Minął
tydzień odkąd przybyliśmy do Egiptu. Przez cały ten czas odkrywałem w Natalii
coraz więcej anielskich zdolności, choć nie tylko. Nauczyłem ją jak kontrolować
w podstawowym stopniu powietrze. Odkryłem, że ma bystrzejszy wzrok i słuch niż
inni ludzie. Umiała stać się niematerialna. Jednak, gdy uczyłem ją tej sztuczki
nagle znikła zupełnie. Moja podopieczna potrafiła się stać nie tylko
niematerialna, ale też niewidzialna jednocześnie. Mimo to, w tym stanie ciągle
miała wpływ na przedmioty, których chciała dotknąć.
-
O Boże! – krzyknęła, gdy to zobaczyła. – Ty też tak umiesz? – zapytała mnie.
Pokręciłem
głową.
-
Tylko ty.
To
ją zmartwiło i ucieszyło jednocześnie. Zaskoczona pojawiła się wtedy ponownie.
Szybko
opanowała nowe zdolności. Zostało jednak jeszcze kilka umiejętności, które musiała
poznać, nim wrócimy do Nieba. W tym najważniejsza…
-
Coś cię martwi?
Drgnąłem.
Nie pamiętam, abym uczył Natalię jak chodzić bezszelestnie. Przyglądając się
jak dziewczyna siada koło mnie, mimowolnie zwróciłem uwagę na jej usta.
Chciałbym ją kiedyś pocałować, wyznać miłość. Czy da mi tę szansę? Czy los da
nam tę szansę?
Odwróciłem
głowę, by o tym nie myśleć.
-
Jutro musimy odejść – powiedziałem.
-
Dlaczego? – Była szczerze zasmucona. – Czy nie możemy tu zostać do końca nauki?
Pokręciłem
głową.
-
Jesteś tu dość długo. Musimy zminimalizować ryzyko, że wytropią cię Mroczni.
Przeniesiemy
się do Francji.
Wstałem
z fotela.
-
Dziś nie będzie lekcji. Chciałbym ci coś pokazać. Ale po południu – dodałem z
uśmiechem, zobaczywszy, że chce szykować się do wyjścia. – Teraz masz czas
wolny.
-
I co mam robić? – spytała, bezradnie rozkładając ramiona.
Westchnąłem.
-
Bądź kreatywna.
***
Pożałowałem
swych słów. W tamtym momencie szczerze żałowałem, że dałem jej czas wolny. I
Bursztyn też.
Aby
mieć oko na Natalię, zająłem się czytaniem książki. Natomiast moja podopieczna
„zajęła się” kotem. Na jego nieszczęście wykąpała go (kot po tym uciekł), a gdy
go znalazła, wysuszyła go i wyczesała. Zwątpiłem, czy aby na pewno nikt nie
podmienił mojej podopiecznej na pięcioletnią dziewczynkę. W odpowiedzi na moje
ostre słowa i pazury kota odparła, że musiała się odstresować.
-
A teraz przynajmniej Bursztyn porządnie wygląda – dodała.
Nie
skomentowałem tego.
Zostaw już tego
biednego łowcę. Czas na niespodziankę.
Tak, ty ją zabrać
Aniele. Proszę –
zawył w mojej głowie Bursztyn. Natalia wciąż nie zdołała się z nim porozumieć,
więc tylko ja wiedziałem, że właśnie się chowa pod łóżkiem. I nie zamierza
wychodzić aż do wieczora.
-
Powiesz mi, gdzie idziemy? – spytała Natalia. Ubrała buty i chwyciła torebkę. –
Jestem gotowa – dodała.
-
Zobaczysz jak dojdziemy – odpowiedziałem z szelmowskim uśmiechem. – Albo raczej
dolecimy.
Wyciągnąłem
ku niej dłoń. Podając mi swoją, mruknęła smutno:
-
Zabierzesz mnie kiedyś ze sobą, gdy będziesz latał na skrzydłach?
Zaskoczyła
mnie tym. Ale jednocześnie rozbawiła.
-
Jak będziesz grzeczna i zostawisz Bursztyna w spokoju.
Momentalnie
się rozpogodziła.
-
Zgoda.
Dziękuję… - Dobiegł mnie żałosny głos kota.
Zachichotałem
i skoczyłem w Tunel. Przestrzeń wirowała wokół nas, a ja skupiłem się na celu.
Wylądowaliśmy na małym placyku, otoczenie było wypełnione posągami. Biel i
zieleń otaczały nas ze wszystkich stron. W oddali było widać jakieś budynki,
lecz wiedziałem, że to miejsce jest magicznie ukryte przed wzrokiem
ciekawskich. Promienie słoneczne błyszczały na marmurze, wiatr cicho szumiał
wśród gałęzi drzew. To było miejsce spokoju, samotności i zadumy.
-
Gdzie jesteśmy? - Nat rozglądała się zaskoczona.
-
Dalej gdzieś w Egipcie. Nie wiem dokładnie.
Natalia
gniewnie zmarszczyła nos.
-
Ale co to jest to dookoła?
-
A na co wygląda? – spytałem.
Dziewczyna
rozejrzała się dookoła, a słoneczne refleksy zatańczyły w jej włosach. Miała
skupioną minę. Wreszcie spojrzała na mnie.
-
Na cmentarz. – Zaryzykowała stwierdzenie.
-
Ale nie taki zwykły – uściśliłem, uśmiechając się lekko, po czym dodałem: - To
cmentarz aniołów.
Spojrzała
na mnie z ukosa.
-
Anioły nie umierają jak ludzie, tak mówiłeś. Nadają nowe życie.
-
To prawda. Ale pamięć pozostaje. To wszystko – zatoczyłem ręką wokół – to wyraz
szacunku i miłości wobec nich. Nie wiem czy zdajesz sobie sprawę… Oni umarli
dla nowego pokolenia. Jakiś anioł oddał swe życie, abym żył ja, Amelia, Bartek...
To ogromne poświęcenie. W końcu możemy żyć wiecznie, a dla nowego pokolenia
wybieramy śmierć. - Czy znałeś kogoś stąd? – spytała nieśmiało.
Pokręciłem
przecząco głową.
-
To anioły z Egiptu. Ja urodziłem i wychowałem się w Polsce, jak wiesz.
Przyjrzałem
się dokładniej otoczeniu. Podobnie jak Natalia, byłem tu pierwszy raz. Całość
wyglądała jak zwykły cmentarz. Te same alejki, pasy zieleni. Na grobach jednak
nie było żadnych zniczy ani innych ludzkich wymysłów. Prychnąłem na wspomnienie
ziemskich cmentarzy. Często były ignorowane i zapominane. Pomniki niszczały i
zapadały się. Na naszych cmentarzach anielska magia utrzymywała wszystko w
dobrym stanie, pomagały też dobre duchy. Zamiast pomników były posągi. Za
pomocą naszych zdolności każdy przedstawiał zmarłego anioła. Stworzone były z
marmurów, ze złoceniami. Pod spodem były wyryte imiona: Daniel, Edmund,
Kasandra, Dara, Olivier…
-
Imiona nie są egipskie.
Wzruszyłem
ramionami.
-
Imię otrzymujmy po aniele, który je nosił.
-
Czyli ten, który dał ci życie…
-
Też nazywał się Dawid. Przeżył zaledwie dwadzieścia jeden lat, z czego pięć
jako Opiekun. Jego podopieczny zginął w wypadku samochodowym. Dawid zdecydował
się obdarzyć życiem nowego anioła. Mnie.
Natalia
objęła się ramionami. Czułem jej smutek.
-
To takie straszne – szepnęła. – Decydować o własnej śmierci, gdy można tak
długo żyć.
-
To szlachetne – sprostowałem. – To część naszego życia. Opiekunowie umierają
wraz z podopiecznymi. – Spojrzałem na nią poważnie. - Ja umrę wraz z tobą, to
nieuniknione. Mogę dać życie naturze. A mogę też aniołowi. Z czasem odzyskujemy
przeszłe wspomnienia. Jednocześnie jestem przeszłością i obecnym sobą. To dość…
skomplikowane.
-
Nie mówmy o tym. – Dziewczyna drżała. – Coś mnie tu niepokoi.
-
Duchy? – Skinąłem głową za siebie.
Alejką
zbliżała się dziewczynka. Na oko miała może dwanaście, trzynaście lat. Ubrana
była w zwiewną, białą sukieneczkę. W jej jasnych włosach błyszczało słońce, w
radosny rytm jej kroków słychać było grzechot koralików, które miała na szyi.
Jej oczy błyszczały. Mimo żywego wyglądu była jednak delikatnie rozmazana,
przezroczysta, jednak w tak małym stopniu, że zdawało się to ułudą.
Natalia
obok mnie zesztywniała. Przysunęła się bliżej mnie, a ja objąłem ją ramieniem.
Spokojnie. To
duch-opiekunka.
Kto?
A myślałaś, że ludźmi
opiekują się tylko aniołowie? Gdyby tak było, wszyscy by zginęli.
-
Witaj, duchu – odezwałem się na głos. – Czyżbyś zgubiła swoją podopieczną?
-
Moja podopieczna ma się dobrze – uśmiechnęła się dziewczynka. Od ucha do ucha,
co uważałem dotąd za niemożliwe. - Przyszłam odwiedzić przyjaciela. Jestem
Lily, a wy?
-
Dawid – przedstawiłem się.
-
Natalia – mruknęła moja towarzyszka.
Lily
przyjrzała się jej dokładniej. Z wrażenia wstrzymała oddech, gdy zorientowała
się, kim jest Nat.
-
Jesteś człowiekiem! Jak to możliwe, że tu jesteś? Że w i d z i s z?
-
Jestem anielską anomalią – odpowiedziała ironicznie Natalia. – Po prostu nie
wiem. Dopiero mi to wyjaśnią.
Dziewczynka
uśmiechnęła się radośnie. Potarła dłonie.
-
Mistrzowie są strasznie tajemniczy. Nigdy nie spodziewaj się jasnych
odpowiedzi.
Przybliżyła
się o krok.
-
Pokazać wam cmentarz? Jestem tu dość często.
-
Z chęcią – odparłem z uśmiechem. – My jesteśmy tu po raz pierwszy.
-
Chodźcie więc. – Wesoło pobiegła naprzód. Zdziwiłem się, że zamiast przebiec
tuż obok mnie, przebiegła obok Nat, która była po drugiej stronie. Zmarszczyłem
brwi zaniepokojony. Uznałem, że miała jakiś powód. Przestałem o tym myśleć,
tylko poszedłem za nią i za Natalią. Dziewczynka zaprowadziła nas do posągu
młodziutkiego anioła.
-
Zginął z ręki Mrocznego, dwa lata temu. Miał wtedy zaledwie czternaście lat,
dopiero co dostał przydział.
-
Czemu go zabili? – spytała Nat.
-
Kto to wie? Mroczni są nieprzewidywalni. Chłopak nie miał szczęścia.
Poprowadziła
nas kilka rzędów dalej.
-
Tutaj jest mój przyjaciel, o którym mówiłam. Podopieczny zginął w wypadku
kolejowym.
Posąg
przedstawiał może trzydziestoletniego mężczyznę.
-
Stary, nie? – powiedziała beztrosko Lily. – Opiekował się ojcem dziewczynki,
której opiekunką jestem ja.
-
Więc ci, co nie mają aniołów, mają za opiekunów duchy?
Lily
aż zatrzymała się w miejscu i spojrzała na Natalię.
-
No tak – powiedziała zdziwiona. – Aniołowie są dla osób specjalnych, które mają
w życiu osiągnąć coś znaczącego. Duchów ma każdy inny człowiek. Jesteśmy słabsi
– wzruszyła ramionami. – Mamy znacznie mniejszą moc.
Wyciągnęła
ku mnie dłoń, najwyraźniej chcąc pociągnąć mnie za sobą, ale natychmiast ją
cofnęła.
-
Chodźmy dalej – powiedziała lekko drżącym tonem.
-
Boisz się mnie? - spytałem.
-
Trochę – przyznała. W jej oczach dostrzegłem niepewność i lęk.
Byłem
zaskoczony, ale też było mi trochę przykro. Nie byłem Mrocznym, a tymczasem
duch się mnie bał. Nie chciałem wzbudzać lęku, nigdy.
-
Przecież nie zrobię ci krzywdy.
-
Wiem… Nie o to chodzi.
-
A o co?
Obdarzyła
mnie szerokim uśmiechem. Nie odpowiedziała.
Poprowadziła
nas dalej, do miejsca pełnego posągów młodych aniołów. Odgrodzona była niskim
płotkiem, na którym widniała tabliczka:
„Niewinne dzieci zamordowane
przez nieznane siły ciemności.
Niech pamięć o nich
trwa przez wieki.”
„Fide, sed cui, vide”
Automatycznie odczytałem słowa w
anielskim języku. „Ufaj, ale bacz, komu ufasz”. Nie jest to zwyczajna sentencja
umieszczana na posągach. To ukryte przesłanie, ostrzeżenie. Ciekawe przed czym, pomyślałem.
Moją uwagę zwróciła teraz beztroska
dziewczynki. Opowiada o przyjacielu jak o kimś mało znaczącym. Jest na
cmentarzu, a zachowuje się jak na jakiejś zabawie. Uśmiechała się nawet teraz,
patrząc na sześć posągów, na sześć młodych osób, które nigdy nie wypełnią już
swej misji chronienia ludzi. Duchy są wesołe, ale u Lily… Zaczęło mnie to
niepokoić. Czułem, że powoli tracę całą swoją sympatię do tej dziewczynki.
- Więc nie wiadomo, kto zabił te
dzieci? – spytałem uprzejmie.
- Nie wiadomo. Myślą jednak, że to
był zły duch - odparła Lily, kołysząc się na piętach.
- Skąd te przypuszczenia? –
zainteresowała się Natalia.
Przecież
nie wiesz, kim są złe duchy – zwróciłem
jej uwagę.
Wkrótce
się dowiem. Od ciebie.
Przewróciłem oczami. Czyli Bursztyn nie będzie jedyną ofiarą tego dnia.
W tym czasie Lily odpowiedziała na
zadane jej pytanie:
- Te dzieci trzymały się razem i
razem bawiły się w Niebie. Miały od pięciu do ośmiu lat. Kiedyś zaczęła do nich
dołączać nieznajoma dziewczynka. Wkrótce wszystkie zginęły.
- I nie wiedzą, kim była? Nie
wzbudzała podejrzeń Mistrzów?
- Nie – zbyła pytania Lily,
przewracając oczami. – Mistrzowie są na to zbyt głupi.
Drgnąłem. Spojrzałem na Nat.
Duchy
się tak nie wyrażają.
Dziewczyna zatrzęsła się.
Może
ma zły humor. Zimno mi.
Złego
humoru na pewno nie ma. Zimno? Jest bardzo ciepło…
W chwili, gdy wypowiadałem te słowa,
poczułem się tak jakby ktoś zapalił lampkę w moim mózgu. Jakie to oczywiste!
„Bacz, komu ufasz”. Mała dziewczynka dołączająca do zabawy. Ta radość Lily.
Zabójcą tych dzieci, a także pozostałych nie była żadna nieznajoma, tylko…
Odwróciłem się gwałtownie,
odpychając Natalię na bok. W ostatniej chwili, gdyż w miejscu, gdzie przed
chwilą stała, błysnęło ostrze sztyletu. Zwrócony w stronę Lily przywołałem broń
– specjalny bicz. To już nie była miła, wesoła dziewczynka. Oczy stały się
czerwone – znak, że jest demonicznym dzieckiem, były też pełne gniewu. W ręku
trzymała groźny sztylet – z trucizną na anioły. Nie potrzebowałem nawet
informacji, z jaką, bo to było oczywiste – z Niszczycielką.
Uważaj!
Zamachnąłem się biczem. Bicz był z
niebiańskiego złota, substancji bardzo szkodliwej dla demonów. Prawa dłoń Lily
wyglądała jak owinięta złotą liną, spod której po chwili ulotniła się smużka
dymu, gdy poparzyło jej skórę. Dziewczyna zawyła i upuściła broń. Natychmiast
podskoczyłem bliżej i przyłożyłem jej do gardła przywołany właśnie sztylet,
wykonany z tej samej substancji, co bicz.
- Kim jesteś? – warknęłem pytanie.
- Jestem Lily – jęknęła.
- Kim jesteś?!
- Boli… - zajęczała.
- Mów. – Ponowiłem rozkaz.
-
Demonem niższego stopnia… Miałam tu czekać, aż pojawi się anioł z ludzką
dziewczyną i spróbować ją zabić.
- Kto cię przysłał?
- Berith – wyszeptała przez łzy.
Mistrzu?
Mam zabójczynię. -
Skontaktowałem się ze swoim nauczycielem.
Puściłem demonicę, powoli się
cofając i nie zwalniając uścisku bicza.
- Nie zabijesz mnie?
- Ja nie zabijam jak wy – rzekłem z
pogardą. – Zajmie się tobą ktoś inny.
W tym momencie pojawiła się chmurka
srebrnego światła, a po chwili pojawił się anioł. Strażnik. W milczeniu
podszedł do czerwonookiej dziewczynki, dając znak, abym ją uwolnił. Cofnąłem
bicz i podszedłem do Natalii, która stała z boku.
- W porządku? – szepnęła.
- Tak - zapewniłem ją. - To jest w
istocie mała dziewczynka. Chyba nie wierzyli, że tu się pojawimy.
- To one zabiła te dzieci, prawda?
Smętnie pokiwałem głową. W milczeniu
patrzyliśmy jak Strażnik oplata demonicę specjalną diamentową siatką z
drobinami złota. Diament uniemożliwiał jej znikanie, a złoto osłabiało jej
siły. Nie miała szans ucieczki. Strażnik spojrzał na mnie.
- Zabierz podopieczną daleko stąd.
Nie jesteście bezpieczni.
- Przeniesiemy się. Dziękuję.
Strażnik pokiwał głową i odwrócił
się z powrotem do swojego więźnia. Uniósł dłonie i objął świetlistą tarczą
szamoczącą się w siatce dziewczynkę. Uwięziona spojrzała w tym momencie prosto
w moje oczy. Jej spojrzenie wyrażało, spóźnioną trochę, determinację i bunt.
Noc
przynosi ciemność, a ciemność sny. – Usłyszałem jej słaby głos, stłumiony przez
zaklęcia siatki.
Po chwili błysnęło i oboje zniknęli.
- Cieplej – skomentowała Natalia.
Nie usłyszała ostatnich słów demonicy, więc ja postanowiłem jej o nich nie
mówić. Uciekniemy stąd jeszcze dziś wieczorem, nikt nas nie znajdzie.
- Naprawdę cieplej? A kiedy było ci
zimno?
To było ciekawe spostrzeżenie.
Czyżby wyczuła zagrożenie?
- Odkąd się pojawiła Lily. –
Zmarszczyła czoło Nat. – Myślisz, że to była reakcja na obecność demona?
- Na to wychodzi. To ciekawe…
- Zabiją ją? – Spoważniała
dziewczyna.
- Tak. – Odwróciłem głowę wbijając
wzrok w najbliższy posąg. – Jest winna śmierci wielu aniołów. One nie zmienią
swej natury. Zawsze będą zabijać. Nie mamy wyboru.
- Dlaczego ty jej nie zabiłeś?
Poczułem jak stare, na wpół zatarte
wspomnienie, na nowo przeszywa mi umysł. Wspomnienie, o którym bardzo starałem
się zapomnieć. Zwróciłem się gwałtownie w jej stronę, moje skrzydła przecięły
ze świstem powietrze.
- A chciałabyś, żebym to zrobił? –
spytałem ostro. Cofnęła się o krok. Nie czekałam na odpowiedź. – Nie zabijam,
gdy nie muszę. Gdybym nie miał wyboru, nie zawahałbym się. To cena za twoje i
moje bezpieczeństwo. Ale ona nie stanowiła dużego zagrożenia. Nie będę miał na
rękach więcej krwi niż trzeba.
Dziewczyna ponownie otuliła się
ramionami.
- Przepraszam, nie chciałam cię
zdenerwować. Też nie uważam tego za właściwe. – Spojrzała na mnie błagalnym
wzrokiem. - Źle się czuję. Wracajmy.
- Wracajmy - zgodziłem się. Ciągle
czułem gniew.
Natalia podeszła bliżej, wyciągnęła
dłoń. Zabierając nas do Tunelu, poczułem jak mocno ściska moją dłoń, a cichy
głos w mojej głowie wyszeptał:
Naprawdę
przepraszam. I dziękuję za ponowne ocalenie życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz