Sądzę, że Natalka nie wyraża podobnych chęci. Nigdzie z tobą nie pójdzie,
dopóki ja istnieję.
-
Mówisz? – Anioł podrapał się po brodzie, patrząc na mnie w zamyśleniu. Idealnie
grał. – Da się załatwić.
Jednym,
niezwykle szybkim ruchem sięgnął po broń i skoczył ku mnie. Uniosłem Astruma i
odparowałem cios. Jednak siła, jakiej użył, odrzuciła mnie lekko do tyłu.
Szybko odzyskałem równowagę i wzmocniłem swoją siłę, tyle na ile mogłem. Tym
razem ja zaatakowałem celując w lewe ramię. Szybciej niż to możliwie zablokował
cios i ciął ostrzem w moją łydkę. Noga się pode mną ugięła. Usłyszałem krzyk
Natalii, nie dopuszczałem do siebie bólu. Nie mogę pozwolić by ją zabrał… Nie
bacząc na ranę, zaatakowałem ponownie. Miecz ze świstem przeciął powietrze, by
ponownie napotkać opór. Wymieniliśmy jeszcze kilka ciosów. Mój przeciwnik
poruszał się niezwykle szybko. Poczułem lęk. Zrozumiałem, że nie pokonam go,
jestem zbyt słaby. Czarny anioł nie wykazywał oznak zmęczenia. Wysłali
doskonale wyszkolonego anioła-zabójcę. W jego oczach dostrzegłem złośliwość i
pogardę. Dla niego byłem tylko drobną przeszkodą. Ale jeśli zginę zabierze Nat.
Przejrzałem szybko w myślach, jakie mam opcje do wyboru. Dostrzegłem tylko
dwie… Albo dam się zabić (nienajlepsza opcja, moim zdaniem), albo muszę zabrać
ze sobą Nat i przenieść w bezpieczne miejsce (mroczny anioła nie spodziewa się
tej opcji, bo jej raczej nie zna…). Bezpieczne miejsce… Dom Amelii. Udałem, że celuję
w głowę, jednocześnie mówiąc do Natalii.
Gdy zablokuję miecze
między nami, złap za moje skrzydła. Musimy uciekać.
Jak? Dokąd?
Do domu Alicji. Nie
gadaj, tylko obserwuj uważnie!
Dostałem
cios w lewe ramię. Na szczęście miecz miałem w prawej. Oczy przesłaniała mi
gęsta mgła, coraz gorzej widziałem, ból obezwładniał. Ostatkiem sił rzuciłem
się na niego, blokując między naszymi ciałami oba miecze. Nim zdążył mnie
odepchnąć, poczułem jak Nat chwyta mnie za skrzydło i siłą woli przeniosłem nas
do domu Alicji. Nie dbałem, co ona może pomyśleć. Tam przez kilka dni będziemy
bezpieczni, nim Mroczny znajdzie nas znowu. Chwilę lecieliśmy w wirujących
przestworzach. Słyszałem jak z podziwu Nat zaparło dech – dookoła nas zapewne
widziała niebo i gwiazdy. Ja jednak przestałem widzieć cokolwiek, nic nie
czułem. Gdy opuściliśmy Tunel, upadłem na podłogę, miecz wypadł z mojej ręki.
Straciłem przytomność. W ostatnich chwilach świadomości, pomyślałem, że
najważniejszym jest, aby Mroczny nie dopadł mojej podopiecznej.
*Astrum
– z łac. „gwiazda”. Imię miecza Dawida.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz