niedziela, 27 stycznia 2013

Rozdział piąty: Jak to możliwe?



[Natalia]

Otępienie. Już nie ból, lecz otępienie. Czułam się strasznie, nie mogłam patrzeć na rękę. Jak ja mogłam tak bezmyślne wejść pod samochód? Nie mogłam zrozumieć swojego postępowania. Zawsze patrzyłam czy coś jedzie. I ten jeden raz nie spojrzałam...
Rodzice siedzieli obok mnie. Już się uspokoili. Wcześniej musiałam ich zapewniać, że czuję się lepiej, z pewnością szybko wyzdrowieję i nie muszą się martwić. Dlaczego ja musiałam ich pocieszać? Czyż nie powinno być odwrotnie? Nagle usłyszałam skrzypnięcie drzwi. Rodzice nie zwrócili na nie uwagi. Spojrzałam na wchodzącego. Jakiś chłopak, na oko w moim wieku. Zdawał się jaśnieć, pewnie przez strój – białe spodnie, taka sama koszulka, nawet adidasy miał w tym kolorze. Z ubiorem kontrastowały jego włosy, czarne niczym węgiel. Przystojny, wygląda jak chodzący ideał – przemknęło mi przez myśl. Siadł na wolnym łóżku przypatrując mi się z uwagą. Zastanawiałam się, kto to. Jego twarz z kimś mi się kojarzyła.
- Kim jesteś? – odezwałam się do niego.
Chłopak wydawał się być zszokowany. Nie odezwał się. Dlaczego? – myślałam. Sam tu wszedł, zachowuje się jakby mnie znał, a milczy. Nie – poprawiłam się – zastygł jak posąg.
Natomiast rodzice, zdziwieni, spojrzeli się przez ramię i wymienili zaniepokojone spojrzenia.
- Córeczko, do kogo ty mówisz? – spytała delikatnie mama.
- No jak to, do tego chłopaka. – Byłam zdziwiona. Przecież musieli zauważyć obcego chłopaka w sali. - Wszedł przed chwilą. Siedzi na sąsiednim łóżku.
Obejrzeli się jeszcze raz. Chłopak był tam na łóżku, ciągle widziałam szok na jego twarzy. Dziwne. Rodzice zachowywali się, jakby nic nie widzieli.
- Natalko, miałaś ciężkie przeżycia. Tam nikogo nie ma. Odpocznij – poradził tata i ucałował mnie na pożegnanie.
- Przyjdziemy jutro, kochanie. – Po tych słowach rodzice wstali, wymieniając zaniepokojone spojrzenia. Tata uścisnął lekko rękę mamy, po czym przepuścił ją przez drzwi. Jak nic poszli zapewne załatwiać mi wizyty u psychologa.
Spojrzałam za nimi zirytowana. Nie miałam przywidzeń. Na łóżku z pewnością siedział chłopak. Przyjrzałam mu się dokładniej. Miał szare oczy, którymi gorączkowo strzelał wokoło jak królik w sidłach. Widziałam jak napiął mięśnie ramion. Wyglądał na silnego. Zaraz, chwileczkę. – Zmrużyłam oczy. – On coś chowa za plecami. Nie mogłam jednak dostrzec, co to. Ostrożnie podniosłam się do pozycji siedzącej i oparłam na poduszkach.
- Nieważne co mówią rodzice, jestem pewna, że to nie omamy. Kim jesteś? – spytałam nieznajomego.
Wzdrygnął się. Co on taki płochliwy? Przez chwilę jakby zastanawiał się nad odpowiedzią, nim rzekł z wahaniem:
- Jestem Dawid.
- Dawid... I tylko tyle? – Dociekałam.
- Nie mam nazwiska. – Uśmiechnął się blado.
Jakiś dziwny jest – pomyślałam. Poprawiłam się na poduszkach i rzuciłam okiem na stolik obok. Komórka leży, okej. Jak coś to będę krzyczeć też chyba usłyszą. Podbudowana tą myślą, kontynuowałam rozmowę. Zresztą, nie czułam się zagrożona. Jedynie zirytowana.
- Co tu robisz? Nie znam cię. – Domagałam się wyjaśnień.
- To... skomplikowane. – Mówiąc to poruszył się lekko i dostrzegłam, co ukrywał za plecami. Nie, nie ukrywał... On miał skrzydła! Może ja naprawdę mam przywiedzenia?! Albo po prostu śnię? Rodzice wyszli i ja usnęłam, jak normalny człowiek.
- Ty... Ty masz skrzydła – wyjąkałam i lekko odsunęłam. Absurdalne, wiem, skoro byłam niemal przykuta do łóżka. – Kim jesteś?
Znów dostrzegłam lęk na jego twarzy.
- Ja... Nie wiem jak to wytłumaczyć. To nie powinno się nigdy stać – szepnął, jakby do siebie.
- Co się nie powinno nigdy stać?
- To, że mnie widzisz.
- A co, jesteś niewidzialny? – zdenerwowałam się. – Wytłumacz mi, kim jesteś i co tu robisz?!
Nie chciałam być niegrzeczna, ale czasem trzeba. Może jednak jest naprawdę niebezpieczny i trzeba było krzyczeć szybciej? Gdy jednak padły te słowa z moich ust, zdałam sobie z czegoś sprawę. Powiedział, że nie powinnam go widzieć. I choć ja go widziałam, to rodzice nie... W tym momencie Dawid powiedział mi coś, co powoli dochodziło do mojej świadomości.
- Tak, jestem niewidzialny. Jestem aniołem.
Mimo wszystko ledwo mogłam to pojąć. Przeraziłam się. Poruszyłam rękoma. Jedną przeszył ból, ale zignorowałam to.
- Aniołem? Ale to... To niemożliwe!
- Tak? Ale tu jestem. I wierz mi – jestem bardziej zdziwiony niż ty.
- Powiedzmy, że ci wierzę. Czemu tu jesteś?
Spojrzał na mnie ze smutkiem. Jednak w jego szarych oczach dostrzegłam iskierkę... Dumy? Czułości?
- Jestem twoim aniołem stróżem. Dość rzadko przydzielanym. Musisz być w jakiś sposób wyjątkowa dla Nieba.
To mnie zbiło z tropu.
- Dlaczego mam ci wierzyć? – szepnęłam. – Może mnie okłamujesz? A może po prostu śnię?
- A co podpowiada ci serce? – spytał.
To dziwne, ale wiedziałam.
- Że mam ci wierzyć.
Rozłożył skrzydła i pochylił się w moją stronę.
- I tego się trzymaj - prawdy, choćby była nierealna. Do zobaczenia. I nie mów o mnie nikomu.
Jednym płynnym ruchem zeskoczył z łóżka i wyszedł. Dostrzegłam, że porusza się równie lekko, ale pewnie. Zobaczyłam też w pełni jego skrzydła. Śnieżnobiałe, puszyste, ze srebrnym połyskiem, jakby mgiełką, spoczywały złożone na jego plecach. Sięgały niemal do podłogi. Czy to może być prawda? Mój umysł pracował wolno, otumaniony lekami, wciąż dochodziłam do siebie po dopiero co przeżytym wypadku. Poczułam nagle straszliwe zmęczenie. Nie walczyłam z nim, tylko ułożyłam się wygodnie. Po chwili zasnęłam.
Na nowo znalazłam się na miejscu wypadku. Wszystko widziałam z zaskakującą precyzją. Widziałam, jak na mnie jedzie samochód. Biegnij! - myślałam, lecz coś paraliżowało mnie w miejscu. To panika, szok. A potem uderzenie. Straszny ból. I w ostatnich chwilach świadomości... Chłopak biegnący ku mnie, dookoła niego jasna aura...A później już tylko ciemność.
Obudziłam się nagle. Była już noc. W świetle księżyca wpadającego przez okno rozmyślałam o moim śnie. Zdałam sobie sprawę, że to były moje wspomnienia. Już wiem skąd znam tego chłopaka. On naprawdę jest aniołem, to jego widziałam tuż po wypadku, tuż przed utratą świadomości. To prawda... Ale jak to możliwe? Zamrugałam i spojrzałam w bok.

***

O Boże, o Boże, o Boże! Chodziłem w kółko, niezdolny do myślenia, a serce biło mi jak oszalałe. Ona mnie widzi! Ona! Śmiertelniczka, moja podopieczna. Ale jak to możliwe? Nigdy, przenigdy coś takiego się nie zdarzyło.
To przeznaczenie. Mówiłem, że jesteście sobie przeznaczeni. – Znowu Głos.
- Niby w jaki sposób? Prawie zginęła, bo zabroniłeś Amelii powiedzieć mi o wizji!
Miłość. Twoja miłość uratowała Natalię. Ona miała umrzeć. Sam pomyśl, co zrobiłeś...
Myślałem gorączkowo. Przypomniałem sobie to dziwne uczucie w dłoniach, gdy przyłożyłem je do jej twarzy.
- Chcesz powiedzieć, że… uzdrawiam? Ale anioły nie mają takiej mocy! – zaprotestowałem.
Zwykłe anioły nie mają takiej mocy. – Zgodził się Głos. – Ty i Natalia jesteście wyjątkowi. Pokładamy w was wielkie nadzieje.
- Wielkie... Co to znaczy?! – wykrzyknąłem, lecz poczułem, że Mądrość odszedł.
No tak - pomyślałem z przekąsem. - Jak zawsze, przyszedł, dał jedną odpowiedź i mnóstwo nowych pytań. Szkoda, że nie powiedział mi, co zrobić z Natalią.
Moc uzdrawiania... Skąd ją mogłem mieć? Czego oni chcą ode mnie i Natalii? Ja bym chciał, aby nas zostawili w spokoju. Już i tak życie mi się strasznie pokomplikowało.
I co teraz? Nie mogę odejść. Muszę być zawsze z Natalią. A w sytuacji, gdy ona mnie widzi... Będę musiał wszystko jej wyjaśnić, wytłumaczyć. Czy zrozumie? Czy zaakceptuje moją wieczną obecność? Jak ja zniosę to, pod względem swojego uczucia do niej? Teraz jest bardziej realne. Wziąłem głęboki wdech i wróciłem do sali. Na szczęście spała. Mam czas pomyśleć.

***

Natalia spała długo. Dziwne, obudziła się w środku nocy. To jednak, w połączeniu z tym, że była sama na sali, pozwalało na rozmowę bez przeszkód. Gdyby ktoś usłyszał lub zobaczył jak prowadzi rozmowę z pozoru z powietrzem...
Nat ledwo otworzyła oczy, już je zamknęła. Po chwili otworzyła je ponownie, zerkając przez rzęsy. Nie wiedziałem, dlaczego tak robi, póki nie zorientowałem się, że to przez mój blask skrzydeł.
- Wybacz, nie umiem tego „zgasić” – powiedziałem przepraszająco. Nie wiem czemu, ale czułem potrzebę wytłumaczenia się z tego.
- Nie szkodzi – odpowiedziała. – W końcu powinieneś być niewidoczny.
Po chwili rzekła z wahaniem.
- Ty naprawdę tu jesteś.... Myślałam, że byłeś tylko snem. Chociaż widziałam cię tuż po wypadku. Biegłeś w moją stronę…
Czułem jej zdezorientowanie. Naprawdę nie wiedziała, co o tym myśleć. Sam dziwię się bardziej – pomyślałem.
Nat drgnęła.
- Co powiedziałeś? – spytała. Podciągnęła się na poduszkach i utkwiła we mnie wzrok.
- Nic – odrzekłem zaskoczony.
- Coś słyszałam. Jakby... Coś o tym, że bardziej się dziwisz? – Zakończyła pytająco.
Niech to szlag, słyszy moje myśli?
Znowu! Co to ma być?
To nie była moja myśl. Teraz to ja usłyszałem jej myśli...
- No nie – powiedziałem na głos. Wstałem i zacząłem krążyć po pokoju. – Teraz to już naprawdę nic nie rozumiem. Najpierw ukrywacie przede mną wizje Amelii. Później dowiaduję się, że uzdrawiam, choć nikt nie ma takiej mocy. Natalka mnie widzi, choć nigdy tak się nie zdarzyło i nigdy nie powinno się wydarzyć. A teraz jeszcze rozmawiamy w myślach? Co jeszcze kryjecie przed nami?!
Spojrzałem groźnie w Niebo, zaciskając dłonie w pięści. Korciło mnie, by przywołać sztylet, choć nie wiem, co by to dało. Miałem dość i opanowała mnie agresja. Odetchnąłem głęboko. Mój wybuch przeraził Natalię. Nie wiedziała tak naprawdę, kim jestem, widziała coś, czego nie powinna, a teraz te nadprzyrodzone zdolności...
- Przepraszam... Nie chciałem cię przestraszyć.
- Dawid... – Drgnęło mi serce. Pierwszy raz zwróciła się do mnie imieniem. – Czy możesz mi... trochę wytłumaczyć?
Westchnąłem ponownie, ale z ulgą. Wróciłem na szpitalne łóżko, siadając na jego skraju, tak, by skrzydła zwieszały się po drugiej stronie. Było to też komfortowe dla Nat, gdy nie siedziałem zbyt blisko – widziałem to po jej oczach. Zacząłem od najprostszego stwierdzenia.
- Jak już mówiłem jestem aniołem, twoim aniołem stróżem lub po prostu Opiekunem.
- Od kiedy? – Nat zadawała konkretne, szybkie pytania.
- Przybyłem wkrótce po śmierci twojej babci. Gdy miałaś trzynaście lat.
- Od tamtej pory miałam uczucie jakby ktoś przy mnie był. Myślałam, że to babcia... To byłeś ty. – Oblała się rumieńcem. Wiedziałem, o czym myśli.
- Nie przejmuj się. Nigdy nie naruszyłem twojej prywatności – powiedziałem uspakajająco.
Przyjrzała mi się zamyślona.
- Ile masz lat?
- Tyle ile ty.
Była zdziwiona.
- Naprawdę?
- Tak. – Spojrzałem obojętnie na swoje dłonie. - Dlaczego tak cię to dziwi?
Zamknęła oczy.
Zawsze myślałam, że anioły zostały stworzone przez Boga tysiące lat temu. – Usłyszałem jej szept w głowie. – A tymczasem ty mówisz, że masz siedemnaście lat, tak jak ja. Więc... jak się rodzicie?
Zdziwił mnie ten kontakt, ale tym razem trwałem nieruchomo.
Dlaczego mówisz do mnie w myślach?
Bo jestem ciekawa jak to działa.
Przypomniałem sobie, jak bardzo lubi książki fantasy. Gdy już uwierzyła, że istnieję, musi być ciekawa czegoś, co jak sądziła, nigdy się jej nie przydarzy.
Po śmierci swojego podopiecznego, pilnujący go anioł zamienia się w pył nadając życie, kwiatom, zwierzętom. Czasem poświęca wiele energii, aby inny anioł mógł się narodzić. To dość skomplikowane, nie pytaj dalej.
Zadrżałem. Tym pytanie przypomniała mi Amelię. Czy miałem rację oskarżając ją o wszystko?
Dawid? Wszystko w porządku?
Podniosłem głowę i przyjrzałem się jej. Zaskoczyła mnie. Była troskliwa nawet w stosunku do obcego chłopaka, z którym rozmawia w środku nocy o aniołach. Zadziwiała mnie coraz bardziej, a wydawało mi się, że ją dobrze znałem.
Tak. Spojrzała na mnie wątpliwie. Nie. Skapitulowałem.
Co się stało?
Zawahałem się na parę sekund, ale potrzebowałem się zwierzyć.
Wśród aniołów występują dodatkowe zdolności. Dokładnie dwie. Nie wiem, skąd wzięły się moje...
Twoje? – Uniosła brwi.
Później ci powiem, dobrze?
W porządku. Co dalej?
Niektórzy potrafią zawrócić człowieka od śmierci. Spojrzałem na nią. Śmierć kliniczna.
Och! Czy ty... Też mnie zabrałeś od śmierci?
To... Nie do końca tak. Prawie zmarłaś, ale ja cię nie zawróciłem... Ja cię uzdrowiłem. Nie wiem, skąd ta moc.
A może wiem? Może to moja miłość dała mi tę moc?- Postarałem się, aby nie słyszała tych rozważań. Wróciłem jednak do rozmowy z nią.
Druga moc to widzenie przyszłości. Koleżanka ma taką moc. Już cztery lata temu, w czasie rozpoczęcia roku miała wizję twojego wypadku. Nic mi nie powiedziała. Zacisnąłem zęby. Cztery lata nic mi nie powiedziała.
Och… - Natalia jakby lekko oklapła, oparła głowę o poduszkę i odchyliła ją, patrząc w sufit.
Och? To mało powiedziane, biorąc pod uwagę, co przeżyłaś. I ja też.
A pomyślałeś, że dzięki temu, że nie zapobiegłeś wypadkowi, ja teraz mogę cię widzieć? Coś w nim sprawiło, że stałeś się dla mnie widoczny. I zapewne inne anioły też. Natalia myślała logicznie, jak zawsze.
- Masz rację – powiedziałem na głos w zamyśleniu. - Nie myślałem o tym w ten sposób. Byłem wściekły, że zataiła wizje przede mną.
Powinieneś jej wybaczyć. Tak długo była twoją przyjaciółką. Tak długo jak Alicja jest moją. Wiesz, kim jest Alicja, prawda?
- Nat, nie mogę się oddalić na więcej niż kilkanaście metrów. To się raczej nie zmieniło po twoim wypadku, choć to warte sprawdzenia. A Alicja – uśmiechnąłem się lekko - jest właśnie podopieczną Amelii. Pewnie przyjdzie do ciebie w odwiedziny... Więc wtedy z nią porozmawiam, ale… Nie wiem czy potrafię jej wybaczyć – przyznałem. - Mogłaś zginąć.
Ale nie zginęłam. Proszę, zrób to dla mnie i pogódź się z nią. - Podniosła się i spojrzała prosząco.
Dlaczego tak ci na tym zależy? Nie znasz jej.
Zastanowiła się nad tym pytaniem.
Sama nie wiem. To prawda, nie znam jej, ale jakoś… nie potrafię się na nią gniewać, skoro dzięki temu wypadkowi widzę ciebie. Zawsze wierzyłam, że istnieją anioły, dobre moce. Teraz to się urzeczywistniło, zupełnie jakbym była bohaterką książki fantasy. – Tym razem ona się uśmiechnęła, ale szeroko i z rozmarzeniem.
Pokręciłem głową. Z niedowierzaniem, choć znałem ją przecież od lat.
- Ty masz naprawdę przedziwne podejście do życia. Każda inna dziewczyna z wrzaskiem wywaliłaby mnie z sali lub uparcie twierdziła, że kłamię. A ty bez mrugnięcia okiem wierzysz we wszystko, co ci mówię.
I taką będziesz musiał mnie polubić.
- Taką już cię lubię. - Uśmiechnąłem się.
Chyba tak. - Zaśmiała się cicho, poprawiając poduszki.
Nagle poczułem ból w ręce. W lewej ręce, tej, którą złamała Natalka.
- Boli cię ręka. Powinnaś wezwać pielęgniarkę, może da ci coś przeciwbólowego.
- Skąd wiesz...? – Była niezmiernie zdziwiona.
- Czuję twój ból, ale tylko taki od ran. Ból głowy czy brzucha już nie. – Uśmiechnąłem się.
Podszedłem do jej łóżka i nachyliłem się nad nią. Nacisnąłem za nią guzik i odsunąłem się. Wciąż nie mogłem uwierzyć. Czułem jednak ból, ale nie ten od Nat. Bolała mnie świadomość, że Nat wcale nie musi mnie kiedykolwiek pokochać tak, jak ja ją…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon wykonała DaFne z Wyimaginowanej Grafiki.