teraz...
-
Ona ma siedemnaście lat, na miłość boską. Ile można? – Wściekły do granic
możliwości, kopnąłem krzesło. Ups...
-
Co to było? – Aleksandra obróciła się gwałtownie, przerywając rozmowę z córką.
Nat była z tego zadowolona. Ona też miała dość wykładów matki o szkole. Dobrze
się uczyła, więc po co te wykłady na temat stopni? Niedobrze się robi, jak się
tego słucha.
-
To ja lecę do szkoły. Pa! - Nat szybko chwyciła plecak i wypadła do
przedpokoju.
-
Tylko pamiętaj, co mówiłam! – krzyknęła jej matka z kuchni.
-
Jasne, jasne – mruknęła pod nosem Nat, zawiązując buty. - Aby pamiętać, trzeba
najpierw słuchać.
Stłumiłem
śmiech. Przestała słuchać wywodów matki kilka tygodni temu, gdy uznała, że zna
je już na pamięć. Zresztą wcale ich nie potrzebuje, uczy się doskonale. Aleksandrze
nie podoba się jednak, że jej córka ma tyle pasji i że tyle czasu spędza poza
domem. I choć do tej pory Natalia nie opuściła się w nauce, to jednak Ola woli
profilaktycznie udzielać jej przeróżnych rad. I zupełnie zbędnych.
Nat
wyszła z domu, a ja za nią. Ruszyła przed siebie chodnikiem. Przyjrzałem się
jej. Była o wiele ładniejsza, niż gdy miała trzynaście lat, choć myślałem, że
to niemożliwe. Nabrała teraz jednak kobiecych kształtów. Miała lekki makijaż i
piękne włosy sięgające do pasa. Gimnazjum dobrze na nią wpłynęło – jest
znacznie pewniejsza siebie, nie boi się nowych znajomości. Miała jednak
nietypowe zainteresowania i, co najdziwniejsze, przekładała je na rzeczywistość
– uczyła się walki mieczem, ćwiczyła sztuki walki. Nie powiem, nas w Niebie też
tego uczyli, jako formę obrony przed upadłymi aniołami, ale czemu Natalkę
ciągnie do czegoś takiego to nie wiem. Chętnie jeździła na kolonie, gdzie mogła
się wspinać, strzelać z łuku, błądzić po lesie... To przynajmniej rozumiałem, lubiła
aktywne spędzanie czasu.
Na
wspomnienie tych chwil, poczułem ukłucie żalu. Długo myślałem o tym, co
powiedziała mi Amelia rok temu. Naprawdę ją kochałem. Ciężko mi było to
zrozumieć. To było nowe uczucie, obce większości aniołów. Zdałem sobie jednak
sprawę, że tym, czego najbardziej pragnę... Jest móc ją dotknąć, przytulić,
pocałować.... Okazać jej moją miłość i dowiedzieć się, czy czuje to samo.
Gorzka prawda, że to niemożliwe, odbierała wszelką nadzieję. Przy istnieniu
trzymała mnie tylko ta druga, mniej istotna miłość – nie do dziewczyny, lecz do
podopiecznej. Jednak, jak długo tak wytrzymam? Ile minie czasu nim zniknę przez
niszczące mnie myśli, przez odbierające sens życia rozmyślania?
Te
myśli sprawiły, że niemal się zatrzymałem. Dopiero nagły huk sprawił, że lekko
otrzeźwiałem. Nie trafiłem jednak na mecz piłkarski, a do szkoły. Codziennej
zmory mojego życia. Dobrze, że jest czerwiec, więc wkrótce koniec roku. Wtedy
będzie choć trochę spokoju.
Natalia
pobiegła przywitać się z Alicją, ja sam powlekłem się ku Amelii.
-
Cześć - mruknąłem.
-
Cześć. – Amelia miała cały czas oczy przesłonięte mgiełką. Lekko się chwiała,
pomagała sobie skrzydłami, aby zachować równowagę. Machała nimi tak szybko, że
widziałem tylko złote kreski.
-
Co widzisz? – spytałem bez zainteresowania.
-
To samo. Ciągle to samo – odpowiedziała półprzytomnie.
-
Czyli co? – Byłem pewny, że nie odpowie, ale pytałem z nudów.
Spojrzała
na mnie uważniej. Wizja się skończyła.
-
Widzę, co zdarzy się później. Tylko tyle mogę ci powiedzieć.
-
Naprawdę? – zapytałem ironicznie. Nie domyśliłbym się.
-
Przestań zanim zaczniesz, okej? – rzuciła Amelia niespodziewanie ostrym tonem.
Zezłościła się.
-
No dobra. – powstrzymałem swoje nerwy na wodzy. - Idziemy?
-
Tak. Chodźmy szybko do klasy, oddaliliśmy się niemal maksymalnie. – Amelia była
zadowolona ze zmiany tematu. Ja mniej. Ruszyliśmy za podopiecznymi, a ja znowu
pogrążyłem się w myślach.
Czułem
się zmęczony. Od prawie roku męczyłem się ze wszystkim. Z moimi uczuciami,
samotnością, ciągłą pracą. Targały mną uczucia obce większości aniołów. Nigdy
nie widziałem anioła z depresją. Cóż, najwyraźniej byłem wybrykiem natury.
Czasami miałem ochotę być zwykłym człowiekiem. Z kolei, kiedy indziej,
żałowałem, że narodziłem się, by być Opiekunem i że przydzielono mnie Natalii
Wilec – dziewczynie, którą pokochałem. Dziewczynie, która mnie nie widzi...
Mistrzowie wiedzieli jak kończą się takie pary. Znają moją przyszłość, tak
twierdzi Mądrość. Więc dlaczego do tego dopuścili?
***
Na
podobnych rozmyślaniach upłynęły mi całe lekcje. Amelia także była milcząca.
Pełne lęku spojrzenia rzucała mi, gdy myślała, że nie patrzę. Nic z tego nie
rozumiałem. Byłem jak zagubione dziecko, niczego nieświadome. Odmówiono mi
wiedzy, co się dzieje, ukryto przede mną tematykę wizji przyjaciółki. Nie
miałem już jednak nawet siły na złość. Nie miałem siły na nic. Czułem się jak
duch, snujący się wśród ludzi, niewidoczny, zapomniany.
Po
szkole Nat poszła do sklepu po kosmetyki. Alicja musiała zostać dłużej w
szkole, poprawiała jakiś sprawdzian, więc moja podopieczna chodziła sama.
Weszła do sklepu, ja zostałem przed nim. Usiadłem sobie na ławce z zamiarem
sprawdzenia wiadomości z Nieba, w czasie, gdy Nat będzie buszować między
kosmetykami.
Usłyszałem,
że zginęło kilkunastu aniołów w czasie jednej z walk, gdzieś na tych terenach
wojennych, nie podano dokładnie. Podano też niepokojące wieści o zniknięciu
kilku aniołów. Nie zginęli – wiedziano by o tym. Ale też nie było ich w naszym
świecie. Ciekawe. Owszem istniał alternatywny świat, ale potwierdzono jedynie
jego istnienie, żaden anioł nigdy tam się nie dostał…
Nagle
poczułem strach, ogarnął całe moje ciało. Niewysłowione przerażenie ogarnęło
mój umysł. Nie pochodziło ode mnie, pochodziło od... Zerwałem się gwałtownie,
patrząc bezradnie na ulicę. Gdy ja słuchałem wiadomości, Natalka wyszła ze
sklepu. To były ułamki sekund. Weszła na jezdnię, a jakieś rozpędzone auto
jechało prosto na nią. Rzuciłem się ku niej wiedząc, że nie zdążę, że za późno
na cokolwiek. Nie mogłem jednak znieść myśli, że ona może umrzeć. Nie mogę jej
kochać? Nie mogę z nią żyć? Ale ktoś ma taką szansę i dla tego kogoś Natalia
musi istnieć. Patrzyłem jak Nat gwałtownie odwraca głowę w prawo, bezradnie
zasłaniając dłońmi twarz. Widziałem, jak w spowolnionym tempie, że samochód
uderza w jej delikatne ciało. Zachwiałem się i przewróciłem. Poczułem to
uderzenie, zupełnie jakbym to ja tam był, jakbym to ja teraz leżał we krwi....
Jest nieprzytomna? Martwa?
***
Czułam
straszny ból. Promieniował z całego mojego ciała, zwłaszcza z ręki, którą
przygniotłam. Nie miałam sił się ruszyć, by ją wyswobodzić. Tak bardzo boli...
Wokół mnie wszystko zaczęło się rozmazywać. Kolory traciły ostrość i stawały
się szaro-czarne. Nawet ból zdawał się zelżeć. Nagle wśród tej ciemności
dostrzegłam srebrne światło, pochodziło od... chłopca? Biegł ku mnie, wyraźnie
przerażony. Czy to anioł, czy to Niebo? Chyba umieram... Myśli gasły. Osunęłam
się w niebyt.
***
Pozbierałem
się z ulicy i czym prędzej podbiegłem do Nat. Minęła ledwie chwila, a już wokół
zbierał się tłum gapiów, szepcąc panicznie - „Żyje? Żyje?”
Ktoś
dzwonił po karetkę, ktoś wzywał policję. Dopadłem ciała Natalii, wsłuchałem się
w serce. Biło słabo. Przyłożyłem dłonie do jej twarzy. Prawie jej nie
widziałem, łzy zasłaniały mi wszystko. Nie
możesz mnie opuścić. Poczułem lekki prąd w dłoniach. Dziwne. Gdy ponownie wsłuchałem się w bicie jej serca poczułem
drobną ulgę. Było lepiej. Musiałem spokojnie myśleć. Jestem Opiekunem, nie mogę
dać się porwać fali emocji, mojej... miłości do niej, bo to mnie zniszczy.
Odsunąłem się lekko, aby umożliwić dostęp innym ludziom, nie mogą mnie poczuć.
Z bólem patrzyłem na jej obrażenia. Z pewnością ma złamaną rękę. Z rany na
czole spływała krew. Dobrze, że straciła przytomność, to musi być straszny ból.
A jak się obudzi i będzie go świadoma, poczuję go i ja. Wzdrygnąłem się mimo
woli, czując coraz większy lęk.
Jak
bardzo Nat będzie cierpieć, jak długo będzie musiała być w szpitalu... Wszystko
to potęgowało mój ból. Nie powinno tak być! Amelia miała wizje - dlaczego mnie
nie ostrzegła? Na pewno widziała ten wypadek. Byłem na nią wściekły. I dlaczego
w ogóle Nat wyszła ze sklepu? Wyraźnie czułem, że zamierzała tam spędzić
dobrych kilkanaście minut. Słuchanie wiadomości zajęło mi co najwyżej pięć
minut.
I
wtedy usłyszałem krzyk jakiejś dziewczyny. Odwróciłem szybko głowę. To była
Alicja, oczywiście wraz ze swoją, niewidoczną dla niej, Opiekunką. Dziewczyna
biegła w moją stronę, w stronę nieprzytomnej Natalki, z którą zapewne miała się
spotkać. Najwyraźniej już wyszła ze szkoły i zadzwoniła po Nat. Za nią, szybko
machając skrzydłami, podążała Amelia. Na jej widok coś we mnie pękło.
Poderwałem się gwałtownie i wściekły ruszyłem w jej kierunku.
-
Dlaczego nic nie powiedziałaś, dlaczego?! – wykrzyczałem. – Mogłem ją uratować,
mogłem nie pozwolić jej wyjść na jezdnię. Ledwo przeżyła, tego chciałaś?
-
Nie, nie, Dawid... – Nie skończyła, gdyż jej przerwałem.
-
Wiedziałaś o tym! Dlaczego nic nie powiedziałaś? Czy życie Natalki nic cię nie
obchodzi?! Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką – rzuciłem rozgoryczony. –
Chyba się pomyliłem.
-
Dawid, nie, proszę. Wysłuchaj mnie – rzekła, patrząc na mnie błagalnie. W jej
błękitnych oczach krył się smutek. – Nie chciałam tego, cierpiałam nie mogąc ci
powiedzieć. Ale zabroniono mi. Nie wolno zdradzać wizji. – Dziewczyna prawie
zapłakała. - Za to są kary, surowe kary. Mogliby nawet odebrać mi Alicję.
-
Amelia... – zacząłem gniewnie, ale mi przerwała.
-
Och, proszę, Dawid. Nie rozumiesz? Ta wizja... Ta wizja nie dawała mi spokoju
przez cztery lata. Przez cztery długie lata odkąd was poznałam. Nie miałam jej
dlatego, aby to powstrzymać... Ale po to żeby zrozumieć. Nie można było temu
zapobiec. To musiało się stać. Posłuchaj... – Amelia mówiła szybko, zapewne w
obawie, że jej przerwę. Nie mogłem tego słuchać. Nie chciałem zrozumieć. Nie
chciałem wierzyć, że to jakiś misterny plan, w którym moja ukochana musi być
ofiarą. Chciałem jedynie wierzyć, że moja podopieczna wyzdrowieje.
-
Nie, Amelio, teraz ty posłuchaj. Nie chcę już słyszeć nic więcej rozumiesz? Mam
dość tych kłamstw i niedomówień. Myślałem, że jesteś moją przyjaciółką.
Tymczasem ty cztery długie lata okłamywałaś mnie, zatajałaś prawdę. Nie chcę
Cię już widzieć. – Widziałem łzy w jej oczach. Nie mogłem znieść tego widoku.
Wiedziałem, że moje słowa ją krzywdzą, lecz ja czułem się bardziej skrzywdzony.
To ona pierwsza odkryła, że kocham Natalię. Odkryła to szybciej niż ja sam, a
teraz prawie pozwoliła jej umrzeć.
Odwróciłem
się i podszedłem do Natalki. W czasie tłumaczenia się Amelii przyjechała
karetka. Zabierze mnie od niej, choć nie na zawsze. Nat leżała już wewnątrz
pojazdu. Lekarze kręcili się przy niej, coś poprawiając, coś podpinając. Nie
znałem się na tym. Po chwili zatrzasnęły się drzwi, kierowca włączył sygnał i
ruszył do szpitala. Było dosyć ciasno, a moja obecność podświadomie denerwowała
sanitariuszy. Upewniłem się, czy Nat się nie budzi i przeniosłem się na dach.
-
O kurczę!
Zwiało
mnie z dachu. Zawsze miałem szybki refleks, więc nim uderzyłem o jezdnię,
ryzykując przeniknięcie przez samochody i ludzi (to nie byłoby zbyt miłe
uczucie), rozwinąłem skrzydła. Szybko doleciałem do karetki i utrzymując stałą
prędkość leciałem nad nią aż do szpitala. Tam zajęli się Nat. Odzyskała już
przytomność i czułem okropny ból. Gdy podali jej jakieś środki przeciwbólowe,
dla odmiany poczułem straszne otępienie, jednak po chwili Nat ponownie zasnęła.
Życie Opiekuna nie jest lekkie. Odczuwanie bólu i nastroju podopiecznych
stanowczo zbyt mocno na nas wpływa.
Gdy
przyjechali jej rodzice, ja na chwilę wyniosłem się z pokoju, gdyż emocje były
tak silne, że targały mną jak wiatr piórkiem. Wróciłem, gdy się uspokoili. Nat
czuła się lepiej, ból uśmierzyły leki. Siadłem sobie spokojnie na jedynym
wolnym łóżku, na razie Natalka była jedynym pacjentem na sali. Jednak to, co
się zdarzyło później zupełnie wytrąciło mnie z równowagi.
Natalia
spojrzała z ciekawością w moją stronę. Jej umysł był zamknięty, więc starałem
się nie naruszać jej prywatności. Co ją tak ciekawi, za mną jest tylko ściana?
Po chwili dotarło do mnie coś jeszcze – wyczuwam jej ciekawość, ale nie myśli.
Jej umysł zamknął się jeszcze bardziej... Dlaczego? Nigdy tak nie było. I nie
powinno być.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz